Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

20. Nowy dom.

Tydzień. Siedem dni. Tyle zajmuje przewrócenie po raz kolejny mojego życia do góry nogami.

Czy to długo? Czy krótko?

Zależy.

W porównaniu z chorobą mojej mamy i pierwszą zmianą, krótko. W porównaniu z zostaniem matką Dominika? Mija cała wieczność.

Nie żeby moje życie było ustabilizowane, co to, to nie, aż tak naiwna nie jestem. Ale było moje.
A teraz nagle czuję się jakby należało do niego.

Zgodnie z zapowiedzią pojechalismy do domu Marco.

O ile wiecej przestrzeni, osobny, duży pokój nie zrobiły na moim synku wrażenia, o tyle basen załatwił sprawę.

Ogromna willa, o dziwo w samym sercu Mokotowa, tak luksusowa, że od samego patrzenia na nią zakręciło mi się w głowie, będzie naszym nowym domem. Jeżeli chciał mnie onieśmielić to udało mu się to wybornie.

— Naprawdę? Sam mieszkałeś tutaj? — pytam, kiedy wchodzimy do przestronnego salonu z otwartą, ogromną kuchnią i jadalnią.
Marco wzrusza ramionami.
— Możliwe, że mieszkam tu od niedawna — mówi w końcu uciekając wzrokiem przed moim spojrzeniem.
Podnoszę brwi i ściągam usta.
— Od jak niedawna? — pytam w końcu.
— Od przedwczoraj — odpowiada wciąż nie patrząc mi w oczy.
Ma tupet! Nie komentuję tego, bo nie za bardzo wiem, co mogłabym powiedzieć. Obrazić się, nakrzyczeć, że założył cos z góry?
— Mamo, posso? Posso? (Mogę?) — Dominik, co prawda pyta, ale już puszcza się biegiem jak małe źrebię po całej, wolnej od mebli, przestrzeni. Marco uśmiecha się pod nosem i biegnie za moim synkiem.

Dominik nie ma najmniejszego problemu z mówieniem po włosku, czym kompletnie mnie zaskakuje. Najwidoczniej nie doceniłam własnego dziecka. Gdzieś tam gubi się w odmianie czasowników, ale nie bardziej, niż w języku polskim. Rozpiera mnie duma.

— To będzie twój pokój — Marco pokazuje ogromne pomieszczenie, połaczone drzwiami z drugim, mniejszym. Cieszę się wiedząc, że wystarczy zostawić drzwi otwarte, a będę blisko synka.

Dominik biega po całym pokoju zaglądajac do każdego kąta.

— Nic tu nie ma — zauważa w końcu wywołując wubuch śmiechu u Marco. — Kupimy ci meble, i łóżko, i wszystko, co chcesz — rzuca wesołym tonem i podnosi Dominika do góry. — Zobacz, tu masz swoją własną łazienkę, tu wstawimy łożko, co myślisz? — przestaję ich słuchać. Zagapiam się na nich jak ogłuszona. Naprawdę wyglądają jak ojciec z synem. Kurwa, co ja powiem Izie i Wojtkowi?!

Masuję skronie i odsuwam tę myśl od siebie najdalej, jak potrafię. Zastanowię się nad tym, kiedy przyjdzie odpowiedni czas. Biorę kilka głębokich wdechów czując napływający atak paniki. Jeden problem naraz. Małymi kroczkami do przodu, uspokajam się w myślach. Mrugam intensywnie i całą siłą woli zmuszam się do uśmiechu.

Oglądamy razem resztę domu. Mniejszy pokój, rozsuwanymi drzwiami połączony z sypialnią Dominika, również ma swoją łazienkę. Tylko te dwa pokoje są większe od całego mojego mieszkania. Oproćz nich, na dole, są jeszcze dwie sypialnie, każda ze swoją łazienką, ogromny salon z otwartą kuchnią i jadalnią. Dostrzegam również schody prowadzące na drugie piętro. Z ulgą dostrzegam drzwi. Mam wątłą nadzieję, że Marco dotrzyma słowa i będzie zapowiadał swoje odwiedziny. Spora część mnie bardzo w to wątpi.

No i w końcu czeresienka na torcie, pomieszczenie z krytym basenem i przyłączoną do niego siłownią. Dominik aż piszczy z radości. Mały zdrajca.

— A jak będzie ciepło to będziemy mogi otworzyć drzwi? — wkazuje ręką na szklane ściany pomieszczenia. Bystrzacha. — Mama, będziemy tu pływac? Czy ty wiesz, że ja sam pływam w rękawkach? Mama mówi, że jak syrenka, bo ona wcale nie umie dobrze pływać. Tylko się unosi na wodzie. A ty umiesz pływać? Ja moge cały czas pływać. A oddech? Ja wstrzymuję na osiem i pięć minut. A wiesz, że po trzech minutach bez oddechu się nie da? A bez wody trzy dni. Wszystko trzy, prawda, mama?

Przewracam oczami, schylam się i potakując ochoczo całuję go w blond czuprynę.

— Tak, na dwa miesiące lata będziemy mogli otworzyć basen — zapewnia go Marco z nieco ironicznym uśmiechem.

I to tylko jeżeli będziesz miał szczęście, myślę złośliwie, ale zaraz gromię samą siebie. Przecież to Dominikowi zależy na gorącu, nie Marco.

Wracamy do salonu, gdzie Rosatti przdstawia nas Danieli, sympatycznej starszej Włoszce, która zajmuje się jego domem. Kobieta obrzuca mnie uważnym, serdecznym spojrzeniem, któremu nie sposób się oprzeć. Jest w nim tyle ciepła, że spontanicznie ufam jej pomarszczonej, wciąż jednak ładnej, twarzy.

— Daniela i jej mąż mieszkają w domku gościnnym. Piotra poznacie później. Daniela gotuje najlepsze makarony w Warszawie, obiecuję — Marco usmiecha się ciepło do kobiety. Sądzę, że zna ją od dłuższego czasu.

— Bardzo nam miło — witam się odrobinę sztywno, ale ona bez zbędnych ceregieli przyciaga mnie do siebie i całuje serdecznie w oba policzki.

— Witaj w domu, dziecinko. A ty musisz być Dominik — rzuca do nagle zawstydzonego, chowającego sieę za moimi nogami synka. W końcu, delikatnie upomniany, wysuwa blond łepetynę i wita się jak należy.

— Macie ochotę na jakąś przekąskę?

Z trudem przełykam ślinę zastanawiając się po raz setny jak będzie wyglądało teraz nasze życie. Gardło mam tak ściśnięte, że nie jestem w stanie odpowiedzieć. Na szczęście Dominik nie ma takiego problemu.

— A co jest? — pyta zupełnie już ośmielony.

— A co byś chciał kochany? Są jogurty, jest babka cytrynowa, mogę zrobić naleśniki...

— Naleśniki — wykrzykuje mała bestia, a ja mimowolnie przewracam oczami. Ile naleśników jest w stanie zjeść jeden mały człowiek?

— A jest nutella? — dopytuje sie mój nadgorliwiec, idąc za Danielą i nie oglądając się za siebie.

— Co myślisz? — Marco posyła mi pytające spojrzenie, jak tylko tamta dwójka oddala się na tyle, by nas nie usłyszeć.

Zakładam ręce na piersiach i patrzę na niego spod przymróżonych powiek.

— A czy to ma jakieś znaczenie? — nie mogę powstrzymać się od złośliwości.

Marco taksuje mnie długim, przeciągłym spojrzeniem, jakby chciał mnie zganić samym tylko wzrokiem.

— Oczywiście, że ma. Nie zachowuj się jak małe dziecko — odpowiada karcącym tonem, a ja pragnę tupnąć nogą i pokazać mu język, zupełnie jak dziecko, za które mnie ma. Nie ma co, będzie nam się łatwo mieszkało!

— Od kiedy? — pytam zamiast tego. Nie mam zamiaru byc dla niego miła.

Wzdycha ciężko i znowu nerwowo przeczesuje te czarne kudły. Mam nadzieję, że wyłysiejesz!

— Maddalena, nie bądź śmieszna. Oczywiście, że chcę żebyś dobrze się czuła w swoim domu. Bo to jest także twój dom — podkreśla słowo twój, jakby miało to w czymś pomóc.

Mam ochotę rzucic mu w twarz, że to nie jest mój dom, ale nie chcę kłócić się przy Dominiku. Ostatecznie, jakie to ma znaczenie? Oboje wiemy, że ma w głębokim poważaniu to, jak się czuję.

➿➿➿➿➿➿

Tydzień.

Tyle czasu potzrba było żeby moje życie ponownie zmieniło tory.

Marco załatwił wszystko błyskawicznie.

Jedyne, co zrobiłam ja, to pójście z nim do urzędu stanu cywilnego, a potem do ambasady Włoch. Resztą zajął się samodzielnie.

Tydzień później mieszkaliśmy z Dominikiem w luksusowej willi na Mokotowie. Dominik jest tak bardzo zaobsorbowany nowymi zabawkami i codziennym pływaniu w basenie, że w ogóle nie pyta o nasze stare mieszkanie. Zdolność dzieci do przystosowywania się do nowych sytuacji jest szokująca.

Dziś zaprosiłam na kolację Izę i Wojtka. Oboje potwierdzili przybycie. Stresuję się nim niemiłosiernie. Z Izą już rozmawiałam, Wojtka unikałam jak ognia. Uśmiecham się smutno na wspomnienie rozmowy z przyjaciółką.

— Co masz na myśli mówiąc, że się wyprowadzasz? — Iza obrzuca mnie spojrzeniem tak zdumionym, że czuję, iż czerwienieję od stóp do głów.

Przełykam ślinę i biorę głęboki wdech. Dasz radę! Biorę kolejny łyk kawy odkładając w czasie o sekundy żenujące wyjaśnienie.

— Ja nie wiem, jak mam ci to powiedzieć — zaczynam bezradnie. Uzgodniliśmy z Marco, że ta wersja będzie najbardziej prawdopodobna. Kiedy jednak mam zamiar wypowiedziedzieć na głos kolejne kłamstwo, ogarniają mnie wątpliwości. Może mogę jej zaufać i wyznać całą prawdę? Trwają jednakże tylko ułamek sekundy. Nie mogę się teraz wycofać!

— Magda? — Iza ponagla mnie gestem.

— Marco... on...— Chryste, nigdy mi to nie przejdzie przez gardło!

— Jest ojcem Dominika, prawda?

Patrzę na nią oszołomiona. Chyba mam szczęście do kłamstw. O ironio!

— Domyśliliśmy sie z Wojtkiem — tłumaczy wyraźnie przejęta. — Dominik wygląda dokładnie jak on! Dlaczego mi nie powiedziałaś?

Wciąz jeszcze mocno ogłuszona próbuję sobie przypomnieć historyjkę, którą dla nich przygotowaliśmy. Mam nadzieję, że zabrzmi prawdopodobnie.

— Ja, nie byłam pewna, czy on mnie rozpoznał...— zasługuję na ogień piekielny! — To była jednonocna przygoda — Mam nadzieję, że Iza zrzuci moje zakłopotanie na poczet zażenowania domniemanym puszczalstwem. Gdyby tylko znała prawdę!

— Wiedziałam, wiedziałam! — serio, za chwilę para pójdzie jej z uszu! — I teraz co? Chce cię odzyskać? Pamiętał cię? Wiedziałam! Jak mógłby cię zapomniec! Ale historia! I ty go od razu poznałaś? I nic mi nie mówiłaś? Powiedzieliście Dominikowi? — Pozwalam jej zadawac pytania i na nie odpowiadać. Powoli opada ze mnie napięcie. To trochę smieszne, że poszło mi aż tak łatwo. Mam ochotę wybuchnąć śmiechem.

— Nie, no coś ty! Nie jesteśmy razem! My się przecież nie znamy! — wyjaśniam, o dziwo, zgodnie z prawdą. — Jemu zależy na Dominiku, ja jestem dodatkiem, dostał mnie niejako w pakiecie, ale w żadnym razie nie jesteśmy razem.

Jeszcze tego brakowało żeby myślała, że jestem w związku z tym idiotą!

Iza wydaje się mieć odmienną opinię na ten temat, a ja nie mam sił wyprowadzać jej z błędu.

➿➿➿➿
Kiedy oprowadzam ich po domu nie mogę opanować drżenia rąk. Iza zachwyca się wszystkim, a Wojtek nie odzywa się ani słowem. Czuję jego przeszyawjące mnie na wskroś, palące, odrobinę oceniające spojrzenie wwiercające sie we mnie cały wieczór, ale nie porusza tematu ani raz.

W przeciwieństwie do Izy nie komentuje, ani o nic nie dopytuje, wiekszość swojej uwagi skupiając na Dominiku. Z jednej strony odczuwam ulgę, a z drugiej mam ochotę złapać go za ramiona, mocno nim potrząsnąć i wykrzyczeć prosto w twarz, że to nie był mój wybór.

Zaczynam tracić rozum.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro