Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 7

Dziękuję za każde miłe słówko na temat tego ff :)


***

Naprawdę nie chciał tam wchodzić, ale wiedział też, że jeśli chce pogadać z Hale'm przed wyjazdem, to niestety musiał. Wilkołak nawet jeżeli tam był, na pewno nie zamierzał wychodzić mu naprzeciw. Nie po tym, co Stiles mu wykrzyczał prosto w twarz.

Włączył latarkę w telefonie i z lekkim zawahaniem ruszył po schodach. Nadpalone deski skrzypiały nieprzyjemnie przy każdym kroku. Modlił się w myślach, żeby nie roztrzaskały się pod jego wątłym ciałem, bo ostanie czego chciał to połamanie nóg i utknięcie w tym miejscu na nie wiadomo jak długo. Odetchnął, kiedy dotarł do drzwi. Wszedł do środka, zanim zdążył się rozmyślić i uciec w podskokach z powrotem do swojego przytulnego domu. Rozejrzał się uważnie dookoła, ale w zasadzie oprócz konturów nie widział za wiele. Ruszył w stronę czegoś, co kiedyś musiało być salonem. To tutaj Derek robił ten nieszczęsny tatuaż Scottowi.

– Co ty tutaj robisz? – usłyszał gdzieś za sobą, wrzasnął krótko, a serce podeszło mu do gardła. Derek był gdzieś na lewo i natychmiast skierował telefon w tamtym kierunku. Wilkołak siedział w tym samym starym fotelu, co McCall podczas tego zabiegu. – Jeszcze coś chcesz powiedzieć? Jak widzisz, całkiem zrozumiałem przekaz i trzymam się tego, co mi zostało...

– Okay, okay! – krzyknął, unosząc ręce do góry. - Przepraszam, ja... nie powinienem. - zamilkł speszony pod wpływem gniewnego spojrzenia Dereka. Dłonie zaciśnięte w pięści też raczej nie wróżyły niczego dobrego. – To nie było właściwą rzeczą do powiedzenia. Przepraszam.

– To jest właśnie to, co o mnie myślisz. – Hale zaśmiał się, ale to wcale nie był radosny dźwięk. - Nawet teraz. Czuję twój strach... Myślisz, że coś ci zrobię?

– Niedokładnie, ja...

– Daruj, ale chyba jednak nie chce wiedzieć. – Stiles wiedział, że rozmowa z nim będzie ciężka. – Mógłbyś zostawić mnie na moim cmentarzu?

– W zasadzie... – mruknął w zamyśleniu – to nie.

– Co? – Jednak udało mu się czymś go zaskoczyć

– To o tym cmentarzu i ruinach... Jak widzisz, jednak nauczyłem się czegoś od Nogitsune. To twoje słabe miejsce, a ja poczułem się jak zaszczute zwierze, więc się broniłem?

– Nie chciałem atakować – warknął Derek. – Tylko pomóc.

– Wiem. Dlatego szukam cię od jakiejś godziny... Przepraszam, okay?

– Nie wiem... w pewien sposób miałeś rację. Ja mam tylko te ruiny i grób.- Rezygnacja i gorycz aż promienieją z każdego słowa. Stiles nie potrafił zostawić go w ten sposób, wiedząc że to prawdopodobnie będzie jego ostatnie wspomnienie Dereka. Może spróbować coś zmienić... pomóc mu? Powiedzieć pewne oczywiste dla niego rzeczy nie bojąc się o to, jak to wpłynie na innych w ich grupie. Jutro już go tu nie będzie.

– Nie.

– Stiles... wiem, że może nie chciałeś...

– Jesteś trochę idiotą. – Prosił się o śmierć, nazywając go w ten sposób. – Masz o wiele więcej: watahę i co z tego, że nie jesteś alfą? Może tak miało być? Scott już teraz traktuje cię jak rodzinę. Poza tym Cora i Peter wciąż gdzieś są, prawda? Masz o wiele więcej osób, którym na tobie zależy niż myślisz...

– A ty?

– Co ja?

– Jesteś jedną z tych osób? – Wilkołak uważnie skanował go wzrokiem.

– A jak myślisz? Szukałbym cię na cmentarzu po ciemku, żeby cię tylko przeprosić, gdyby tak nie było? – prychnął.

– Cholera. – To jedno słówko pewnie miało wyrażać jakąś emocję, ale Stiles jeszcze nie odkrył jaką.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro