Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

Błędy niesprawdzane.

Miałam mało czasu w tym tygodniu. Ubiegła sobota i poniedziałek były u mnie tak koszmarne, że nawet nie mam swojej prywatnej skali porównawczej.

Zachęcam też do zerknięcia do moich innych książek.

Teen Wolf One Shot tutaj najczęściej wrzucam coś nowego. od popularnych shipów po te bardzo niszowe.

Komentarze, jak zawsze mile widziane. To najlepszy red bull dla mojej weny :D


***

Dużo czasu minęło odkąd Derek czuł się tak rozstrojony i niespokojny. Skonfliktowany ze swoją wilczą częścią. Jedynym pocieszeniem było to, że stracił status alfy. Nie wyobrażał sobie aby  w stanie, w którym aktualnie się znajdował, zdołał przewodzić sforze.

Jednego dnia myślał, że Stiles wiedział co robi uciekając z Beacon Hills. Skoro wyjazd miał mu pomóc uprać się z tym co zrobił Nogitsune, to Derek da mu tak wiele czasu ile Stilinski potrzebował. Napisał, że wróci lub się odezwie i Hale mu wierzył. Przynajmniej przez chwilę...

Następnego dnia czy tygodnia dopadały go setki wątpliwości. Co jeśli Stiles napisał tak tylko, żeby ich uspokoić? A nawet, jeśli był szczery to w ciągu roku mogło zdarzyć się tak wiele. Stilinski całe życie mieszkał w jednym miejscu i chociaż zdawał sobie sprawę, że świat to nie do końca bezpieczne miejsce, to kłopoty trzymały się go mocniej niż kogokolwiek innego...

Już nawet pomijając wszystkie nadprzyrodzone niebezpieczeństwa, to Stiles i tak wystawił się na ogromne ryzyko uciekając w ten sposób. Gdyby zapytał, Derek byłby w kilka minut gotowy wyjechać razem z nim. Nie musieli kontynuować tego, co zaczęli w noc przed wyjazdem Stilinskiego. Hale dał radę trzymać się na dystans przez cholernie długie dwa lata. Wytrzymałby jeszcze trochę. O tak, byłoby diabelnie trudno odkąd wiedział, że to odwzajemnione. Znał smak jego skóry i pamiętał jak dobrze było czuć to ciało pod sobą. Urwany oddech na mokrej od potu skórze, paznokcie rysujące po jego ramionach jakieś poplątane wzory. Lekki, szczery uśmiech i westchnienia. Słaby głos, usta na szczęce, podbródku i szyi. Iskierki budzącego się humoru i złośliwości, a potem uszczypnięcie w tyłek.

Taaak, Derek naprawdę dałby radę utrzymać taki dystans jakiego Stiles, by wymagał. Aczkolwiek ucieszyłby się jeszcze bardziej, gdyby nie musiał.

Tymczasem, on został w Beacon Hills jak żałosny idiota, którym w oczach reszty stada zapewne jest. Stiles natomiast był cholera wie gdzie, robiąc "coś" ze swoim życiem. Ewentualne "Z kimś" doprowadzało go do białej gorączki. Wolałby już, aby Stiles był samotny niż zbyt towarzyski... Hale najbardziej ze wszystkich swoich myśli wstydził się tej ostatniej, która pojawiała się w jego głowie w nocy, kiedy próbował zasnąć na niewygodnym materacu, pod pościelą zwleczoną z gościnnego pokoju. I tak był aż tak żałosny, że nie zdołał zmusić się do zdjęcia i uprania tamtej, na której wciąż czuć zapach Stilesa. Za każdym razem, gdy próbował tracił kontrolę nad swoją wilczą stroną i nie mógł zmienić się w człowieka przez całe dnie.

Ciągle zastanawiał się czy, gdyby odpowiedział Stilesowi, ten zostałby z nim.

***

Scott radził sobie coraz lepiej. Przemienił nawet swoją pierwszą betę oraz przyjął do stada Mailę. Isaac od dawna ufał bardziej McCallowi niż jemu, więc to żadna niespodzianka, że zmianę alfy przyjął z widoczną ulgą. Peter, nie należał co prawda do nowo powstałej watahy, ale jego córka już tak. Był z nią więc powiązany dosyć silnymi więzami. I Derek z pewnym zaskoczeniem zauważył, że  posiadanie dziecka, nawet nastoletniego i wybitnie niezależnego, uszczęśliwiło Petera na tyle, by ten ograniczył swoje ulubione hobby: knucie, szpiegowanie i spiskowanie.

Nadal nie rozgryzł w jaki sposób wyglądała relacja Petera z Henrym. Jak w ogóle do tego doszło? I nie chodziło o to, że Tate był facetem. Od dawna wiedział, że Peter nie ograniczał się specjalnie w tym z kim sypiał. Bardziej dziwiło go to, że związek wyglądał na coś trwałego. W końcu w planach mieli ślub. Nie byle jaki, bo z elementami cholernie starej, wilkołaczej przysięgi. Teoretycznie, w grę wchodziło jakieś obustronne zaangażowanie, być może uczucia i co najbardziej zaskakujące w przypadku Petera, monogamia.

Zwykła, cywilna ceremonia zostawiłaby mu więcej swobody w kwestii jego przyzwyczajeń. I to nie tak, że wilkołaki były jakimś czubkami, którzy zmuszali się do życia z kimś na kogo od lat nie mogą patrzeć. W tej kwestii od zawsze byli bardziej... swobodni niż ludzie. Więź trwa, póki obie strony ją podtrzymują... jakby karmią wszystkim tym co między nimi się dzieje oraz tym co do siebie czują. To nie muszą być same milusie rzeczy.

— Wiesz, że to o czym myślisz masz wypisane na twarzy? — prychnął Peter, odrywając na chwilę wzrok od folderów z lokalami organizującymi przyjęcia weselne. Derek nie miał pojęcia jakim sposobem dał się wrobić w rolę drużby. — Czy... możesz mi uwierzyć, że wiem co robię?

— Ja... — zawahał się. Dużo spraw z przeszłości wciąż ich łączyło. Dzieliła ich Laura. Tego jednego nie będzie w stanie zapomnieć nigdy. A to oznaczało, że zawsze jego zaufanie co do motywów kierujących Peterem będzie znikome. — Ja, po prostu nie rozumiem. Tego związku, was. Macie prawie dorosłą córkę. On ją adoptował, ale ty o niej nie wiedziałeś... widzę jaki jesteś wobec niej. On jest jej ojcem i ty też. Macie więc córkę. Bardzo pyskatą, upartą niczym autentyczny osioł i niezbyt lubiącą jak włazisz z buciorami w jej prywatne sprawy. W skrócie: niemal dorosłą...

— Jesteś pewien, że osobowość Stilesa nie przeszła na ciebie, razem z pewnymi płynami ustrojowymi? — zakpił Peter — Słowo daję, paplesz teraz dokładnie tak jak on... i jesteś zbyt spostrzegawczy jak na dawnego Dereka, więc coś z bystrości tego dzieciaka też musiało ci się udzielić.

— Zaraz sprawdzę, czy da się cię upchnąć i utopić, w tym uroczym akwarium z koralowcami i meduzami — zagroził Derek. Wuj jedynie wyszczerzył zęby i wywrócił oczami.

— Pustynna wilczyca nadal poluje na Malię — powiedział Peter pozornie bez związku — Nazwisko Hale jest znane w naszym świecie. To daje im więcej ochrony, nawet jeśli Henry uparł się aby Tate też dodać po myślniku.

— To dlaczego mieszasz do tego nasze zwyczaje?

— Zaczęło się od chęci zapewnienia rodzinie ochrony, a... teraz chodzi o coś więcej — przyznał Peter ostrożnie — Nie twierdzę, że to tak wybuchowe i oczywiste, jak w twoim przypadku. Mam swoje lata, Derek. Niemal spłonąłem żywcem, latami byłem uwięziony we własnym ciele, oszalałem, umarłem i dzięki pomocy uroczej Lydii i odrobiny manipulacji oraz wilkołaczych rytuałów wróciłem do żywych.

— I?

— Chcę miejsca do którego przynależę. Wilk tego potrzebuje... ty nie odczuwasz tego w ten sposób, bo skupiasz się na konkretnej osobie. Nie na miejscu, majątku, potędze czy ogólnie pojętym byciu ważnym... Ja tak. I może to wyrachowane, nieco odstraszające... ale chcę żeby nazwisko Hale wypowiadano z takim szacunkiem jak kiedyś.

— Hale-Tate, chciałeś powiedzieć? — zasugerował Derek

— Tak — zaśmiał się Peter — Dokładnie. Uwierzysz, że nawet mi się podoba to połączenie? Dwuczłonowe nazwiska mają w sobie coś z nowoczesnej elegancji...

— Nie wiem, nie znam się. — nieco ostudził entuzjazm wuja — Niech zgadnę po ślubie będzie czas na: dom wielkości szkoły, pewnie otworzenie jakiejś firmy, pieniądze, wpływy, jeszcze więcej pieniędzy, a na emeryturze jakiś urząd dla ciebie.

— Dla Hanry'ego. Chciałby zostać przewodniczącym Rady miasta. Potem może burmistrzem...

— Cóż... gratuluję? Wygląda na to, że wreszcie jest ktoś kto podziela twoje wygórowane ambicje, jak na tak małą mieścinę.

— Nie tylko to go ze mną łączy — zapewnił uśmiechając się znacząco





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro