Rozdział 2
***
Jak co noc próbował zwalczyć jakoś swój atak paniki. Starał się znaleźć coś, co pozwoli utrzymać mu się na powierzchni. Desperacko łapał się wspomnień o mamie i beztroskim dzieciństwie, bo jedynie wtedy czuł się bezpieczny i w pełni szczęśliwy. Po jej śmierci już nic nie było takie samo. Chociaż nie zawsze było tak źle jak ostatnio... zdarzało się, że jego śmiech był szczery, a zmartwienia schodziły na dalszy plan. Tylko że po Nogitsune nie mógł mieć nawet tego. W zasadzie to nie uważał, żeby zasłużył na to, aby być szczęśliwym. Nie, kiedy miał świadomość tego, co działo się podczas opętania. Lis nie miał na tyle litości, żeby pozwolić mu zapaść się w swoim świecie... zmuszał go do patrzenia na wszystko, co robił.
Może powinien odejść?
Nie potrafił zapomnieć nawet na chwilę, bo każdy z przyjaciół samą swoją obecnością przypominał mu, że świat nie jest tak czarno-biały, jak mu się wydawało. Patrząc w ich oczy widział ten niewypowiedziany żal i cierpienie, które im zadał...
Scott, tata, czy nawet Derek zostali przez niego zranieni. Lis grał z nimi w chowanego... bawił się uczuciami każdego z nich. Stiles był niemal pewien, że pomimo wypędzenia Nogitsune, oni wciąż codziennie widzą go w nim. Oczywiście powtarzali sobie, że to nie jego wina, prawdopodobnie równie często jak on sam, jednak lis i on mieli tą samą twarz. W ich wspomnieniach na zawsze zostanie ślad... zadra, która nie zabliźni się, dopóki wciąż każdego dnia będą zmuszeni patrzeć na kogoś, kto siał spustoszenie i śmierć.
On nie miał wyjścia – musiał żyć z samym sobą. Jednak cała reszta miała wybór, a mimo to uparcie przy nim trwali. Jeden tylko Isaac się wyłamał. Nie rozumiał, dlaczego wcześniej nie dotarło do niego, co powinien dla nich zrobić. Zniknąć... Nie zabić się, bo to byłoby niewdzięczne po tym ile poświęcili, aby utrzymać go przy życiu. Wyjechać gdzieś, gdzie będzie tylko kolejnym, nic nieznaczącym nastolatkiem.
***
Rozplanowanie wszystkiego zajęło mu tydzień. Kolejne siedem dni udawania przed samym sobą i wszystkimi dookoła, że żyje tak jak przedtem, a nie tylko trwa. Trochę jak papierowa łódka na wodzie... dopóki nie namoknie i zniknie pod powierzchnią.
W sobotnie popołudnie podjechał pod niewielką kwiaciarnię, która znajdowała się tylko kilkaset metrów od bram cmentarza. Pracowała tam miła, ale nieco zbyt ciekawska pani Calleb. Starał się uciąć jej pytania w miarę grzecznie, ale skutecznie. Ugh... co łatwiej powiedzieć, niż rzeczywiście zrobić. Wytrwała i głucha na wszelkie delikatne sugestie kobieta.
– Dwa bukiety? Czyżby dla dwóch różnych kobiet, Stiles?
– Tak... – mruknął, zaciskając ze zniecierpliwienia i irytacji dłonie w pięści. – Jeden dla zmarłej koleżanki, a drugi dla mamy. – Mina od razu jej zrzedła. Może nie powinien mówić tego w taki wredny sposób, ale naprawdę nie miał już siły, żeby przejmować się czymś takim.
– Och... jakie kwiaty w takim razie?
– Może cynie i aster gawędka oraz paproć i barwinek na podkład dla mamy. – Ta część była prostsza... to tylko pożegnanie. – Dla All... dzielżan, goździki - kilka różowych, i jeden szkarłat pośrodku.
– Nie sądziłam, że chłopak w twoim wieku będzie miał pojęcie o znaczeniu kwiatów...
– Interesowałem się trochę folklorem, a gdzieś między tym wszystkim było też coś o kwiatach i jakoś utkwiło mi w pamięci.
***
Spędził na cmentarzu niemal trzy godziny, co dla kogoś, kto obserwowałby go z boku, mogło być nieco dziwne czy nawet przerażające. Szczerze gówno go to obchodziło. Potrzebował tego, bo nadal nie wiedział czy kiedykolwiek jeszcze tu wróci.
Wiedział, że obie by go zrozumiały... chęć chronienia najbliższych była dla nich równie ważna, co dla niego. Jego zniknięcie miało zapewnić reszcie stada odrobinę spokoju i jeśli wszystko pójdzie po jego myśli, to pozwoli im szybciej zapomnieć o tym, co zabrał im Nogitsune. Kierował się już do bramy, kiedy jego wzrok napotkał na jeszcze jeden nagrobek ze znajomym nazwiskiem Reyes. Jak mógł o niej zapomnieć? Wrócił do kwiaciarni i poprosił o dwa niewielkie chryzantemy, pierwszy herbaciany, a drugi tak bardzo czerwony, jak tylko się da.
Veron Boyd. Tak naprawdę nie wiedział za wiele o tym chłopaku. Nie rozmawiali za wiele i teraz tego żałował.
Ericka... Po przemianie stała się zupełnie inną osobą. Choroba spychała ją na margines, a później życie i siła aż z niej promieniowały. Śmiech dźwięczał na szkolnym korytarzu... szkoda, że nie zdążyła zawojować świata. Był pewien, że mogła tego dokonać. Kto wie, może kiedyś stałaby się alfą? Zdecydowanie miała do tego predyspozycje.
***
Znaczenie kwiatów nieco różni się w zależności od tego na jakiej stronie się szuka, więc ja korzystałam ze słowniczka na końcu książki Vanessy Diffenbaugh "Sekretny język kwiatów"
cynie - opłakuję twoja nieobecność
aster gawędka - pożegnanie
barwinek - czułe wspomnienia
paproć - szczerość
dzielżan - łzy
goździk różowy - nigdy cię nie zapomnę
szarłat - nieśmiertelność
chryzantema - prawda
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro