Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

9. Różnice.

Lubiłam ten moment, kiedy Dominik przebudzał się na chwilę, zerkał na mnie i, uspokojony, szczęśliwy, odpływał z powrotem.

Wiem, że każda matka uważa, że jej dziecko jest piękne, wyjątkowe i szczególne. Nie jestem wyjątkiem. Dominik wydaje mi się cudowny. Najmądrzejszy, najsłodszy, najpiękniejszy. Naj.

Wiedziałam, że już za chwilę pożałuję, ale całuję go, w mięciutką jak najdelikatniejszy jedwab,skórę.
- Mamma- wzdycha i otacza mnie pulchnymi rączkami. Uśmiecham się i wtulam nos w zaokrąglenie na szyjce.

Idylla kończy się w chwili, kiedy czuję jak moje pojedyncze włosy zostają, siłą małych łapek, wyrwane z głowy. Serio, słychać „straaaaap".
- Czy Ty chcesz mieć łysą matkę, potworze!? - wołam z udawanym oburzeniem sprawiając, że Dominik śmieje się głośno.
- Ty mała czerepo Ty! Nie wyrywaj mamie włosów!
Dalej chichocząc próbuje dla odmiany ugryźć mnie w nos.
- Czerepo - powtarza ze śmiechem, próbując wydostać się z moich gilgoczacych dłoni.

Dzisiaj mam wolny dzień i jestem w wyśmienitym humorze. Pogoda zgadza się ze stanem mojego ducha i świeci piękne słoneczko!
Żyć nie umierać!

- Wstawaj potworze! Mamy dużo pracy dzisiaj - mówię, odsłaniając zasłony w oknie.
- A co musimy pracować? - pyta mój synek próbując zdjąć spodnie od pidżamy. - Będzie ciocia Iza? I Wojtek? Będziemy jeść sushi?
- Pewnie, że tak kochany! Ale najpierw jedziemy do babci Wojtka po jajka! I będziemy malować! I pisać list do zajaczka! Czy Dominik wie, o co będzie prosił zajaczka?- pytam ze śmiechem pomagając mu ze spodniami.

- Już zamówiłem - odpowiada poważnym tonem.
Patrzę na niego lekko zdezorientowana.
- Co zamówiłeś? Gdzie?
- Na Allegro. Pokazałem Wojtkowi i Wojtek mówi, że zna królika.
- Zajączka - poprawiam machinalnie.
- Zajączka zna- zgadza się posłusznie- i przyniesie koparkę telecomandata.

- Sterowana koparkę ci przyniesie? Jak to? Tak bez mamy?
- Wojtek mówił, żeby teraz zamówić, bo królik może być zajęty i nie zdążyć na czas. Taaa. Trzeba pomalować jajka dla królika?

Czuję się, jakbym dostała obuchem. Nie wiem, na który komunikat zareagować najpierw.
- Mama, a króliki nie jedzą marchewki? Dlaczego ten królik chce jajka? I czemu pokolowane? In senso, zje je, to po co kolowac? Nic nie rozumiem.

- Kochanie Zajączek, nie królik...- zaczynam
- A jaka jest różnica między Zając a królik? Nie są takie same? Że zając je jajka? A królik marchewkę? Tak? Mama, mama, mama weź.

Mały potwór siada mi na głowę i wyrywa kolejne pięć włosów, dzięki czemu udaje mi się uspokoić.
-Domenico - mówię ze śmiechem- Ty gaduło mamy, ty. Królik nie je jajek- zaczynam monolog
- A zając tak?- patrzy na mnie z autentycznym zdumieniem.

I bądź tu mądry i pisz wiersze.
W chwilach takich jak ta, kiedy przez głowę przebiega tysiąc różnych odpowiedzi, reakcji, żal o to, że Martin tego nie widzi, jest ogromny.
Żal, że widzę to tylko ja.
Jak fantastyczny jest to dzieciak.

- Okej śmiedzące ucho. Ani królik, ani Zając nie jedzą jajek. Jedzą marchewki. Jajka się koloruje na Wielkanoc. Taka tradycja jest.
- Co to tradycja?
- Coś co się zawsze robi w jakimś czasie. Zawsze tak samo. Na święta się ubiera choinkę, a na Wielkanoc maluje jajka.

- A dlaczego?
- O matko! Chodź potworze! Będziemy gadać, jak mama będzie pić kawę, okej? Mama potrzebuje duuuuużooooo kawy, żeby odpowiedzieć na wszystkie pytania.
Dominik posłusznie człapie do kuchni i wdrapuje się na swoje krzesełko.
- A ja kiedy będę pić kawę?
- Jak będziesz duży. Ty nie potrzebujesz kawy, bo masz dużo energii. Za dużo - mruczę pod nosem.

Wojtek zjawia się punktualnie o dziesiątej. W jeansach, białej koszulce i przeciwsłonecznych okularach, wygląda trochę jak gwiazda filmowa. Kiedy na niego patrzę posyła mi jeden ze swoich zaraźliwych uśmiechów i sprawia, że czuję się jeszcze lepiej.

- Cześć mama!- podchodzi i całuje mnie w policzek.
- Cześć przystojniaku! - odwzajemniam buziaka. - Słyszałam, że znasz królika.
Patrzy na mnie przez sekundę zdezorientowany. Mruga kilkakrotnie, ale szybko reflektuje.
-Wielkanocnego? Ano znam. Co mam nie znać. Ja dużo sławnych osób znam.

- Ha! - słyszę glos Izy jak tylko wchodzimy do ogródka. - Mówiłam cioci, żeby go nie zapraszać!
- Ale Izuś- słyszę głos pani Barbary, matki Wojtka. - Jak możesz tak mówić! Zwłaszcza kiedy... - przerwa.

Mój wzrok pada na siedzącego w milczeniu Krzysia. „Zwłaszcza kiedy on tu jest"- kończę w myślach.
Iza parska gniewnie, a Krzyś nawet nie mruga okiem.
- Basia! - krzyczy moje dziecko, biegnąc na łeb, na szyję, do Barbary.
- Domi- ta podnosi go i całuję w główkę. - Jak ty urosłeś!
- Jak dorsz- piszczy mój synek, wypinając dumnie klatkę piersiową.

Wszyscy patrzymy po sobie odrobinę zdezorientowani. Większość oczu zwrócona jest na mnie gwoli wyjaśnienia. Anja naprawdę nie mam bladego pojęcia, o co mu chodzi.

- Rosnę jak dorsz- szczebioce radośnie Dominik, wskazując na siebie paluszkiem.
Wybucham śmiechem.
- Jak drożdż. Rośniesz, jak na drożdżach- ledwo udaje mi się wykrztusić.
- No przecież mówię! - Dominik wyrywa się z objęć i biegnie do Izy.
- Ciocia! Kto to?- pyta, bezwstydnie pokazując palcem na biednego Krzysia. Nie widuję go często, więc zapewne zapomniał kim jest.

Krzyś jest zakochany w mojej przyjaciółce od wieków. Znamy się z Izą tylko trzy lata, ale śmiało mogę uwierzyć, że to prawda.
Krzyś, Wojtek i Iza wychowali się razem. Byli jak trzy muszkieterowie.
A właściwie nie. Byli jak trzyosobowa banda, a hersztem była oczywiście Iza.

Krzyś podobno wyznał miłość Izie w wieku niespełna trzech lat.
Byli oczywiście nierozłączni. Wielka miłość na miarę hollywoodzkiego filmu.
Skończyła się w wieku lat ośmiu, kiedy Krzyś pocałował inną dziewczynkę i został na tym przyłapany.
Jego tłumaczenia, że „to ona jego pocałowała", zupełnie nie trafiła do Izy.
I jakkolwiek idiotycznie by to nie brzmiało, Iza nie może go odtąd znieść.

Kiedy ją o to zapytałam powiedziała, że powie mi prawdę, jak opowiem jej o tym, jak zaszłam w ciążę.
A więc najprawdopodobniej nigdy się nie dowiem, dlaczego moja przyjaciółka zachowuje się jak małe dziecko.

Kiedy wszyscy siedzimy rozwaleni na kanapach w sypialni czuję ogarniające mnie rozleniwienie. I szczęście.
Uwielbiam przyjeżdżać do rodziców Wojtka. Czuję się z nimi jak członek rodziny.
Różnica jest taka, że nim nie jestem.
Niewielka, myślę, jak pomiędzy królikiem a zającem.

Moje rozmyślania przerywa dźwięk telefonu.
Wyświetla się tylko numer.
Chwilę wpatruję się w ekran, zastanawiając się czy nie odrzucić połączenia.
Naciskam zieloną słuchawkę.

- Tak?
- Hej! Magda? - słyszę pytanie.
-Tomek? - rzucam zdziwiona. Dlaczego dzwoni do mnie w weekend?
- Słuchaj, jest sprawa. Mogłabyś pracować dziś wieczorem? - pyta.
Patrzę zdezorientowana na twarze moich przyjaciół. Wpatrują się we mnie pytająco.

- Pan Rosatti potrzebuje tłumacza na dziś wieczór. Mogłabyś? - tłumaczy, nie czekając aż się odezwę.

❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️

Hej!
Początek historii mamy za sobą. Jak ci się podoba? I czy w ogóle?
Dziękuję, że czytasz!
Wspaniałego dzionka!
Pozdrawiam,
Ania

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro