6. Piąteczek.
Kiedy wchodzę do HR-u Weronika już na mnie czeka.
A przynajmniej tak myślę, w związku z tym, że jest jedyną osobą w biurze.
Jest śliczną, pulchną kobietą. Czarne włosy falami okalają jej twarz, oczy uśmiechają się razem z pełnymi ustami i cudownymi dołeczkami w policzkach.
- Musisz być Magda- wita mnie, zanim zdążę się odezwać. - Siadaj - ręką pokazuje krzesło naprzeciwko siebie. - Masz ochotę na coś do picia? - pyta podnosząc dla zachęty własny kubek.
Siadam na wskazanym przez nią krześle i kręcę głową.
- Nie, dziękuję. Przed chwilą wyszłam z kawiarni - dodaję gwoli wyjaśnienia.
- A tak, prawda, byłaś na rozmowie z panem Rosatti- rozjaśnia się na sam dźwięk jego imienia.- Prawda, że jest niesamowity?
Czerwienię się po koniuszki uszu. Nie za bardzo wiem jak zareagować na ten komentarz. Postanawiam milczeć.
Weronika zaczyna się śmiać.
- No dobrze, już dobrze. Chyba mogę tak powiedzieć co? Nie powiesz mi, ze nie zauważyłaś jaki jest oszałamiający. Uważaj na niego, ma opinię strasznego kobieciarza - dodaje konspiracyjnie.
- Nie jestem zainteresowana- odzywam się ostrzej, niz zamierzałam.
Weronika unosi pięknie wydepilowane brwi i patrzy na mnie ze zdziwieniem.
- Hej, Magda, ja nic ni sugerowałam.. Tylko po prostu tak. Wiesz co, zapomnijmy o tym – mówi i sięga po papiery na swoim biurku.- Omówmy zagadnienia, które chcielibyśmy żebyś objęła na naszym kursie, ok?
Kiwam głową na znak zgody i biorę do reki wydrukowany plan.
Zamawianie w restauracjach, numery alarmowe i rozmowa przez telefon w celu wezwania karetki, policji. Zgłoszenie kradzieży, otwieranie konta, odbiór poczty, zamawianie taksówki.
Faktycznie, bardzo będą te lekcje praktyczne.
Kiedy Weronika oddaje się pracy i skupia wyłącznie na niej, wydaje mi się o niebo sympatyczniejsza. Nawet nie wiem kiedy zaczynam z nią żartować i wymyślać nowe tematy.
Kupowanie prezerwatyw, test na ojcostwo, rozmowa z kanarami, opinia na temat filmow Barei.
Ha! To byłoby coś!
Kiedy wychodzę z jej biura, wzbogacona o prywatną opiekę lekarską i kartę na siłownię, jesteśmy w znakomitej komitywie.
Może i mój dzień zaczął się nieprzyjemnie, ale kończy się nieźle.
Jest już po osiemnastej, więc kiedy w końcu docieram do domu drzwi otwiera mi Wojtek.
- Hej piękna- mruczy na powitanie całując mnie w policzek.
- Mamma!!!- Dominik dopada mnie zanim zdążę zdjąć buty.
Rzuca się na mnie sprawiając, że lądujemy razem na podłodze.
- Dziś jemy pizzę, wiesz. Ja będę miał parówki, a ty jaką? Bo Iza mówi, że nie możesz jeść wiecznie parówki, i że zamówić inną. A ty jaką lubisz? Też parówki? Mama, mama, mama! - niecierpliwi się kiedy zamiast odpowiedzieć wybucham śmiechem.
Gadane ma na pewno po Martinie.
- Iza, wiesz dobrze, że parówkowa pizza jest moją ulubioną - rzucam do Izy, która nakrywa do stołu przewracając oczami.
- Domi, daj mamie zdjąć buty i kurtkę. Chodź pomóc mi nakryć do stołu. Jaki chcesz talerz? - pyta, trzymając w jednej ręce talerz z Rublem, a w drugiej z Chasem.
- Chase is on the case! - mój synek rzuca się na talerz z niebieskim pieskiem.
Podczas kolacji Dominik biega między nami jak mała, kolorowa piłka szczęścia. Całkiem głośna. Gada jak najęty, żując swoją „parówkową" pizzę tylko i wyłącznie, kiedy któreś z nas dorywa go w biegu i podtyka pod nos jedzenie.
Kiedy w końcu wykończony pyta czy może pooglądać bajki wszyscy zgadzamy się ochoczo.
Po niecałych pięciu minutach zasypia na kanapie.
Bez umytych rączek i zębów.
Już dawno przestałam się tym martwić.
Przenoszę go delikatnie do jego pokoju, rozbieram do koszulki i majtek, przykrywam kołdrą i całuję w lekko spocone czółko.
- Buona notte, amore mio- szepcę i wychodzę z pokoju.
Wojtek i Iza otwierają sobie kolejne piwo.
- Siadaj ciotka i opowiadaj - Iza klepie zachęcająco moje krzesło. - No już, jak księdzu na spowiedzi.
Posłusznie siadam i pociągam łyk wody.
- Wszystko okej - rzucam. - Zaczęło się nieciekawie, ale jest spoko- dodaję, w odpowiedzi na ponaglanie ręką Izy.
- Jest dwudziestu uczniów, jak mówiłaś, głównie faceci - Wojtek krzywi się lekko. - Są upierdliwi, ale jest okej. A wiecie, że dostałam też kartę na siłownię i do LuxMeda? - rzucam ciekawostkę.
- Wow, na trzy miesiące?- Iza jest wyraźnie zdziwiona.
Teraz dopiero przychodzi mi do głowy, że nawet na nie nie spojrzałam. Wstaję i wyciągam grubą teczkę, którą otrzymałam od Weroniki.
Głupio przyznać, ale nawet do niej nie zajrzałam.
A jest do czego zajrzeć.
W środku wszystko jest posegregowane. „Kontrakt", „Ubezpieczenie zdrowotne", „Bonus siłownia", „Karta podarunkowa"...
- Karta podarunkowa? - patrzę na przyjaciół szukając odpowiedzi.
Iza wyjmuje kartę na kwotę 1000 złotych.
Podnosi brwi.
- Nieźle, ciotka.
Nie wiem, co powiedzieć.
Zaglądam do kolejnej sekcji w segregatorze.
„Vouchers/ Kupony"
Pod spodem znajduję kartę z moim nazwiskiem na trzy tysiące złotych.
- Czy to normalne? - pytam Izy, która marszczy brwi.
- Ja też mam kupony na jedzenie. Trochę niższe, ale może na trzy miesiące są wyższe? - mówi ostrożnie.
Przewracam stronę, na której znajduję listę zajęć interaktywnych dla dzieci, sześć biletów do teatru na trzy różne przedstawienia, dla dorosłego i dziecka. Wszystkie opłacone.
Na ostatniej stronie znajduje się wizytówka Marco z odręcznie napisaną notatką.
„ Questo è mio numero privato. Sono a tua disposizione.
Benvenuta in „Rosatti".
In bocca al lupo!*
Marco"
Głośno wciągam powietrze. Iza patrzy na mnie pytająco, więc tłumaczę słowa Marco.
- No nieźle ciotka- z uśmiechem pociąga łyk piwa.
Wojtek parska.
Przenoszę na niego wzrok.
- Co? - czekam, aż pogłębi swoją wypowiedź.
Parska ponownie.
- Nic - szczeka.
Serio.
Czuję, że za chwilę brwi uniosą mi się ponad włosy.
Wojtek parska ponownie.
- Debil, no - czekam, aż rozwinie myśl. - Chce ci się dobrać do majtek, Magda!
Jest najwyraźniej wkurzony.
Nigdy go takim nie widziałam.
Wojtka poznałam dzięki Izie. Są kuzynami w drugim pokoleniu.
Iza, jak to Iza, zaproponowała mi jego pomoc przy przeprowadzce. Wcześniej wcale go o to nie pytając.
Wojtek był słodki. Nie tylko przewiózł moje klamoty, ale też odebrał zamówione meble z Ikei i własnoręcznie je dla mnie skręcił.
Zostaliśmy przyjaciółmi od pierwszego wejrzenia.
Wojtek jest silny, ale nigdy nikomu nie rozkazuje. Jest zabawny, ale zawsze wie, kiedy zachować powagę. Jest mądry, ale nigdy się nie wymądrza. Jest przystojny, ale się z tym nie obnosi. Przynajmniej nie przy mnie.
Iza opowiadała mi o jego rzekomych podbojach, ale ja nigdy nie usłyszałam żeby mówił o jakiejkolwiek kobiecie.
Dominik go uwielbia, co czasami, muszę szczerze przyznać, prowokuje skurcz mojego serca.
Wojtek jest idealnym przyjacielem. Kocham go prawie jak Martina.
Dlatego tak bardzo dziwi mnie jego ton.
- Ech, Wojtek! - uśmiecham się pod nosem. Przenoszę wzrok na Izę, która, ku mojemu zdumieniu, jest śmiertelnie poważna.
-Izuś? - patrzę na nią skołowana szukając pomocy.
Moja przyjaciółka powoli pociąga większy łyk Corony.
- Wojtek ma rację, Madzia. Rosatti ewidentnie chce zrobić na tobie wrażenie.
Krzywię się i przecząco kręcę głową.
- Nie, nie chce. Nie w ten sposób- zapewniam widząc ich drwiące spojrzenia.
Opowiadam im o naszej rozmowie w kawiarni. Pomijam oczywiście bardziej żenujące wypowiedzi, i jego, i własne.
- Wydaje mi się, że on po prostu chce mi pomóc.
Oboje patrzą na mnie jak na naiwną małą dziewczynkę.
- Taaaa, Rosatti znany jest z altruizmu- parska Iza.
Podnoszę pytająco brwi.
- Magda, ten facet to gruby rekin, każdy się z nim liczy. Przemek raz zwymiotował ze stresu przed spotkaniem z nim. Stara, ja pracuję w tej firmie od dwóch lat, a on jeszcze nigdy ze mną nie rozmawiał. A pracuję w zespole odpowiedzialnym za jego stronę internetową - dodaje znacząco. - Z tobą wyszedł na kawę po pierwszym spotkaniu. Nie wiem jakie są jego zamiary, ale na pewno nie traktuje cię jak zwykłego pracownika.
Wzruszam ramionami nie bardzo wiedząc, co odpowiedzieć.
- Może podoba mu się fakt, że mówię po włosku?
Wojtek parska .
-Magda, na litość boską! Czasami zastanawiam się czy masz dwadzieścia pięć lat, czy piętnaście! - cały czerwony kończy piwo.
Patrząc na niego zirytowana.
- Chcę ci przypomnieć, że nie jestem małym dzieckiem, Wojtek. A ty nie jesteś moim ojcem. Nie było was tam, więc nie wiecie. Nie wiem, może poczuł się winny po tym jak na mnie nakrzyczał? - rzucam pomysłem usłużnie. - On nie myśli o mnie w ten sposób - dodaję.
No bo naprawdę, Marco bardzo podkreślił fakt, że nie spotyka się w pracy.
A już na pewno nie umawiam się z samotnymi matkami. Bez obrazy.
Jego słowa wciąż brzmią w mojej głowie.
Moi przyjaciele ewidentnie mają inne zdanie na ten temat, ale na całe szczęście postanawiają milczeć.
Zmieniamy temat i reszta wieczoru mija już w naszej zwykłej atmosferze.
Uwielbiam ich oboje. Jestem za nich wdzięczna każdego dnia.
Są najbliższymi mi osobami od śmierci Martina. Chciałabym móc powiedzieć, że znamy się jak łyse konie, ale przecież nikomu nie mogę powiedzieć prawdy.
Nigdy.
Przypisy:
*To mój prywatny numer. Jestem do Twojej dyspozycji. Witaj w „Rosatti". Powodzenia, Marco
W dosłownym tłumaczeniu:
In bocca al lupo.
W buzi wilka - znaczy tyle, co powodzenia. Kiedyś tylko w sytuacjach trudnych, obecnie utarty sposób życzenia powodzenia.
❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️
Hej!
A ty jak spędzasz piątki?
Czy masz przyjaciół, którzy są dla Ciebie jak rodzina?
Mam nadzieję, że tak!
Pozdrawiam moich😘
A Wam oczywiście życzę wspaniałego dzionka!
A.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro