Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział. 7



***

Zobaczenie po ośmiu miesiącach kogoś, kogo się kochało, ale zostawiło dla własnego dobra, mogło całkowicie wytrącić z równowagi. Stiles nie był w tej kwestii chwalebnym wyjątkiem. Po pierwszej fali euforii, związanej z rozmową z Derekiem, nastąpiło prawdziwe tsunami wątpliwości.

Co on do cholery sobie myślał, dzwoniąc do Hale'a, jakby wciąż miał prawo oczekiwać, że ten rzuci dla niego wszystko? Derek może i lubił go wtedy, gdy wylądowali ze sobą w łóżku, ale nie miał żadnej wskazówki na to jak sprawy wyglądają teraz. Minęło naprawdę sporo czasu, a w dodatku to Stiles całkowicie zawalił sprawy między nimi, uciekając bez słowa. Zostawił jedynie pisany na kolanie list, czy bardziej notkę informacyjną. Derek na pewno był wkurzony. Stiles wolał nie zakładać, że oprócz tego Hale poczuł się też dotknięty. Ani wcześniej, ani podczas tamtej nocy nie padły żadne deklaracje z którejkolwiek strony, więc najprawdopodobniej Hale uznał to za jednorazowe. A nawet jeśli liczył na powtórkę, czy pogłębienie relacji, to gorzko się rozczarował. Mógł uznać, że czekanie aż jakiś gówniarz się określi to strata czasu. Tak dużo mogło się wydarzyć od ostatniego razu, gdy widzieli się po raz ostatni.

Pocieszał się jedynie tym, że w głównej mierze chodziło o kłopoty kuzynów Dereka. Kontaktowanie się z nim było w pewien sposób uzasadnione.

***

— Osz ty sukinsynu — warknął Stiles przez zęby.

Derek spodziewał się rożnych reakcji na to, że przyciągnął ze sobą McCalla i ojca Stilesa. Wmawiał sobie, że cokolwiek Stilinski powie ma do tego prawo. Jednak widok wściekłości i rozczarowania na twarzy Stilesa sprawił, że miał ochotę zwinąć się w kłębek i wycofać. Widział, że tak będzie, a i tak pozwolił, aby Scott postawił na swoim.

Przez całą podróż zastanawiał się, czy powinien uprzedzić Stilesa o tym, że nie przyjedzie sam. Z jednej strony to na pewno byłoby uczciwe, ale z drugiej Scott miał odrobinę racji w tym, że John zaczął powoli marnieć.

— Przepraszam — westchnął i pozwolił, by szeryf zgarnął Stilesa w objęcia. Słyszał jak starszy Stilinski opieprza chłopaka o nieodpowiedzialność i próbę wywołania u niego zawału serca. Skrzywił się, bo czasami należało zrezygnować z całkowitej szczerości. Dla niego te osiem miesięcy też nie było spacerkiem po kwiecistej łące, a jednak nie zamierzał wypominać tego Stilesowi. A już na pewno nie na przywitanie. Kiedyś, jeśli ten dałby mu na to szanse, wróciliby do tematu. To co robił John, mogło być najprostszym sposobem na przekonanie chłopaka, do tego, że nie miał, po co i do czego wracać.

***

Stiles ewidentnie nie chciał z nim rozmawiać, a nawet unikał patrzenia w jego kierunku. Derek był tego pewien, bo od prawie dwóch godzin starał się pochwycić jego spojrzenie i w jakiś sposób przekazać, że naprawdę mu przykro.

— Chcesz, żebyśmy zostawili dom i uciekli do Beacon Hills? — zapytał Felix z niedowierzaniem

— To nie będzie ucieczka — zaprzeczył Derek.

Felix był cztery lata od niego młodszy i niemal drugie tyle opiekował się młodszym bratem. Był dumny, nieco arogancki i cholernie niezależny. Derek nie był zdziwiony, że te cechy dominowały. Ktoś, kto od lat musiał myśleć o wszystkim sam i w dodatku odpowiadał za innych, dosyć szybko zaczynał wierzyć w to, że to jedyny sposób na życie. Zacisnąć zęby i przeć do przodu z całych sił. Selena nawet jak jeszcze z nimi była, to nie bardzo przejmowała się czymkolwiek poza chorobą ojca i własnym życiem. Tego jednego nie można jej odmówić: zrobiła wszystko, żeby Marshall wrócił do zdrowia. Jedak, kiedy to nie pomogło i ich ojciec zmarł, zupełnie straciła zapał do czegokolwiek związanego z rodzinnym interesem. Wyjechała zostawiając niespełna osiemnastoletniego Felixa z sześcioletnim Zedd'em.

— Jasne — prychnął jego kuzyn — Tylko cholerna Sophia Kapper umrze ze szczęścia

— To chyba dobrze skoro niezbyt się lubicie? — delikatnie wytknął mu błąd w jego rozumowaniu. Benddic jedynie odwarknął coś niezrozumiałego. Hale jak na dłoni widział, że niemiłosiernie go drażnił. — Możesz zostać, to Zedd musi przejść szkolenie.

— I myślisz, że puszczę go samego?!

— Właściwie to myślę, że prędzej byś zamordował nas wszystkich, niż na to pozwolił, ale...

— Masz cholerną rację! — syknął, podrywając się z krzesła.

— Felix — powiedział młodszy Benddic. To musiało być dla nich trudne. Zedd miał status alfy, ale to Felix był starszym bratem. Doświadczenie życiowe naprzeciw zbyt wcześnie otrzymanego statusu. Derek sądził, że zmiana otoczenia i przebywanie wśród innych, przyjaznych im wilkołaków ułatwi im unormowanie relacji. — Chcę jechać...

— Co? — w głosie Felixa było słychać głównie niedowierzanie i gniew.

— Albo to, albo prędzej czy później kogoś ugryzę — przyznał Zedd — Z każdą pełnią coraz trudniej mi jest powstrzymać instynkt nakazujący tworzenie nowego stada...

— Dlaczego nic nie mówiłeś?! — Warknął Felix. Derek znał odpowiedź, zanim Zedd zdążył zebrać myśli. Przezornie siedział cicho, bo to sprawa między braćmi. Mógł pomóc, ale dopiero wtedy, gdy tamci dojdą do porozumienia.

— Miałem ci jeszcze dołożyć jeszcze to?!

— Co to niby ma....

— Myślisz, że nie wiem, że od jakiegoś czasu jesteśmy pod kreską? Motel nie przynosi zysków, a dodatkowo coraz więcej rzeczy zaczyna się sypać. Poza tym większość mieszkańców miasteczka nas nienawidzi.

— Damy radę...

— Nie, nie damy i ty dobrze o tym wiesz. Nie chcesz wyjeżdżać, bo to równa się z wygraną Sophi.

— Nawet jeśli tak, to nie wmówisz mi, że ciebie to nie rusza. To na ciebie, przez status, silniej wpływa instynkt terytorialny, a ten teren należał do naszej watahy od stulecia — powiedział, patrząc z wyzwaniem na młodszego brata — Może ty mnie przejrzałeś, ale ja ciebie też młody.

— Pomogłoby gdyby ktoś z mojej rodziny przypilnował remontu? — wtrącił Hale

— Jakiego remontu?

— Nie mamy kasy na...

— Uznajcie to za inwestycje — mruknął, w głowie mając już zarys planu — Jesteśmy rodziną, ale wiem, że żaden z was nie zgodzi się na taki prezent, więc...

— Pożyczka?

— Długo terminowa i bez odsetek — zapewnił Hale — Jeśli ktoś z mojej rodziny, albo stada McCalla — wskazał głową na stojącego na uboczu alfę — będzie akurat w okolicy, to zapewnicie mu bezpieczne miejsce do odpoczynku.

— Gdzie jest drobny druczek? — zapytał podejrzliwie Felix

— Nie ma.

— Ta jasne, a ja jestem mnichem — prychnął starszy Benddic

***

Byś może dzisiaj w nocy albo jutro w dzień dodam 8 rozdział.

Nie obiecuję, ale chcę dokończyć to opowiadanie w miarę szybko.



Szczęśliwe, czy smutne zakończenie?

Jeszcze sama nie zdecydowałam.

Może tak kogoś wysłać dwa metry pod ziemię?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro