Rozdział 65
Pisałam ten rozdział chyba z 5 razy.🤣
Ciężko napisać to co mi siedzi w głowie 🤦🏼🤦🏼
Dajcie znać co myślicie🤣❤
Avril
Wróciłam wściekła do domu. Czułam wściekłość , na prawdę miałam ochotę zabić Luke, wtedy byłby święty spokój. Ale jestem słabą, zbyt słaba żeby to zrobić. On ma rację, z jakiejś Durnej przyczyny nie mogę go zabic i on o tym wie.
Kurwa mać!
-Wszystko okey?- usłyszałam głos Gabriela ale nie spojrzałam na niego. Wiedziałam, że ze złości moje oczy były czarne. -Avril?
-Tak, jest okey, jestem zmęczona - odpowiedziałam i chciałam szybko odejść
-Zaczekaj- powiedział i złapał mnie za rękę - Co się dzieje?- zapytał i uniósł moją głowę żebym spojrzała mu w oczy- Boże Avril...co się stało?
-Chce go zabić, rozumiesz? Nienawidzę go i chce żeby umarł ale ..ale ...
-Nie potrafisz..? Avril to dobrze, że nie potrafisz.
-Nie! To znaczy, że jestem słaba, rozumiesz? On jest moim problemem i moje życie nie będzie normalne dopóki on żyje!
Nie czekałam na jego odpowiedź, poszłam do siebie i zamknęłam drzwi.
Otworzyłam okno, usiadłam na parapecie i zapaliłam. Dawno tego nie robiłam, ale tylko to pozwala mi się chociaż trochę uspokoić.
-Słaba, jesteś słaba - powiedziałam do siebie
-Kochanie, nie jesteś słaba - usłyszałam znajomy głos. Ale to niemożliwe...przecież ona...nie żyje, to nie może być...
-Mama? - odwróciłam się i widziałam mamę stojąca na środku pokoju.
Na prawdę tu stała, jakby nic się nie stało, jakby czas się zatrzymał prawie rok temu...
-Przepraszam kochanie - zaczęła - Powinnam była Ci powiedzieć wszystko, o Tobie, o Gabrielu o naszych mocach...
-Mamo...- podeszłam do niej powoli dalej nie wierząc że ona na prawdę tu stoi. Może to urojenie? Może straciłam zmysły?
Kobieta się uśmiechnęła do mnie
-Tak kochanie, to ja- powiedziała a ja ją natychmiast przytuliłam. Była prawdziwa, czułam jej ciepło, jej zapach, dotyk.
Poczułam łzy spływające po moich policzkach.
-Mamo Ty...
-Wiem, jesteś zła, że Ci nie powiedziałam, że Cię zostawiłam..
-Mamo, tak się cieszę, że jesteś tak bardzo. Bo to nie sen? Prawda? To nie może być sen. Czyli teraz zamieszkasz z nami? Zostaniesz tu? Trzeba powiedzieć Gabrielowi, na pewno się ucieszy- paplałam trochę bez sensu ale czułam się...taka szczęśliwa.
Nie, nie byłam zła, cieszyłam się, że mogłam być znowu razem z nią.
-Kochanie, ja muszę Ci wszystko wyjaśnić...
-Ale to wszystko jest nieważne, liczy się to, że zostaniesz z nami.
-Avril posłuchaj mnie, ja tu jestem, ale nie do końca jestem....żywa...
-Co masz na myśli mamo?
-Cóż, jestem na takiej granicy życia i śmierci, możesz mnie zobaczyć, dotknąć itd ale np nie potrzebuje snu, jedzenia, picia ponieważ nie żyje.
-Ale...ale...ja nie mogę Cię znowu stracić mamo, nie mogę.
-Kochanie, ja tu zawsze będę, rozumiesz? Zawsze
Nagle ktoś otworzył drzwi. To był Gabriel.
Gdy zobaczył mamę jakby oniemiał.
-Liz...Elizabeth...to na prawdę Ty? Ale...ale..jak?
Kobieta uśmiechneła się delikatnie.
-Gabryś..mój kochany, to dzięki naszym mocą, nie jestem żywa ale też nie umrę.
-Zaraz...to Ty też masz te moce?- zapytał szeptem
-Tak, zawsze je miałam i czułam, że Ty też je masz.
Mężczyzna podszedł do niej nie przestając patrzeć jej w oczy.
-Liz...- szepnął i ją przytulił
Patrzyłam na te scenę ze wzruszeniem.
Moja mama
Mój tata
Jakby świata poza sobą nie widzieli.
Objełam ich a oni oboje mnie przytulili.
Tak mogło wyglądać moje życie.
Tak chciałabym żeby właśnie tak wyglądało.
-Możesz...zatrzymać się u nas? - zapytał mężczyzna
-Nie powinnam...- powiedziała
-Mamo proszę...daj nam się sobą na cieszyć...poznasz moje rodzeństwo. - powiedziałam z uśmiechem
-Niech Wam będzie , ale nie na długo.
-Każda sekunda spędzona z Tobą będzie na wagę złota - powiedział mężczyzna z uśmiechem
Gabriel poszedł z mamą pokazać jej dom. Cala złość na Lukę mi minęła, jednak to nie rozwiązywało mojego problemu.
Muszę się go pozbyć raz na zawsze, wtedy będę szczęśliwa.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro