9. Różnice.
Lubiłam ten moment, kiedy Dominik przebudzał się na chwilę, zerkał na mnie i, uspokojony, szczęśliwy, odpływał z powrotem.
Wiem, że każda matka uważa, że jej dziecko jest piękne, wyjątkowe i szczególne. Nie jestem wyjątkiem. Dominik wydaje mi się cudowny. Najmądrzejszy, najsłodszy, najpiękniejszy. Naj.
Wiedziałam, że już za chwilę pożałuję, ale całuję go, w mięciutką jak najdelikatniejszy jedwab,skórę.
- Mamma- wzdycha i otacza mnie pulchnymi rączkami. Uśmiecham się i wtulam nos w zaokrąglenie na szyjce.
Idylla kończy się w chwili, kiedy czuję jak moje pojedyncze włosy zostają, siłą małych łapek, wyrwane z głowy. Serio, słychać „straaaaap".
- Czy Ty chcesz mieć łysą matkę, potworze!? - wołam z udawanym oburzeniem sprawiając, że Dominik śmieje się głośno.
- Ty mała czerepo Ty! Nie wyrywaj mamie włosów!
Dalej chichocząc próbuje dla odmiany ugryźć mnie w nos.
- Czerepo - powtarza ze śmiechem, próbując wydostać się z moich gilgoczacych dłoni.
Dzisiaj mam wolny dzień i jestem w wyśmienitym humorze. Pogoda zgadza się ze stanem mojego ducha i świeci piękne słoneczko!
Żyć nie umierać!
- Wstawaj potworze! Mamy dużo pracy dzisiaj - mówię, odsłaniając zasłony w oknie.
- A co musimy pracować? - pyta mój synek próbując zdjąć spodnie od pidżamy. - Będzie ciocia Iza? I Wojtek? Będziemy jeść sushi?
- Pewnie, że tak kochany! Ale najpierw jedziemy do babci Wojtka po jajka! I będziemy malować! I pisać list do zajaczka! Czy Dominik wie, o co będzie prosił zajaczka?- pytam ze śmiechem pomagając mu ze spodniami.
- Już zamówiłem - odpowiada poważnym tonem.
Patrzę na niego lekko zdezorientowana.
- Co zamówiłeś? Gdzie?
- Na Allegro. Pokazałem Wojtkowi i Wojtek mówi, że zna królika.
- Zajączka - poprawiam machinalnie.
- Zajączka zna- zgadza się posłusznie- i przyniesie koparkę telecomandata.
- Sterowana koparkę ci przyniesie? Jak to? Tak bez mamy?
- Wojtek mówił, żeby teraz zamówić, bo królik może być zajęty i nie zdążyć na czas. Taaa. Trzeba pomalować jajka dla królika?
Czuję się, jakbym dostała obuchem. Nie wiem, na który komunikat zareagować najpierw.
- Mama, a króliki nie jedzą marchewki? Dlaczego ten królik chce jajka? I czemu pokolowane? In senso, zje je, to po co kolowac? Nic nie rozumiem.
- Kochanie Zajączek, nie królik...- zaczynam
- A jaka jest różnica między Zając a królik? Nie są takie same? Że zając je jajka? A królik marchewkę? Tak? Mama, mama, mama weź.
Mały potwór siada mi na głowę i wyrywa kolejne pięć włosów, dzięki czemu udaje mi się uspokoić.
-Domenico - mówię ze śmiechem- Ty gaduło mamy, ty. Królik nie je jajek- zaczynam monolog
- A zając tak?- patrzy na mnie z autentycznym zdumieniem.
I bądź tu mądry i pisz wiersze.
W chwilach takich jak ta, kiedy przez głowę przebiega tysiąc różnych odpowiedzi, reakcji, żal o to, że Martin tego nie widzi, jest ogromny.
Żal, że widzę to tylko ja.
Jak fantastyczny jest to dzieciak.
- Okej śmiedzące ucho. Ani królik, ani Zając nie jedzą jajek. Jedzą marchewki. Jajka się koloruje na Wielkanoc. Taka tradycja jest.
- Co to tradycja?
- Coś co się zawsze robi w jakimś czasie. Zawsze tak samo. Na święta się ubiera choinkę, a na Wielkanoc maluje jajka.
- A dlaczego?
- O matko! Chodź potworze! Będziemy gadać, jak mama będzie pić kawę, okej? Mama potrzebuje duuuuużooooo kawy, żeby odpowiedzieć na wszystkie pytania.
Dominik posłusznie człapie do kuchni i wdrapuje się na swoje krzesełko.
- A ja kiedy będę pić kawę?
- Jak będziesz duży. Ty nie potrzebujesz kawy, bo masz dużo energii. Za dużo - mruczę pod nosem.
Wojtek zjawia się punktualnie o dziesiątej. W jeansach, białej koszulce i przeciwsłonecznych okularach, wygląda trochę jak gwiazda filmowa. Kiedy na niego patrzę posyła mi jeden ze swoich zaraźliwych uśmiechów i sprawia, że czuję się jeszcze lepiej.
- Cześć mama!- podchodzi i całuje mnie w policzek.
- Cześć przystojniaku! - odwzajemniam buziaka. - Słyszałam, że znasz królika.
Patrzy na mnie przez sekundę zdezorientowany. Mruga kilkakrotnie, ale szybko reflektuje.
-Wielkanocnego? Ano znam. Co mam nie znać. Ja dużo sławnych osób znam.
- Ha! - słyszę glos Izy jak tylko wchodzimy do ogródka. - Mówiłam cioci, żeby go nie zapraszać!
- Ale Izuś- słyszę głos pani Barbary, matki Wojtka. - Jak możesz tak mówić! Zwłaszcza kiedy... - przerwa.
Mój wzrok pada na siedzącego w milczeniu Krzysia. „Zwłaszcza kiedy on tu jest"- kończę w myślach.
Iza parska gniewnie, a Krzyś nawet nie mruga okiem.
- Basia! - krzyczy moje dziecko, biegnąc na łeb, na szyję, do Barbary.
- Domi- ta podnosi go i całuję w główkę. - Jak ty urosłeś!
- Jak dorsz- piszczy mój synek, wypinając dumnie klatkę piersiową.
Wszyscy patrzymy po sobie odrobinę zdezorientowani. Większość oczu zwrócona jest na mnie gwoli wyjaśnienia. Anja naprawdę nie mam bladego pojęcia, o co mu chodzi.
- Rosnę jak dorsz- szczebioce radośnie Dominik, wskazując na siebie paluszkiem.
Wybucham śmiechem.
- Jak drożdż. Rośniesz, jak na drożdżach- ledwo udaje mi się wykrztusić.
- No przecież mówię! - Dominik wyrywa się z objęć i biegnie do Izy.
- Ciocia! Kto to?- pyta, bezwstydnie pokazując palcem na biednego Krzysia. Nie widuję go często, więc zapewne zapomniał kim jest.
Krzyś jest zakochany w mojej przyjaciółce od wieków. Znamy się z Izą tylko trzy lata, ale śmiało mogę uwierzyć, że to prawda.
Krzyś, Wojtek i Iza wychowali się razem. Byli jak trzy muszkieterowie.
A właściwie nie. Byli jak trzyosobowa banda, a hersztem była oczywiście Iza.
Krzyś podobno wyznał miłość Izie w wieku niespełna trzech lat.
Byli oczywiście nierozłączni. Wielka miłość na miarę hollywoodzkiego filmu.
Skończyła się w wieku lat ośmiu, kiedy Krzyś pocałował inną dziewczynkę i został na tym przyłapany.
Jego tłumaczenia, że „to ona jego pocałowała", zupełnie nie trafiła do Izy.
I jakkolwiek idiotycznie by to nie brzmiało, Iza nie może go odtąd znieść.
Kiedy ją o to zapytałam powiedziała, że powie mi prawdę, jak opowiem jej o tym, jak zaszłam w ciążę.
A więc najprawdopodobniej nigdy się nie dowiem, dlaczego moja przyjaciółka zachowuje się jak małe dziecko.
Kiedy wszyscy siedzimy rozwaleni na kanapach w sypialni czuję ogarniające mnie rozleniwienie. I szczęście.
Uwielbiam przyjeżdżać do rodziców Wojtka. Czuję się z nimi jak członek rodziny.
Różnica jest taka, że nim nie jestem.
Niewielka, myślę, jak pomiędzy królikiem a zającem.
Moje rozmyślania przerywa dźwięk telefonu.
Wyświetla się tylko numer.
Chwilę wpatruję się w ekran, zastanawiając się czy nie odrzucić połączenia.
Naciskam zieloną słuchawkę.
- Tak?
- Hej! Magda? - słyszę pytanie.
-Tomek? - rzucam zdziwiona. Dlaczego dzwoni do mnie w weekend?
- Słuchaj, jest sprawa. Mogłabyś pracować dziś wieczorem? - pyta.
Patrzę zdezorientowana na twarze moich przyjaciół. Wpatrują się we mnie pytająco.
- Pan Rosatti potrzebuje tłumacza na dziś wieczór. Mogłabyś? - tłumaczy, nie czekając aż się odezwę.
❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️
Hej!
Początek historii mamy za sobą. Jak ci się podoba? I czy w ogóle?
Dziękuję, że czytasz!
Wspaniałego dzionka!
Pozdrawiam,
Ania
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro