Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ROZDZIAŁ IX

TERAZ

Paolo wrócił tego dnia z pracy nieco szybciej, na tyle, że jego córka jeszcze nie wróciła ze stażu w gazecie. Musiał zdążyć przed nią, Mariska nie mogła być świadkiem tego, co zamierzał zrobić. Podjął decyzję  - w swoim mniemaniu - jedynie słuszną. Przeszłość nie zawsze dawała się obłaskawić, nie zawsze można było z nią zwyczajnie żyć jak gdyby nigdy nic się nie stało.
A w tym przypadku się stało już wystarczająco dużo. Paolo chciał mieć pewność, że córka nigdy nie zobaczy na własne oczy dokumentu, tego samego, w którym Frances zrzekała się swych praw rodzicielskich względem Mariski. O jej ojca nie pytał. James nie pojawiał się w Bostonie od lat, więc należało sądzić, że albo nie wiedział o córce, albo ten fakt był mu całkiem obojętnym.
Poszli z Iris nieco na skróty, nie pytając Jamesa o zdanie względem adopcji jego dziecka, ale skoro wyjechał i nie wrócił, a czas naglił, to chyba oboje postąpili właściwie, zapewniając dziecku (teraz już dorosłej kobiecie) dom i miłość, na którą młoda nie mogła liczyć od swych biologicznych rodziców?
Ślub Paola oraz Iris, dwojga przedstawicieli zwaśnionych ze sobą rodów, był rodzajem zapłaty ze strony Frances za ich milczenie o tym, co stało się na strychu domu rodziny Boston.
Gdzie ten dokument??? Był w tym samym pudle, które stało obok drugiego  - tego z fotografiami, które Mariska rozłożyła na stole w jadalni Crane Hall.
– Jest! – powiedział Paolo sam do siebie, a już przeraził się, że jakimś cudem córka zajrzała do "niewłaściwego" pudła i ...
– Tyle lat, Frances! Dopiero teraz  ...
Upewniwszy się, że nikogo nie było w pobliżu, Paolo wyciągnął niewygodny dokument z pudła, ujął go w palce dłoni i podpalił go zapalniczką.
A Iris tak narzekała, że czasami ulokował się na balkonie na "dymka"! Paolo patrzył jak płomyk ognia spopielał na proch dokument, który tak go przerażał i spędzał mu sen z powiek. Znał go na pamięć  - wszystkie zapisane w nim formułki, całą treść i odręczne podpisy: jego, Iris i na samym końcu Frances. Teraz nie istniał żaden materialny zapis wydarzeń sprzed lat. Nie istniało rzeczywiste potwierdzenie adopcji Mariski. Wiedział tylko on. Frances. Lillian. I Iris. I żadne z nich nie chciało o tym mówić.
Paolo przekonywał samego siebie, iż tak było lepiej. Lepiej!
Posprzątał popiół po spalonym papierku i schował zapalniczkę do kieszeni. Zastanawiał się, co mogłoby się wydarzyć, gdyby tego nie zrobił jeszcze wtedy, gdy z całą rodziną zasiadł do obiadu w jadalni Crane Hall. Czuł się nieco znużony oraz niepewny, potem odzyskał rezon, przynajmniej do momentu, gdy Mariska - jak zwykle nie pytana  - oznajmiła, że nie zarzuciła pomysłu napisania kroniki.
– Praprapradziadkowie zasłużyli na to, byśmy o nich nie zapomnieli – powiedziała Mariska. – Przecież to tylko dla nas, nie zamierzam niczego wynosić poza mury Crane Hall! Nawet, jeślibym musiała szukać odpowiedzi poza domem nikt postronny niczego nie dowiedziałby się ode mnie.
– Zdaje się, że już o tym rozmawialiśmy? – Paolo czuł, jak strach dławi go w gardle.
Rozmawiali, ale Mariska najwyraźniej nie zamierzała posłuchać ojca i dalej trwała w swoim uporze!
Jego spokój gdzieś się ulotnił, chociaż przed chwilą czuł ulgę, że spalił dokument. Bardzo niewygodny dokument, którego córka miała już nigdy nie przeczytać.
– No, niby rozmawialiśmy  ... – powiedziała Mariska z ociąganiem. – Ale nie rozumiem, czemu tata tak się broni przed stworzeniem kroniki. Przecież i tak wiadomo, że prapradziadek John był nieplanowanym dzieckiem. To żaden problem, znalazłby się niejeden człowiek z szanowanej rodziny, który ... Się zdarzył przypadkiem! To nie początki dwudziestego wieku, teraz ludzie nawet ślubu nie biorą, a mają dzieci!
– Nie obchodzą mnie ci wszyscy inni! – Paolo wiedział, że jego nadzieje, że Mariska ustąpi w tej jednej jedynej sprawie, właśnie okazały się płonne i nierealne jak przysłowiowe zamki na lodzie.
Nierealne mrzonki! Za bardzo zależało jej, by usłyszeć historię ludzi, którzy żyli przed nią.
– Nie wszyscy zrozumieliby, że ... Że ... – Paolo plątał się w zeznaniach jak skazaniec przed egzekucją.  – Że Deidre odbiła swego przyszłego męża innej kobiecie!
To nie było kłamstwem, ale i tak brzmiało blado, gdy właśnie tym argumentem próbował powstrzymać córkę przed szperaniem w przeszłości. Deidre może i nie baczyła na konwenanse, Paolo też nie do końca przejmował się ludzkim gadaniem, ale ta jedna jedyna sprawa z nieodległej przeszłości tkwiła jak zadra w jego umyśle oraz sercu.
– Niech sama zadecyduje, czy chce pisać o Deidre i Devonie i czy warto oglądać się na to, co już było – powiedziała spokojnie Lillian, jakby nie stało się nic wielkiego, a cała rozmowa sprzed paru minut w ogóle nie miała miejsca.
– Ale przecież ... – Paolo ugryzł się w ostatniej chwili w język i gwałtownie wstał od stołu, niemal przewracając krzesło, na którym wcześniej siedział. – A róbcie, co chcecie! Tylko potem nie płaczcie, że krzywda wam się dzieje!
Wyszedł szybko z jadalni, nie tłumacząc nikomu, co się właściwie stało.
– Przejdzie mu. – Lillian nie wyglądała na przekonaną o słuszności swoich słów, ale spokojnie dokończyła posiłek.
Ian utwierdził się w przekonaniu, że ojciec nie powiedział jeszcze wszystkiego i być może nigdy tego nie zrobi. Musiało być coś jeszcze, co prawdopodobnie łączyło się z kroniką i mogło wypłynąć przy jej tworzeniu. Coś ważnego.
Nawet gdyby Ian zapytał ojca o co mu chodziło, mógłby nie otrzymać wiarygodnej  odpowiedzi. Nie skończyłoby się tylko na cichych dniach i tęgiej awanturze.
Sytuacja wymykała się im spod kontroli, lecz Ian jednego mógł być pewien. Że Mariska nie odpuści.
Babcia coś wiedziała, wspomniała przecież o podjęciu przez Mariskę decyzji odnośnie oglądania się na przeszłość! Ale nie wydawała się zaniepokojona zachowaniem syna, co też samo w sobie było ciekawe. Mama wymieniła dyskretne porozumiewawcze spojrzenia ze swą teściową, lecz nie powiedziała niczego, co mogłoby naprowadzić rodzeństwo na jakiś ślad ku rozwiązaniu tajemnicy. Oni, cała trójka, coś ukrywali!
Ale co? Reszta rodziny wydawała się równie zaskoczona jak Ian i zdezorientowana jak Mariska. Skoro wiedzieli tylko rodzice bliźniaków i ich babcia, co tak mocno niepokoiło Paola, że nawet wzmianka o kronice rodziny wywoływała w nim reakcję niemal alergiczną, a także, że milczeli na ten temat przez wiele lat i pewnie milczeliby dalej, oznaczało jedno - żadne z nich nie zamierzało się z nikim podzielić swą wiedzą.
Tymczasem Paolo zamknął się w swoim pokoju i długo myślał w samotności o tym, co jeszcze mogłoby pójść nie tak jak trzeba, gdyby jego przybrana córka poszukałaby odpowiedzi gdzie indziej niż u niego czy Iris. Historia Devona i Deidre to dopiero początek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro