Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

chapitre cinq

Położył dłoń na moim udzie. Gdy ściskał - ja się uśmiechałam. Gdy mnie nie dotykał - pozwalałam sobie odpłynąć myślami. Jego mama bacznie nam się przyglądała. Oczy ciągle na nas. Musieliśmy być idealnie. Jak z obrazu. Jak ze zdjęcia. Jakbyśmy się kochali.
  Rodzeństwa Kylian'a nie było, no tak... Dzieci chodzą do szkoły i siedzą do późna, bo grają w drużynach szkolnych. Zabawne jak nawet w tej rodzinie wszystko dyktował Kylian. Jego małe rodzeństwo grało w piłkę, mając nadzieję na ponowienie jego sukcesu. Kiedyś im tego życzył, teraz.. teraz ja naprawdę nie wiem czego on pragnął.
  - Madeleine, kawka, taką, jak lubisz. Dwie łyżeczki cukru, odrobina mleka. Proszę - ta kobieta, to ostatni błysk w życiu Kylian. Jego ostatni płomień radości. Gdybym odeszła, wiem gdzie odnalazłby szczęścia, pewnie w ramionach matki. Ale czy on był wogole szczęśliwy? - Dla ciebie synu, bez cukru, bez mleka?
  Ton od razu jej się zmienił. Nie chciałam nikogo obwiniać, ale gdyby nie jego ojciec (jej mąż) on byłby inny. Ojciec pokazał mu biedę więc jej znienawidził. Pokazał mu życie w skrajnym ubóstwie, zasiłki, życie alkoholu. Mogła obwiniać samą siebie. Ja dla moich dzieci chciałabym czegoś innego. Czegoś więcej. Teraz tak mówię, ale widząc to co wyprawiam, pewnie skończę w domu może nie biednym, ale pełnym przemocy.
  Może nie będę się martwiła że Kylian wróci pijany ale będę się martwiła że pobije mnie do nieprzytomności. Cóż gorszego mogłoby spotkać dziecko, ojciec kat czy pijak? W każdym razie moich dzieci by nie ruszył. Nie pozwolilabym na to.
  - Kylian tak bardzo cię kocha - uśmiech kobiety rozjaśniłby najciemniejszy pokój.
  Uśmiechnęłam się lekko. Tak, kochał, kocha i pewnie będzie. Tylko nie o takiej miłości marzą dziewczynki. Ja chciałam księcia, łagodnego, ciepłego, z sercem które pomieściłoby całe zło świata.
  - Ja też go bardzo kocham - uśmiechnęłam się, drzwi wtedy uderzyły w ścianę. Ktoś z całej siły je otworzył na pełną szerokość. Wyrwał mi się skowyt, mimowolnie uciekłam spod dłoni mojego mężczyzny. To był jego ojciec. Powiedzieć że był pijany to nic nie powiedzieć. W dłoni trzymał butelkę wódki, został w niej łyk. Ubrania miał poszarpane a z nosa ciurkiem spływała mu krew. Musiał się z kimś pobić.
  - O proszę, syn marnotrawny wrócił, do swojej mamusi! - ciężko było go zrozumieć. Nie dość że francuski nie był moim pierwszym językiem to bełkot francuski był trudniejszy. - Kto by się spodziewał, przytul ojca!
  Kylian ruszył się, widziałam że nie miał dobrych zamiarów. Jego mama stała jak zamrożona i przez chwilę miałam ochotę płakać. Tak samo stała jak ojciec go tłukł? Jak miałam nie płakać nad Kylian'em, jak właśnie to było jego życie. Ten syf, ten brak reakcji, zdany na siebie.
  - Kylian, proszę - pociągnęłam go za rękaw, bo widziałam że nie chciał ojcu popuścić. - Jest pijany.
  - On zawsze jest pijany Madeleine. On zawsze kurwa jest pijany! - ryknął, czułam że jego mama podskoczyła. Jakby naprawdę miała powodu żeby się go bać, bardziej niż swojego psycho alkoholika męża.
  - Dokładnie tak, synu! A teraz, daj mi popatrzeć na swoją kobietę. Tak jej kurwa słuchasz a wygląda jak włoska kurwa, więc pewnie nie jest zła, no wiesz o czym mówię.. - uderzył go.      Pijany mężczyzna upadł z trzaskiem. Kylian go uderzył najpierw w twarz a potem w brzuch. Matka zaczęła piszczeć: co ty zrobiłeś? co ty zrobiłeś?
  Kylian słysząc jak leżący, coś jeszcze chciał powiedzieć, podbiegł żeby go skopać. Ale już nie pozwoliłam mu.
  - Przestań - mój telefon zawirował w tym samym momencie. - To tylko puste słowa, nie mogą nas skrzywdzić.
Kylian patrzył na mnie ciężko oddychając, jakby próbował przejść kontrolę nad swoim rozszalałym ciałem. 
  - To Twój ojciec! - krzyknęła matka, miałam ochotę zwymiotować. Wykrzyczeć jej wszystko. Jak śmiała nazywać go jego ojcem. Tego potwora ojcem Kylian.
  Brunet złapał mnie za nadgarstek i wyprowadził z tego miejsca.
  - Twój telefon - powtórzył Kylian, gdy opuściliśmy progi jego rodzinnego domu. - No sprawdź kto to.
Podniosłam komórkę, Neymar.    Widziałam, że Kylian patrzył mi przez ramię. Odlozylam dzwoniący telefon z powrotem do kieszeni.
  - Odbierz, przecież nie masz nic do ukrycia. Nie, przede mną - jak łatwe to było, wylądować się na mnie. Wszystkie złe emocje zrzucić na moje ramiona.
   - Oczywiście że nie. O, przestał dzwonić - jaki ciężki kamień spadł mi z serca. Dźwięk SMS przyszedł. On to usłyszał więc przeczytałam na głos:

Hej, Madeleine, wpadnij do mnie, jutro do domu. Organizuję imprezę i nie może cię zabraknąć.
Twój Ney
Ten numer dał mi trener x

Nie wiedziałam, czy zaczerwieniłam się ze wstydu i strachu czy z tego że najzwyczajniej było mi miło.
  - Twój Ney? Nie może cię zabraknąć?
Śmiał się, gdy powtarzał słowa z wiadomości, ale to był ten pusty zły uśmiech. Ten którego ja nie chciałam nigdy widzieć a ostatnio nie widziałam żadnego innego.
  - To przyjaciel - spróbowałam. Ale chyba slowa jeszcze bardziej go irytowaly. - Przecież nie pójdę..
Chociaż bardzo chciałam iść.
Jakby się uspokoił. Poklepał mnie po głowie, z tą różnicą że to nie było uspokajającego, to był ten rodzaj klepnięcia. Kiedy najpierw chcesz uspokoić, a potem przystępujesz do ataku.
   - Wiem że to tylko przyjaciel przecież nie byłabyś na tyle głupia aby dawać dupy komukolwiek na moich oczach, hmm?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro