Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział. 9

Błędy Niesprawdzone

Mam kiepski dzień dzisiaj. Muszę sobie coś poczytać na poprawę humoru XD

***

— Dręczysz Scotta? — Derek zapytał o pierwsze co przyszło mu na myśl.

Przy Stilinskim zawsze głupiał. Zapominał języka w gębie, albo plótł coś trzy po trzy, niejednokrotnie obrażając przy tym chłopaka. Zachowywał się jak bardzo nieśmiały trzynastolatek, na widok starszej koleżanki z sąsiedztwa, w której był zauroczony. Co w jego wieku było naprawdę upokarzające.

 Nie miał wielkich nadziei co do poprawy jakości swoich zdolności w prowadzeniu przyjemnej, niezobowiązującej rozmowy. Nie sypał żartami jak z rękawa, gubił się w popkulturowych odniesieniach, polityki nienawidził, a kiedy próbował kogoś skomplementować najczęściej coś knocił. W efekcie czego obrywał w twarz, albo odstraszał osobę, którą próbował poderwać.

— Nie robię nic, na co sobie Scotty nie zasłużył — oznajmił Stiles obronnym tonem

— Jasne — powiedział — Słuchaj, Stiles... Nadal jesteś na mnie taki wściekły?

— Nie wiem.

— Jak to nie wiesz?

— Zwyczajnie — prychnął Stilinski — Ciężko jest się wkurzać na kogoś, kto rzucił wszystko po jednym moim telefonie — przyznał — Ale mogłeś napisać, że mój staruszek wpadnie w odwiedziny.

— Chciałem, ale... — no i jak tu powiedzieć, że stchórzył?

— Bałeś się, że wsiądę w autobus i zwieję? — Naprawdę tak łatwo dało się go przejrzeć?

— Właściwie... to tak — mruknął, skoro Stiles i tak się domyślał, to bardziej zaszkodzić sobie nie mógł. A może bycie szczerym, odrobinę podratuje jego wizerunek.

— Tak myślałem — Stiles uśmiechnął się kącikiem ust. Nawet, jeśli kpił sobie z niego w żywe oczy to ten jeden raz Derek mógł mu wybaczyć. — Masz chwilę? — zapytał dosyć niepewnie jak na niego. Derek przełknął nerwowo. Sądził, że Stiles dokuczał Scottowi za to, że ten drażnił się z nim wcześniej. Przecież nie mógł mieć na myśli tego, co mówił! A co jeśli jednak miał?

— Uhm — wycharczał przez zaciśnięte gardło

— Twoi kuzyni są zajęci pakowaniem?

— Chyba wciąż są na etapie wrzeszczenia na siebie — stwierdził Hale, wsłuchując się w odgłosy kolejnej kłótni — Poradzą sobie — zapewnił, widząc niepokój na twarzy Stilesa — Felix musi zrozumieć, że Zedd instynktownie będzie próbował go chronić. Do tej pory to zadanie należało wyłącznie do Felixa, z racji tego, że to on jest dorosły. Będzie musiał przełknąć fakt, że jego młodszy brat dorasta. Musi nauczyć się mu ufać i polegać na nim jak na dorosłym.

— Ale to dzieciak.

— Stiles, on jest rok młodszy niż ty w chwili, w której zdecydowałeś się szukać ciała mojej siostry w lesie.

— I jak na tym wyszedłem?

— On i tak jest wilkołakiem. Alfą w dodatku. Musi nauczyć się kontrolować, walczyć i polegać na stadzie. Inaczej trafi w końcu na kogoś, kto zapragnie pozbawić go statusu, który ewidentnie go przerasta. — wytłumaczył cierpliwie

— Niech ci będzie — prychnął Stiles — Jakiś pomysł dlaczego gadamy o twoich kuzynach, skoro chciałem jedynie wiedzieć, czy są odpowiednio zajęci, żeby nie podsłuchiwali?

— Rozmawianie o nich jest łatwe — powiedział z ciężkim westchnięciem. Znał się na sposobach ominięcia i przeskoczenia niewygodnych tematów, jak mało kto. Niestety tej jednej rozmowy nie mógł odpuścić. Nie ważne jak bardzo go to kusiło. — Twój ojciec szykuje się do spania, a Scott dzwoni do Malii. — poinformował Stilinskiego, zanim ten zdążył zapytać o resztę osób przebywających w motelu.

— Czyli... altanka zajęta? — westchnął Stiles z zawodem

— Tak. Jest chłodno, jak dla ciebie. Może po prostu wejdźmy do środka?

— Jasne. Gdzie masz pokój?

— Obok twojego ojca — powiedział Derek, z zafascynowaniem obserwując grymas niezadowolenia, jaki pojawił się na twarzy Stilesa po tej informacji — Rozumiem, że tam nie idziemy?

— Nie. Musimy pogadać bez mojego staruszka stojącego ze szklanką przy ścianie.


***

Kilka minut później siedzieli już w pokoju Stilesa. Obaj zaopatrzyli się po drodze w napoje z automatu. Kawa smakowała średnio, ale i tak była o wiele lepsza niż herbata, w której czuć było posmak plastiku i osad z kamienia. Stiles ze względu na ADHD, został przy mocno wodnistej czekoladzie.

— To... co u ciebie? — Stiles zadał pozornie zwyczajne pytanie. Derek jednak czuł, że kryło się za tym coś więcej. Chciałby umieć odgadnąć ukryte znaczenie. Do tego brakowało mu jednak danych. Gdyby miał jakiekolwiek pojęcie o tym, co działo się ze Stilesem od czasu, gdy widzieli się po raz ostatni, to może wiedziałby jak odpowiedzieć.

— U mnie nic się nie zmieniło — przyznał, biorąc ostrożny łyk gorącej kawy — Poza tym, że Scott trzyma się ode mnie na dystans. Peter planuje stworzenie, jakiegoś niepokonanego rodu wilkołaków, a Henry jeszcze go w tym popiera zamiast stopować.

— Uhm...

— Stiles, zapytaj wprost, proszę. Naprawdę mam dosyć krążenia wokół tematu i zgadywania.

— Ja... Tata wspomniał coś o tym, że Braeden kręci się w pobliżu? — Derek z trudem pohamował napływ wszechogarniającej radości. Jeszcze nie miał powodu odkorkowywać szampana. Stiles brzmiał na smutnego i nieco wkurzonego, może nawet zazdrosnego. Z całą pewnością Braeden nie była jego ulubioną osobą na świecie.

— Przyjaźnie się z nią.

— Nie jesteście razem? — wydawał się autentycznie zaskoczony

— Co dokładnie John ci powiedział? — syknął przez zęby.

— Tylko tyle, ale...

— Dośpiewałeś sobie resztę — prychnął, już nie na żarty zirytowany — Nie miałem ochoty, ani czasu na podrywanie kogoś, kto nie był tobą — powiedział dobitnie. Może to błąd. Lepiej byłoby najpierw wybadać teren. Zadać kilka subtelniejszych pytań. W tej sferze życia prywatnego, Derek od zawsze poruszał się z gracją pijanego Hipopotama.

— Chcesz mi powiedzieć, że ty nie byłeś z nikim? — zapytał Stiles niepewnie. Wypowiedzenie tego zdania musiało kosztować go sporo nerwów.

 — A ty? — odbił pytanie. Pewna nieprzyjemna, myśl dźgała jego mózg od kilku miesięcy. Nie ważne jak bardzo starał sobie wmówić, że Stilinski nie był kimś, kto beztrosko wpuszczał do swojego życia kompletnie obcych ludzi.

 — Zapytałem pierwszy — prychnął Stiles, zaplatając ręce na klatce piersiowej i wpatrując się w niego spod zmrużonych powiek.

— Ostatnią osobą, z którą uprawiałem seks byłeś ty — przyznał ze wzruszeniem ramion. — Twoja kolej.

— Też z nikim nie byłem — powiedział, ale widać było, że odpłynął gdzieś myślami — Ale ja to ja. — dodał jakby to miało cokolwiek wyjaśniać. Derek naprawdę nie przepadał za tą stroną osobowości Stilesa. Niepewnością i kiepskim poczuciu wartości.

— Słyszałem cię wtedy — zaczął, starając się wyglądać na spokojnego — Nie odpowiedziałem ci tylko dlatego, że i tak brzmiałeś na wystraszonego.

— CO?!

— Poważnie myślałeś, że dasz radę wymknąć się z łóżka wilkołaka, który oplatał cię kończynami niczym przerośnięty miś koala, bez obudzenia go?

— Tak mi się zdawało, że potrafię — westchnął Stiles. — Dlaczego mi pozwoliłeś myśleć, że śpisz? — brzmiał na zranionego, a to nie było zamiarem Hale'a

— Wydawałeś się przytłoczony tym co się stało — powtórzył Derek — Myślałem, że jak dam ci dzień lub dwa na złapanie oddechu i dopiero wtedy spróbuję z tobą pogadać to nie zejdziesz na zawał.

— Och.

— Ta, "Och" — warknął, gniotąc w ręce kubek po kawie — Niestety zrobiłeś mi niezły numer tym wyjazdem.

— Scott coś wspominał...

— McCall, widzi to co sam chce — wycedził, przypominając sobie tamte wydarzenia — Chociaż, w niektórych kwestiach może mieć nieco racji.

— Na przykład...?

— Powinienem był ci odpowiedzieć.

— Derek... nie.

— Och, ależ tak — zapewnił z krzywym uśmiechem — I zapewniam cię, że trwa to dłużej niż u ciebie. O wiele dłużej niż można to uznać za stosowne...

— Ale ty ciągle na mnie warczałeś, groziłeś mi i unikałeś jak tylko się dało!

— Taaak, bo gdybym tego nie robił, twój ojciec z pewnością zastrzeliłby mnie w miesiąc po naszym pierwszym spotkaniu. Miałem dwadzieścia pięć lat, a ty ledwie zacząłeś liceum. Musiałem pozwolić ci pożyć bez mojego depresyjnego cienia wiszącego nad głową.

— Musiałeś?

— Tak, Stiles — zapewnił — Nie radziłem sobie z samym sobą. Z kontrolą, gniew przestał być lekarstwem, a stał się trucizną, która coraz bardziej wpływała na moje zachowanie.

— Gdyby Nogitsune mnie nie zmienił, to w ogóle pozwoliłbyś sobie na to co się między nami stało? — zapytał Stiles bardzo cicho

— Raczej nie potrafiłbym się przed tym powstrzymać. Już po śmierci Ericki zdarzyło mi się przesiadywać pod twoim domem.

— Jesteś... poważny?

— Śmiertelnie.







Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro