Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 8





***

Nie wiedział, jakim cudem skończył pijąc herbatę w mieszkaniu Dereka o jedenastej w nocy. Po tym, jak udało mu się w końcu przeprosić i nawet trochę poprawić wilkołakowi humor, zamierzał wsiąść do swojego samochodu i jechać do domu. Problem w tym, że tak naprawdę nie chciał być sam, bo tylko zadręczałby się w kółko tym, co już się zdarzyło i tym, co dopiero czekało go w przyszłości. Rozważałby po raz milionowy swój wyjazd.

Zastanawiał się, czy to właśnie przez jego niestabilność emocjonalną Derek wyskoczył z tym zaproszeniem. Możliwe, że wilkołak też odczuwał skutki zbyt długiego odseparowania się od reszty watahy i był na tyle zdesperowany, by potrzebować kogoś w pobliżu. Obie opcje były prawdopodobne, a Stiles miał jeszcze na tyle instynktu samozachowawczego, że nawet nie próbował pytać.

– To co do tej herbaty? – zapytał, kiedy jego nieposłuszny żołądek zaczął się skręcać z głodu. – Bo nie wiem czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale tak jakby nie zjadłem kolacji... a głodny Stiles to marudny Stiles i nie wiem czy jesteś wystarczająco odporny na zrzędzących nastolatków.

– Nie mam pojęcia, co jest w lodówce... ale mogę coś zamówić w tym barze niedaleko stacji benzynowej. – Stilinski spojrzał na niego z uniesionymi brwiami. – Uwierz, że tylko stamtąd jedzenie dowożą szybciej niż w godzinę.

– Chyba już wiem, w jaki sposób przeżyłem. – Skrzywił się na widok kosza wypełnionego opakowaniami po mrożonkach i toreb z logo kilku znanych mu restauracji fast food z okolicy.

***

Gdyby ktoś jeszcze wczoraj powiedział mu, że będzie jadł cholerne krewetki i jakieś śmiesznie małe chińskie krokiety w towarzystwie Dereka, to kazałby się tej osobie udać na leczenie. Najlepiej w trybie natychmiastowym.

Życie jak widać lubiło szykować różne niespodzianki. Tym razem dla odmiany dosyć miłe zaskoczenie. Jedno z takich, które sprawiają, że uśmiech jakoś sam pcha ci się na usta. Po raz pierwszy widział coś tak komicznego jak wieki, zły wilk zajadający się małymi skorupiakami.

– Nie rozumiem, czemu to takie zabawne – mruknął Hale lekko zblazowanym tonem. Jakby zastanawiał się, co jest nie tak z tym chłopakiem. Stiles miał ochotę powiedzieć, że jeśli kiedykolwiek znajdzie odpowiedź, może się się nią z nim podzielić.

– Spodziewałem się jakiegoś grubszego zwierza na twoim talerzu...

– Stiles – prychnął ostrzegawczo Derek, ale gdzieś tam czaiło się rozbawienie, bo kącik ust drgnął kilka razy.

– No może jakiegoś Bambi, Bucksa, albo Pumby – palnął pierwsze, co mu przyszło na myśl. Dla niego to tylko niewinne przekomarzanie.

– Zawiedziony, że nie rozrywam jedzenia zębami, tylko używam sztućców? – Stilinski przyjrzał się uważniej starszemu, żeby upewnić się, czy to na pewno wciąż żarty i ze zdziwieniem zauważył, że Hale znowu używa tej swojej maski. Atmosfera zgęstniała w kilka sekund i zrobiło się bardzo niezręcznie.

– Derek... to tylko – westchnął zrezygnowany. Nie powinien tu tyle siedzieć. Przeprosił i pogadali chwilę. To pozwoliłoby mu ruszyć dalej z mniejszymi wyrzutami sumienia. Niestety jak zawsze chciał za dużo, a powinien już wiedzieć, że to nigdy nie kończy się tak, jakby sobie tego życzył. – Chyba czas na mnie. – Wilkołak prychnął. – Yup, zdecydowanie. To narazie.

Skinął jeszcze głową i nawet zrobił dwa kroki w stronę drzwi, zanim nie został pociągnięty z powrotem do tyłu. I to o wiele za mocno, bo wpadł z impetem na drugie ciepłe ciało i przez to jakimś cudem obaj wylądowali na podłodze. Chyba wbił wilkołakowi łokieć w żołądek, a czołem przywalił w jego brodę. Ból na chwilę go zamroczył, bo Hale miał cholernie twardą czaszkę. Już czuł, że dorobił się pięknego guza.

– Kurwa – sapnął, starając się sturlać z Dereka na podłogę i niechcący uderzył go jeszcze kolanem w brzuch. – Przepraszam! – pisnął, modląc się o natychmiastową teleportację.

– Przeżyję – syknął starszy.

– Ale ja chyba nie... widzę podwójnie. – Wcale nie żartował.

– Więc... chyba lepiej, żebyś tu został? – Niepewny Derek Hale było dla niego czymś zupełnie nowym.

– Nie bardzo mogę – mruknął, uświadamiając sobie, że to nieco niszczy jego plany dyskretnej ucieczki.

– Chyba nie masz wyboru, Bambi. – Czy on naprawdę to powiedział? – Czasami bywam przewrażliwiony...

– Nie powinienem przekraczać pewnych granic, nie jesteśmy...

– Przyjaciółmi? – Hale uśmiechnął się nieco złośliwie. – Raczej nie, ale...

– Ale?

– Ty uciekasz od ludzi, a ja właśnie staram się przestać to robić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro