ROZDZIAŁ VI
Teraz
Pomysł, na który wpadła Mariska, to jest ten z rodzinną kroniką, Ian Crane uznał za odrobinę szalony, ale nie pozbawiony nutki logiki. Chociaż głośno by się do tego nie przyznał, sądził, że niektóre momenty w życiu człowieka są zbyt cenne, aby o nich tak po prostu zapomnieć.
Poza tym Ian rozumiał, iż Mariska pragnęła uchwycić coś, czego jeszcze nikomu nie dało się uchwycić - czas. Chwile zaklęte w wyblakłych literach i urok dawnych fotografii, wspomnienia związane z ludźmi, którzy już odeszli do wieczności ... A ci, co jeszcze żyli, byli zobowiązani by wiedzieć albo przynajmniej chcieć zrozumieć minione dni. Dokładnie to czuła Mariska - chciała poznać historię rodziny, której oboje byli częścią. On nie miał tyle odwagi, żeby zagłębić się w przeszłości z wszelkimi tego konsekwencjami.
Ich tata, Paolo Crane, niekiedy mówił, że historia może nauczyć człowieka więcej niż dobry wykładowca w najlepszej uczelni. A Ian starał się wierzyć, iż przeszłość nie determinowała przyszłości w znaczącym stopniu, przynajmniej nie na tyle, by człowiek nie mógł podejmować własnych decyzji.
Ale gdy siostra Iana naznosiła te wszystkie zdjęcia na stół w jadalni Crane Hall i gdy Ian spojrzał w oczy Deidre McIntosh, smutno patrzące w stronę fotografa, musiał uznać swoją porażkę. Gdyby nie Deidre i Devon, to nie byłoby żadnego z nich, a co więcej - nie byłoby czego opowiadać.
Może Devon ożeniłby się z inną kobietą, może nie przeżyłby katastrofy Titanika, tyle rzeczy mogłoby potoczyć się inaczej jeśliby jego drogi nie skrzyżowałyby się z linią życia Deidre! Mogliby się nigdy nie spotkać, ale stało się inaczej. Jedynym czego Ian nie znosił w tym całym galimatiasie ludzkich uczuć, to pojęcie historii alternatywnej.
Było nawet takie przysłowie ... Zaraz, jak ono brzmiało? Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr. Albo jakoś tak.
Ale w gruncie rzeczy, to grzebanie w starych papierach i mozolne odkrywanie co, kto, jak i dlaczego interesowało go bardziej niż Ian byłby gotów przyznać. Mariska to Mariska, ją chyba "z urzędu" ciągnęło do odkrywania tajemnic, co mogło albo i nie, skończyć się któregoś dnia fatalnie, ale póki co ...
Zastanawiała go mina taty, którą ten zrobił na widok rozłożonych na stole zdjęć. Paolo Crane wyglądał jakby zjadł na poczekaniu worek cebuli, stan ten trwał jeszcze podczas dzisiejszego porannego posiłku, gdy oznajmił przy wszystkich, że on się w tę sprawę nie miesza i to samo radził pozostałym członkom rodziny, a potem najspokojniej w świecie spałaszował kilka kanapek i cały talerz jajecznicy na bekonie.
Sprawiał wrażenie, jakby chciał zagłuszyć rodzący się w sercu niepokój, jakby idea Mariski względem napisania przez nią kroniki, była przyczyną tego lęku. Albo tajemnica, o której wspomniał córce, lecz nie wyjaśnił, czego dotyczyła. A ani Ian, ani Mariska nie śmieli go zapytać o nic w obawie przed zamieszaniem jakie mogłoby z tego wyniknąć.
Zauważył, że babcia oraz mama dyskretnie wymieniły między sobą porozumiewawcze spojrzenia ponad stołem. One mogły coś tam wiedzieć, lecz nie chciały się podzielić z nikim swą wiedzą.
- To stare sprawy. - Lillian po prostu wstała od stołu, podziękowała za posiłek i opuściła jadalnię bez dalszych wyjaśnień.
- Ale przecież Deidre ... - powiedział Ian i urwał, bo nie miał pomysłu, by powiedzieć tacie, że prapraprababcia była za życia dość ciekawą osobą, a Mariska tylko chciała poznać jej historię na swój własny użytek, a nie ogłaszać każdego szczegółu tej opowieści na łamach najpoczytniejszej bostońskiej gazety.
- Deidre nie żyje od lat, my tak i nie daję pozwolenia, byś ty czy twoja siostra ... - rzekł Paolo, nadspodziewanie twardym tonem, który zdumiewał rodzeństwo.
- Uspokój się, Paolo - rzekła Iris. - Oboje obiecają, że porzucą ten dziki pomysł i po sprawie!
- A jest jakaś sprawa? - Z bliźniaków to Mariska była tą odważniejszą i upartą, Ian często wybierał ostrożność.
- Upór odziedziczyłaś chyba po swojej matce! - powiedział Paolo i też wyszedł, co było o tyle dziwne, że nigdy wcześniej nie krytykował żony otwarcie przy wszystkich.
Ian czuł, że w powietrzu unosi się zapowiedź nielichej awantury, coś się święciło, ale chyba żadne z nich nie miało pojęcia, co. Jakoś tak wyszło, że pomysł Mariski nagle urósł do rangi wielkiego problemu, bo przecież dotąd Paolo nie miał nic przeciwko, żeby jego dzieci interesowały się rodzinną historią. Kronika Crane 'ów, zanim jeszcze powstała, wywołała w ojcu bliźniaków reakcję alergiczną i fajnie by było wiedzieć dlaczego.
- Coś się stało - powiedział Ian do siostry, gdy zostali sami tuż przed rozejściem się w swoje strony.
- Kiedy? Przy jedzeniu czy jeszcze wcześniej? - Mariska dodała, że nie odpuści z napisaniem kroniki, dopóki nie pozna przyczyny dziwnego zachowania ojca.
Tylko tornado albo ważna przeszkoda na jej drodze mogłaby ją powstrzymać. Nie była już dzieckiem, któremu wystarczyło powiedzieć, że czegoś nie wolno.
- Jesteś pewna, że nie przestaniesz szukać odpowiedzi? - Ian zaczynał mieć wątpliwości, czy gra była warta świeczki. - Bo szkoda rujnować to, co już się ma.
Niekiedy nie lubił wychodzić poza strefę swego komfortu, lecz wsparłby siostrę, gdyby go o to poprosiła.
- Upór odziedziczyłaś po matce - powiedział Ian.
- Co zrobiłam? - Mariska nie miała pojęcia, o co chodziło bratu.
- To powiedział tata przy stole. Jakoś tak dziwnie, bo nawet nie spojrzał na mamę. Zezłościł się i poszedł sobie precz. - Ian pomyślał, że coś się za tym kryło, coś, czego ojciec się obawiał na tyle, żeby milczeć na ten temat i by zakazać innym poruszania tego zagadnienia.
- Nie wściekł się - zaoponowała Mariska. - Raczej coś go zaniepokoiło i pisząc historię rodziny byłabym tego blisko. Albo też mogło chodzić o coś innego, niekoniecznie o Deidre i Devona, ale nie mam pomysłu, co.
- Czy te dwie sprawy, to jest upór po mamie i historia naszej przeszłości, mogą się łączyć ze sobą? - Ian podrapał się po głowie. - Jak małe trybiki w skomplikowanej maszynerii?
- Pewnie tak, ale pytaniem pozostaje jak i dlaczego. Sam zresztą widziałeś reakcję taty. Nie był szczęśliwy, no i te zdjęcia, nie mówiąc już o tajemnicy dziadka, jeśli naprawdę istniała. - Rodzeństwo popatrzyło po sobie.
Doszli do wniosku, że na chwilę obecną niczego więcej nie byli w stanie wymyślić. Przecież Deidre i Devon zasługiwali, by żyć w rodzinnej pamięci, nawet jeśli od dawna spoczywali w grobie.
- Nie wiem, czego się dowiem o tych dwojgu i o mamie, o naszej rodzinie, ale chyba warto podjąć ten wysiłek, żeby zrozumieć niektóre rzeczy? - powiedziała Mariska na koniec, zanim rozstała się z bratem, by zająć się swoim stażem w gazecie będącą własnością Crane ' ów od wielu pokoleń, a Ian swymi studiami.
Mariska lubiła tworzyć frapujące historie, litera za literą, i to podczas stażu, który odbywała w ramach praktyk zawodowych, w jej głowie narodził się plan stworzenia kroniki, opowiedzenia historii tych ludzi, którzy sami nic już powiedzieć nie mogli.
Na razie rodzeństwo miało o czym myśleć i czym zająć, nic się nie stanie, jeśli cichy głos z przeszłości poczeka na swoją kolej, by przemówić.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro