Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 4

To już któraś z kolei wersja rozdziału... ale tym razem na wszelki wypadek zapisałam sobie też na dysku. Wattpad mnie irytuje :-/

Ile razy można próbować dodać ten sam rozdział?

***

Udało mu się zasnąć dopiero nad ranem, a wstał równo ze szeryfem i jak każdego tygodnia zjedli razem śniadanie. Później każdy z nich starał się znaleźć jakieś słowa, dzięki którym mogliby udawać, że faktycznie pamiętają o tym, że są rodziną. Stiles kochał ojca i nie miał wątpliwości co do tego, że staruszek dbał o niego... tylko te cholerne rozmowy jakoś nie wychodziły im najlepiej.

Wszystko co robił wydawało się niewystarczające. Tak naprawdę od śmierci Claudii szeryf zamknął się w swoim świecie. Stiles go rozumiał, naprawdę... stracił najważniejszą osobę, kogoś dzięki komu był szczęśliwy i czuł się kompletny. Tylko że czasami miał do niego żal. Gdy było mu wyjątkowo źle, bo ojciec znowu jako jedyny rodzic nie pojawił się na spotkaniu z nauczycielami ani nie był na szkolnym przedstawieniu. Złościł się i miał ochotę wykrzyczeć mu w twarz, jaki jest okropny, ale nigdy tego nie zrobił, bo wystarczało jedno spojrzenie na szarą, zmęczoną twarz jego ojca, żeby cała wściekłość wyparowała z niego niczym powietrze z przebitego koła.

Tylko dwie osoby miały zdolność, by rozbroić go w tak prosty sposób – sprawić, że jego uczucia wydawały mu się śmieszne i nieważnie w porównaniu do tego, co oni przeżyli. Czasami nie udawało mu się w porę zacisnąć ust i kilka gorzkich zdań wymykało się mimowolnie. Potem oczywiście i tak mu się za to obrywało...

Ile to razy słyszał: "Zamknij się, Stiles!" albo "Jeszcze jedno słowo, a..."

Co powodowało, że gdzieś wewnątrz niego rosła sterta odkładanych na później emocji. Piętrzyły się w nim niczym radioaktywne odpady... niby na zewnątrz wszystko w porządku, ale w środku wszystko kipiało, burzyło się i bulgotało. Wystarczył jeden nieuważny ruch, żeby cała ta sterta runęła, a wybuch zostawił tylko pustkę dookoła niego... Myślał, że może to właśnie przez to Nogitsune upatrzył sobie jego. Te pokłady nigdy niewypowiedzianych słów i szczelnie zamknięte w nim uczucia, to jak uczta dla wygłodniałego demona.

***

Spędzili niemal trzy godziny tylko we dwóch, co prawdopodobnie było rekordem ostatnich dziesięciu lat. To było odrobinę niezręcznej, ale jednocześnie miłe.

Mógł udawać, że jutro lub za tydzień to powtórzą.

Nawet zapytał ojca o to co, chce na jutrzejszy obiad. Być może Stiles zapełnił już niemal całą zamrażarkę gotowymi daniami, a i lodówka też nie Świecił pustkami. Jednak jutro może zostawić na stole coś innego... może któreś z ulubionych dań szeryfa.

– Jak to co? Podwójny stek i frytki – odpowiedział żartem szeryf. Nastolatek skrzywił się nieznacznie, bo to zdecydowanie zakazane danie... lekarz staruszka prawdopodobnie sam zszedłby na zawał, gdyby zobaczył go jedzącego takie rzeczy. Jeden raz chyba nie wyrządzi aż takiej szkody? To w końcu synonim jego "żegnaj".

Nie był wcale zdziwiony, kiedy po południu zadzwonił telefon szeryfa, który zerkał na niego niepewnie podczas rozmowy i od czasu do czasu kiwał głową, chyba zapominając, że osoba po drugiej stronie nie może go zobaczyć.

– St... – nawet nie zdążył dobrze rozpocząć pytania, zanim mu przerwano.

– Idź, idź – Stiles machnął ręką lekceważąco – nie mam dziesięciu lat. – Nie wypominał ojcu, że wtedy nie miał oporów przed zostawianiem go na całe dnie.

– Na pewno?

– Yeah. Spokojnie, i tak planowałem maraton Gwiezdnych wojen... może to lepiej, że cię nie będzie?

– Będziesz sam?

– Tak?

– Może Scott mógłby...

– Tato! Nie trzeba mnie pilnować – zabrzmiało to może zbyt ostro. – Przepraszam.

– Nie chodzi mi o to, że trzeba cię pilnować... tylko ty jakby nie wychodzisz za wiele? Kiedyś modliłem się, żebyś choć jeden wieczór mógł usiedzieć spokojnie na dupie. Teraz zaczynam się niepokoić.

– To nic takiego. Zwykłe zmęczenie, może kilka gorszych dni. – Obaj wiedzieli, że to kłamstwo, ale łatwiej było im zakończyć temat w tym miejscu.

Żaden z nich nie miał jakoś chęci do rozkopywania świeżego grobu...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro