Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 10

Ostatni :) 


***

– Masz coś takiego jak sypialnia, prawda? – sapnął ciężko. – I łóżko... – Spróbował przesunąć się odrobinę, bo zimna podłoga stykała się z jego rozgrzaną skórą i to było bardzo nieprzyjemne.

– Stiles – mruknął wyraźnie rozbawiony Hale. To najwyraźniej miało wystarczyć mu za odpowiedź, bo nie doczekał się dalszej części wypowiedzi. Zamiast tego został bezceremonialnie podniesiony z podłogi i w wilkołaczym tempie zaniesiony do jedynego pomieszczenia w którym nie był nigdy wcześniej. Derek bardzo ostrożnie ułożył go na materacu. Jeśli w jego wcześniejszym zachowaniu dało się wyczuć pewną nutkę zawahania, najwyraźniej została porzucona przed drzwiami sypialni.

Ręce wilkołaka pewnie przesuwały się po ciele nastolatka, stopniowo odsłaniając coraz więcej jasnej, naznaczonej pieprzykami skóry. Minutę później stosik ubrań zaczął się powiększać o te należące do Dereka. Niecierpliwymi szarpnięciami i nieco drżącymi dłońmi Stiles zdołał zedrzeć z niego koszulkę. Spodnie wraz z bielizną Hale zrzucił z siebie sam.

– Derek – prychnął zirytowany nastolatek, a wilkołak tylko bezczelnie się do niego wyszczerzał. Stiles nie mógł powstrzymać się od wywrócenia oczami na to samozadowolenie promieniujące od niego.

– Za długo. – Odpowiedź bardzo w stylu Hale'a. Oszczędna w słowa. Nie wiedział co dokładnie chciał powiedzieć: "za długo czekałem", "za długo by ci zeszło".

Gdy niesamowicie sprawne i gorące usta musnęły ponownie jego ciało stwierdził, że właściwie nie miał nic przeciwko małomówności Dereka. A nawet bardzo jej kibicował, jeśli w zamian jego język będzie mu fundował tyle wrażeń.

Stiles początkowo był trochę niepewny i nerwowy przez różnice w ich wieku, a co za tym idzie w doświadczeniu. Ten jeden raz zaufał komuś innemu na tyle, żeby ten go poprowadził. Ciało Dereka dziwnie wpasowywało się w niego. Jakby mężczyzna szukał zatracenia czy też schronienia w jego ramionach i to powinno go przerażać. Tylko że on robił dokładnie to samo. Od początku byli całkowicie inni. Jak ogień i woda... On wyszczekany i gadatliwy, a Hale ponury i milczący. Hale był wilkołakiem, silnym, z wyraźnie wyrzeźbioną sylwetką, a Stiles, chociaż niemal dorównywał mu wzrostem, ważył o wiele mniej, a jedyne mięśnie, jakie miał to te, które wyrobił sobie uciekając przed wszystkimi paranormalnymi stworzeniami, jakie ostatnimi czasy dybały na jego marne życie.

Początkowo nieco spinał się na uczucie palców Dereka w sobie, ale ten doskonale potrafi go rozpraszać. Gdy w końcu Hale uniósł się nad nim na przedramionach i uparcie patrzył mu w oczy, jakby chciał upewnić się, że naprawdę tego chce, Stiles mógł odpowiedzieć tylko krótkim skinieniem. Ból przeszył jego ciało i nie zdołał powstrzymać krzyku, który sekundę później stłumił, wbijając zęby w przedramię wilkołaka.

Początkowo Hale bardzo powoli i ostrożnie kołysał biodrami. Dla nastolatka to było niemal za wiele... jego wszystkie zmysły skupiły się na Dereku. Co dziwne, miał wrażenie, że to działało w obie strony, bo starszy co jakiś czas powtarzał jego imię. Obaj zachowywali się tak, jakby świat poza tym pomieszczeniem nie istniał.

Stiles od dawna wiedział, że coś przyciągało go do tego konkretnego wilkołaka. Był jednak pewien, że za dużo ich dzieli. Ba! Sądził, że Hale ledwie go tolerował... Tymczasem prawda najwyraźniej wyglądała nieco inaczej.

Gdy poczuł znajome napięcie w podbrzuszu, mocniej oplótł Dereka nogami i przyciągnął go w dół do pocałunku. Dochodząc, wbił paznokcie w jego ramiona tak mocno, że prawdopodobnie przerwał skórę. Trochę żałował, że te ślady nie zostaną dłużej... Co jeśli on zniknie z myśli Dereka równie szybko?

Najwyraźniej wilkołak również był blisko, bo zaledwie kilka mocnych pchnięć wystarczyło, żeby wszystkie jego mięśnie napięły się, a niski warkot opuścił jego usta. Oczy błysnęły błękitem na kilka sekund i Stiles przez sekundę czuł jego zęby na szyii. Jednak nawet nie zarysował delikatnej skóry.

Kilka minut zajeło im wrócenie do pelnej świadomości. A nawet wtedy żaden z nich nie miał ochoty ruszać się więcej niż to absoutnie konieczne.

– Stiles, ja... nie chcę, żebyć myślał...

– Cicho – sapnął Stiles i krótko go pocałował. Nie chciał słyszeć, że to nic nie znaczyło. Nawet jeśli tak rzeczywiście było lepiej dla Dereka, bo przecież nie ma dla nich szczęśliwego zakończenia.

Inne serca w nich biją i sam dotyk to za mało, żeby to mogło się udać.

Ukradli dla siebie tyle szczęścia, ile zdołali. Dla Stilinskiego przez długi czas będzie to jedno z najczęściej przywoływanych wspomnień. Kto wie, może Derek też czasem wróci do niego pamięcią. Z tą myślą i niewielkim, leniwym uśmiechem zasnął. Pierwszy raz od dawna nie miał z tym problemu i nie dręczyły go żadne koszmary...

Może Derek był jego lekarstwem na bezsenność? - ta perspektywa była na tyle kusząca, że przez kilka minut rozważał rezygnację z wyjazdu. Jednak ten jeden raz nie chciał myśleć tylko o sobie. Wiedział, że prędzej czy później o nim zapomną i może zrozumieją dlaczego musiał to zrobić.

A gdy rano wyplątał się z gorących ramion wilkołaka, pozwolił sobie tylko raz obejrzeć się za siebie.

– Powinieneś wiedzieć, że od jakiegoś czasu jestem w tobie zakochany – szepnął jeszcze, bo naprawdę potrzebował choć raz przyznać to na głos.

Potem przystąpił do realizacji swojego planu.

Następnego dnia o tej samej porze był już w Sacramento, a wieczorem miał samolot do Los Angeles.

Stiles Stilinski przestał istnieć... Czas powitać Matta Smitha.


Koniec części pierwszej

Kiedy kolejna część? - Jeszcze nie wiem, ale prawdopodobnie dopiero jak zakończę ff ze steterem :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro