1. Nowa praca
— Nie martw się! Będzie dobrze! W ogóle sie tym nie przejmuj! Da radę! To duży chłopak! — mówię na głos i próbuję powstrzymać szloch.
Łzy kapią mi po kołnierzyku białej koszuli. Widzę czarne oczy Dominika i nie mogę przestać.
– Do diabła, do diabła, do diabła! — krzyczę i walę ręką w kierownicę.
Wiem, że przesadzam i wyolbrzymiam. Płakał jednak tak bardzo, że czuję się jak najgorsza matka na świecie.
– Musiałaś wziąć to zlecenie! Jemu nic nie będzie! Przestań się nad sobą użalać! – pouczam samą siebie. – Przestań już, ty histeryczko!
Podgłaszam radio i wjeżdżam na parking. Staram się nie myśleć o tym, jak bardzo płakał Dominik. Cholera jasna, przecież jest z Izą! Nic mu nie będzie! Miała rację Iza, że powinnam go czasami zostawiać samego.
Pieniądze ze spadku kurczą się niemiłosiernie, a tłumaczenia robią się coraz mniej opłacalne. To zlecenie spadło mi jak z nieba i wciąż w sumie nie mogę uwierzyć we własne szczęście! Dwa razy w tygodniu uczyć polskiego przez dwie godziny. Z piętnastominutową przerwą! I płacą mi za to trzy tysiące! Wow! Umowa jest na razie na trzy miesiące, ale dobre i to!
Dzisiaj mam poznać szefa, pana Marco Rosatti, syna wlasciciela. I zacząć moje nauczanie. Na lekcji ma być nie więcej, niż 20 osób. Trochę się stresuję, ale zaraz myślę o zastrzyku finansowym i odpycham własne tchórzostwo najdalej, jak potrafię. Bez przesady! Odbyłam w końcu praktyki na studiach. Nie będzie gorzej, niż kiedy prowadziłam lekcję na temat „Dziadów" w męskim Technikum Samochodowym.
Wzdragam się na samo wspomnienie.
— Dupę ci widać! — Za każdym razem, jak sobie to przypomnę, ogarnia mnie dreszcz obrzydzenia. Brrr.. Debile.
Jak dobrze, że już się skończyły.
Przeglądam się w lusterku.
Nie jest źle. Podkład zasłonił sińce pod oczami. Adrenalina działa i nawet nie brakuje mi codziennej drzemki z Dominikiem.
Jednak poważnie muszę iść do fryzjera! Dzisiaj związałam włosy w luźny kok i nie jest źle, ale nie mogę chodzić z rozpuszczonymi, bo wyglądam jak strach na wróble.
Zaczynam się denerwować. Drżącymi palcami wpycham luźne kosmyki do koka. Pewnie i tak za chwilę wypadną.
— Dobrze wyglądasz! — mówię na głos do odbicia w lusterku. Wytykam język. Ej tam, tak naprawdę lubię swoją twarz. Zielone oczy patrzą na mnie wesoło. – Będzie dobrze!
Ślinię palec i raz jeszcze przeciągam po brwiach. Patrzę na czerwoną szminkę na moich pełnych ustach i decyduję się ją usunąć. Dziwnie się z nią czuję. Zamiast niej przeciągam usta błyszczykiem i biorę głęboki wdech.
Otwieram drzwi od seata Izy i biorę moją pokaźną torbę z tylnego siedzenia.
— Będzie dobrze! — Jeszcze raz mruczę pod nosem i kieruję się do wejścia szklanego budynku.
Doskonale wtapia się w tło Mordoru.
Nigdy nie myślałam, że kiedykolwiek będę pracować w korporacji. No, ale z drugiej strony, nigdy nie myślałam, że będę robić wiele rzeczy, które robię na codzień.
Drzwi rozsuwają się przede mną nie pozostawiając mi już czasu na głupie rozmyślania.
Za biurkiem na recepcji siedzi znudzona dziewczyna. Nawet nie podnosi na mnie wzroku tylko cały czas gapi się w monitor.
— Dzień dobry — Zaczynam cicho.
— Dobry wieczór — odpowiada tonem księżnej Monako.
Czuję, że się czerwienię i nienawidzę i jej, i siebie w tej chwili. Weż się w garść Magda! To tylko recepcjonistka na litość boską! Co będzie w klasie?!
— Tak, dobry wieczór — cedzę przez zęby marszcząc brwi. Podnoszę głos. – Jestem nauczycielem polskiego. Pracuję tu dzisiaj. Miałam spotkać się z panem Rosatti. Magdalena Nowak.
Mój zimny ton działa. Panna wyraźnie się speszyła. Nie uśmiechnęła się jednak, ani nie zatrzymała na mnie wzroku dłużej, niż sekundę. Naprawdę nie rozumiem dziewczyn. Facetów też nie. Ale dziewczyn bardziej. Wbijamy sobie szpile na każdym kroku. Dlaczego tam bardzo zależy nam na lekceważeniu siebie nawzajem?
Patrzę na jej piękne paznokcie, idealny makijaż i uczesanie. Dziewczyna jest śliczna. Czarne włosy, błękitne oczy, nieskazitelna cera. Gdyby się do mnie uśmiechnęła, pewnie zobaczyłabym równie idealne zęby. Niestety, nie dane jest mi się o tym przekonać.
—- Tak, już. Chwileczkę. – Wyciąga plakietkę z napisem Gość/Visitor i w końcu wstaje z krzesła.
— Na prawo do windy, piąte piętro — mówi, wręczając mi przepustkę. Wszystko to bez zahaczenia o mnie choćby jednym spojrzeniem. Serio.
Czuję się jak szara mysz i momentalnie zaczynam się garbić.
Biorę plakietkę bez słowa, przyczepiam ją do mojej białej bluzki (jakie szczęście, że mam Izę !!!) i kieruję sie w stronę wind.
Oddycham głęboko i trzymam głowę wysoko, modląc się, żeby się nie potknąć o własne nogi. To chyba piąty raz w życiu, kiedy mam na nogach buty na obcasach.
W końcu wsiadam do windy i jak tylko drzwi zasuwają się z cichym szumem wypuszczam głęboko powietrze. Staram się nie patrzeć w lustro, ale nie mogę się powstrzymać.
Czy naprawdę jestem tak szarobura jak się czuję?
Parskam śmiechem na własną głupotę, ale czuję się lepiej. I co z tego, że nie jestem super zadbana? Jestem wysoka, szczupła i tak naprawdę lubię swój wygląd. Podnoszę kciuki sama do siebie.
Rozpuszczam rudoblond włosy, które w teorii są tylko lekko kręcone i powinny spadać miękko na plecy w pięknych falach. W praktyce, przez to, że zawsze je spinam, są wiecznie poplątane i nigdy uczesane. W rozpuszczonych wyglądam jak jakiś blady wampir wamp, więc wiążę je z powrotem w koka. Oczy za to mam ładne, nawet ja tak uważam. Podchodzę bliżej lustra i od razu zauważam, jak niewydepilowane są moje brwi.
Chryste! Prawda jest taka jak mówiła mi babcia.
- Ty, Doluś, powinnaś codziennie dziesięć zdrowasiek mówić i Bogu dziękować, że ładna jesteś.
Wzdycham.
Moja babcia była niesamowitą kobietą. Tęsknię za nią codziennie, prawie tak bardzo, jak za mamą.
Wysiadam na piątym piętrze, gdzie czeka na mnie następna recepcja.
Tym razem za biurkiem siedzi młody, sympatyczny chłopak. Ubrany jest, co prawda, w garnitur pod krawatem, ale jego oczy śmieją się wesoło.
— Cześć— Wyciąga rękę na powitanie. — Witamy w naszych skromnych progach. Ja jestem Tomek. jestem asystentem pana Rosatti, który, notabene, jest jeszcze na spotkaniu. Jeżeli nie masz nic przeciwko, spotka się z tobą po zajęciach.
Nie można się do niego nie uśmiechnąć. Chłopak jest bardzo przystojny i w dodatku ma piękny, zaraźliwy uśmiech. Czuję do niego automatyczną sympatię.
— Cześć — mówię ściskając wyciągniętą dłoń. – Magda jestem. Nie powinno być problemu ze spotkaniem po lekcjach, ale wolę zadzwonić i się upewnić, okej?
Tomek pytająco podnosi brwi.
— Mam trzyletniego synka, który został w domu z moją przyjaciółką. Dam im znać, że dotrę później — wyjaśniam, wyciągając z torby komórkę.
— Jasne — mówi. – Zadzwoń, a potem pokażę ci, gdzie będą odbywały się zajęcia. Chcesz coś do picia? Kawy, wody, herbaty?
— Kawy, dzięki – mówię i już wybieram numer Izy.
Odbiera prawie od razu.
— Histeryczka! — szepce krzykiem, ale słyszę, że sie śmieje. — Dojechałaś.
— Cha, cha, cha. Bardzo śmieszne — mówię, ale uśmiecham się z ulgą, kiedy w tle słyszę Dominika. — Możesz zostać troche dłużej?
— Jasne, nie ma sprawy. W ogóle się nie martw. Bawimy sie z ciocią Izą doskonale, prawda łobuzie?
Słyszę chichot mojego synka i jestem już zupełnie spokojna. Ależ ze mnie idiotka!
— Dziękuję ci, kochana — mówię serdecznie. — Mój przyszły szef jest na spotkaniu, więc rozmowa odbędzie się po zajęciach.
— Myślisz, że przyjdzie cię szpiegować? — pyta z przejęciem.
Cholera! Nawet mi to przez mysl nie przeszło.
Dzięki, stara!
— Nie wiem — odpowiadam słabym głosem.
Cholera jasna! I do stu piorunów! Na pewno będzie mnie śledził! Czuję, jak pocą mi się dłonie.
Iza chyba zauważyła swoją gafę, bo zaczęła mnie pocieszać.
Muszę się skupić żeby ją zrozumieć.
— Nie przejmuj się, stara! Wszystko będzie dobrze. Jesteś cudowna! A poza tym, to może on i tak by chodził do ciebie na lekcje?
Przez głowę przelatują mi najczarniejsze scenariusze. Błaźnię sie w każdym z nich i zostaję natychmiast zwolniona, jeszcze przed oficjalnym podpisaniem kontraktu.
Tomek, który staje przede mną z tacą i kawą, pomaga mi otrząsnąć sie ze stanu drętwoty mózgowej, która ni stąd, ni zowąd, mnie ogarnęła.
— Przepraszam, Izuś, muszę lecieć. Zadzwonię do ciebie jak już będę po — rzucam szybko i uśmiecham się do chłopaka.
— Okej, kochana! Powodzenia! I w ogóle się nie martw!
— Dzięki, buźka — odpowiadam i naciskam czerwoną słuchawkę.
Tomek uśmiecha się ciepło.
— Nic się nie stresuj. Pan Rosatti jest bardzo profesjonalny. Jeżeli zaproponował ci pracę, to ją masz. Wyluzuj, bella!
Patrzę na niego spode łba. Uch, jak ja nie cierpię tej włoskiej tandety! Koleś nie może o tym wiedzieć i w sumie to głupie z mojej strony, że tak na niego patrzę... Jak na Dominika, kiedy zrobi coś nieznosnego.
— Przepraszam — Uśmiecham się. – Pierwszy raz go zostawilam. Z moją najlepszą przyjaciółką, ale i tak czuję się winna... — Nie wiem, dlaczego mu o tym mówię.
— Rozumiem — mówi i znowu się uśmiecha. Wątpię, żeby rozumiał, ale nie będę z nim polemizowac. – Kawa gotowa.
Szczerzę się na widok espresso. No, widac, że to wloska firma. Wypijam je duszkiem. Pyszne!
— Zaprowadzę cię do sali, w której odbędą się
zajęcia — mówi, zabierając ode mnie maleńką filiżankę z logo „Rosatti". Bardzo ładny akcent, muszę przyznać.
Zdenerwowana, przełykam ślinę i wycieram spocone dlonie o spódnicę.
Dasz radę! Dasz radę!, powtarzam sobie w glowie i staram się nie denerwować.
Chryste! Od trzech lat nie pracowałam w miejscu publicznym! Czuję się, jak pierwszego dnia w szkole. Żołądek mi się ściska i zastanawiam się, czy nie będę musiała biec do toalety w środku zajęć.
❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️
Witajcie w mojej historii. Mam nadzieję, że Wam się spodoba.
Jest to historia o miłości, poświęceniu i rodzinie.
Wspaniałego dzionka!
Pozdrawiam,
Ania
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro