Rozdział. 4
Błędy w ogóle niesprawdzane. Jutro postaram się ogarnąć
***
Ostatnie tygodnie nie byłby takie złe, gdyby nie wrogość panująca pomiędzy jego pracodawcami, a młodymi Benddicami. Stiles czuł się chory od słuchania ciągle tych samych obelg i uwag. Czemu ci ludzie nie potrafili pojąć, że Stilinski miał wystarczająco wiele swoich zmartwień, by jeszcze martwić się ich bezsensownym konfliktem.
Poważnie historia tych rodzin nadawałaby się na scenariusz komediodramatu albo paradokumentu, ewentualnie romansu z dreszczykiem. Tak w skrócie to Pan Kaaper, który był mężem jego obecnej szefowej - Sophii Kaaper, poznał Pannę Benddic - starszą siostrę Felixa i Zedd'a, kiedy ta wróciła do miasteczka po skończonych studiach hotelarskich.
Tutaj należy podkreślić, że Kaaper to przemieniony Kotołak. Coś jak wilkołak, tylko z tą różnicą, że podczas pełni przemieniał się w lamparta, a nie wilka. No i wszelkie kotołaki mają po dziewięć żyć, co zdaniem Stilesa było niezłym prezentem od ewolucji. Natomiast Benddicowie to naprawdę stary, średnio potężny ród wilkołaków. W dodatku spowinowacony z Hale'ami w linii prostej. Ojciec Felixa i Zedda - Marshall był bratem Quinna Hale'a - ojca Dereka.
Stiles już wcześniej zastanawiał się, dlaczego Peter miał tak samo na nazwisko jak Derek, skoro dzielił krew z Talią, a nie Quinnem. Do głowy by mu nie przyszło, że u wilkołaków w przeciwieństwie do ludzi większą uwagę przywiązywało się do statusu niż do płci. Matka Dereka była alfą, a ojciec betą, więc to on według tradycji przyjmował jej nazwisko. Chociaż podobno w ostatnich latach modne zrobiły się dwuczłonowe nazwiska...
Od razu ślub Petera nabierał więcej sensu... Hale szedł z duchem czasu, a przy okazji wyrabiał sobie nową markę, maskując nazwiskiem Henry'ego, swoje dawne grzeszki. Istoty nadprzyrodzone również plotkowały. A to, że jakiś Hale, zabił własną siostrzenicę, użarł dzieciaka z astmą, który koniec końców stał się pierwszym prawdziwym alfą tego stulecia, został zabity jako alfa i powstał z grobu jako beta, odbiło się w pewnych kręgach szerokim echem. Sam fakt, że Felix o tym wszystkim wiedział pomimo braku kontaktów z tą częścią rodziny, a od Beacon Hills dzieliły go tysiące kilometrów, mówił wystarczająco wiele.
Nadal nie przyznał się nowo poznanym wilkołakom, jak dobrze znał ich kuzyna. Nie wspomniał też o tym, że swego czasu został opętany przez złego lisa... wolał, żeby nie wywalili go z motelu. Właśnie zaczęło się ściemniać, a on nie znał okolicy. Zgrabnie przemilczał fakt, że Alfa Beacon Hills, to jego najlepszy kumpel z piaskownicy. Powiedział jedynie, że zdaje sobie sprawę z tego kim są i, że ma to gdzieś, tak długo jak żaden z nich nie będzie na niego warczeć. To taki delikatny przytyk, odnośnie jakże ciepłego powitania ze strony starszego Benddica.
Wracając jednak do sprawy małomiasteczkowego, nadprzyrodzonego romansu - Pan K i Panna B, spotykali się po kryjomu, ale jak to w takich miejscach bywa... tajemnica przestaje być tajemnicą, jeśli pozna ją jedna, wścibska baba. Tydzień później oboje uciekli z Ashwood i od tamtej pory słuch po nich zaginął. Znaczy się taka była oficjalna wersja. Prawdziwa wygląda odrobinę inaczej: Darren Kaaper rozwiódł się z Sophią i nadal płacił alimenty na młodszego syna, a Selena dzwoniła do braci średnio raz na tydzień.
Jakimś sposobem Sophia i jej synowie obwiniali o wszystkie nieszczęścia całą rodzinę Benddiców. Stiles uważał, że to naprawdę głupie, bo żaden z chłopaków nie przywiązał Darrena do Seleny i nie kazał z nią sypiać.
Sophia Kaaper to naprawdę pamiętliwa i zajadła jędza. To w głównej mierze dzięki jej plotkom, Zedd nie miał ławo w szkole, ani poza nią. Stiles mieszkał w motelu od kilkunastu dni, a nie widział, aby chłopiec rozmawiał z kimkolwiek poza nim samym i starszym bratem. To kurewsko niesprawiedliwe, bo dzieciak nie zrobił nikomu nic złego. Tą swoją nieśmiałością i płochliwością, przypominał Stilinskiemu Isaaca.
Felix za to cały czas chodził wściekły. Nie żeby Stiles mu się specjalnie dziwił - od lat obrywali za coś, co zrobił ktoś inny. Sophia i jej znajomi odstraszali tylu przejezdnych ilu tylko zdołali. Mniejsza liczba gości, oznaczała skromniejszy przychód. Motel niszczał i podupadał. Stilinski bez trudu mógł wymienić kilka rzeczy, którym przydałby się gruntowny remont.
Jakby tego było mało, to tego dnia Zedd spóźniał się niemal półtorej godziny z powrotem ze szkoły. Gdyby sytuacja przedstawiała się inaczej, to zasugerowałby, że młody zagadał się z kolegami, albo siedzi za karę po lekcjach. Kumpli zwyczajnie nie miał, a na wpadanie w kłopoty i kozę był zbyt... wystraszony i wycofany. Stilinskiemu nie podobała się jeszcze jedna rzecz - cała postawa Felixa mówiła, że działo się coś co mu umyka. Wrócił z pracy zaledwie kwadrans wcześniej, a już zdążył naliczyć trzydzieści sześć skurwysynów lecących z ust starszego Benddica pod nieznanym adresem.
— Powiesz mi co się dzieje czy nadal będziesz się rzucał, jak po elektrowstrząsach?
— To nie twoja sprawa, Smith — warknął przez zęby
— Co ja mówiłem o warczeniu na mnie? — prychnął — No dalej, nie jestem twoim wrogiem, jako jedyny w tym cholernym miasteczku — dodał zaplatając ręce na klatce piersiowej.
— Jak długo?
— Co...?
— Jak długo będziesz w Ashwood, że chcesz się pakować w moje popaprane życie? Jeszcze tydzień, miesiąc...?
— Ja...
— Nie zaprzyjaźniaj się z młodym skoro jutro może cię tu nie być — rozkazał szturchając Stilesa w ramię. Jego oczy błysnęły złotem.
— Jesteś betą... — westchnął Stiles powoli dopasowując do siebie elementy układanki — Twoja siostra zrzekła się statusu, ale nie trafił on do ciebie... Tylko do Zedda.
— Skąd...? — pierwszy raz od kiedy go poznał, Felix brzmiał na tak przerażonego — Kim ty do diabła jesteś?
— Powiem ci, jeśli ty wyjaśnisz mi dlaczego się stąd nie wynieśliście, tutaj nie macie życia. — zaproponował wyciągając rękę w kierunku wkurzonego wilkołaka, miał nadzieję, że nie zostanie ona odgryziona.
— Niby dokąd? Ledwie udało mi się uzyskać prawa do opieki nad młodym. Nie mamy żadnych oszczędności, ani rodziny z którą utrzymywalibyśmy kontakt. Jest co prawda Selena, ale...
— Macie do niej żal, że was w to wszystko wpakowała — dokończył za niego — A Hale'owie?
— Laura poprosiła mojego ojca o pomoc po pożarze — wyznał Benddic patrząc gdzieś obok Stilesa — Chciała przyjechać tutaj z bratem, ale ojciec wciąż chorował po miesięcznej gościnie u Calaveras... Przekazał status jakiś tydzień wcześniej, a Selena ich tutaj nie chciała. Miała wielkie plany - studia, praca w Nowym Orleanie. Nie miała ochoty użerać się z ledwie znanymi kuzynami.
— Laura była alfą Hale... — wymamrotał Stiles pod nosem
— Dobrze kombinujesz, Selena bała się, że Laura przejmie terytorium, z którego potem sama dobrowolnie zrezygnowała dla pierdolonego Kaapera. Ironia, co nie?
— Taaak...
— Twoja kolej — przypomniał mu Felix
— Naprawdę nazywam się Mieczysław Stilinski i jestem synem szeryfa Beacon Hills. Moim najlepszym przyjacielem jest Scott McCall
— Czy to nie tak nazywał się przypadkiem koleś, który stał się prawdziwym alfą?
— Cały Scottie — zażartował Stilinski — W skrócie, opętał mnie japoński zły duch i wymordowałem ponad tuzin osób. McCall go wygnał, ale to nie tak, że ci wszyscy ludzie cudem ożyli. Musiałem na jakiś czas uciec od Beacon Hills, ale...
— Słyszałem o tobie!
— Plotki naprawdę mają daleki zasięg — wymamrotał Stiles — Jednak ważniejsze jest to, że znam Dereka... całkiem nieźle — z całych sił próbował się nie zarumienić — I mogę do niego zadzwonić, zorientować się jakie ma do was nastawienie. Wiesz w razie gdybyście jednak mieli dosyć Ashwood... Petera też znam, ale... tego Hale'a pomińmy milczeniem, przynajmniej dopóki Zedd nie przestanie bać się własnego cienia.
— Derek, hmm? — przeklęte wilkołaki i ich wścibskie nochale — Daj mi pomyśleć i pogadać z młodym. Odpowiem ci za kilka dni.
— Dobra — zgodził się Stilinski — To powiesz mi gdzie jest twój brat?
— Pojechał spotkać się z Seleną dwa miasteczka dalej — wycharczał przez zaciśnięte zęby — Wie, że próbowałbym go zniechęcić, więc zerwał się z lekcji i napisał mi wiadomość, jak już dotarł na miejsce. Cytuję: "Sel, przesyła pozdrowienia"
***
I tutaj taka muzyczka z rodziny Adamsów XD
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro