Rozdział 46
Avril
Byliśmy w sali szpitalnej, czekałam na lekarkę.
Kobieta weszła do sali, spojrzała na kartę przyjęć.
-Uprawiasz seks? - zapytała bez ogródek
-Tak - odpowiedziałam
-Zabezpieczasz się?
-Oczywiście, biorę tabletki.
-Zdajesz sobie sprawę że one nie dają 100% zabezpieczenia?
-T...tak
Boże, czy ja na prawdę byłam w ciąży? To nie możliwe...
A może jednak?
-Myśli Pani, że jestem w ciąży?
-Bardzo możliwe.
-Czy...czy będzie Pani mogła określić który to tydzień?
-Mniej więcej tak.
Boże, jeżeli mam być w ciąży niech to będzie dziecko Toma...błagam
Kobieta przygotowała sprzęt do USG i wykonała badanie.
-Z wyników krwi wychodzi że była Pani w 5-6 tygodniu ciąży.
Uff czyli to dziecko Toma.
Ale chwila...
Jak to była?
-Co Pani powiedziała?
-Przykro mi kochanie, ale poroniłaś. Tak się niestety zdarza.
-Rozumiem - powiedziałam z udawanym uśmiechem- to cale szczęście .
Wcale nie czulam się szczęśliwa. Chciało mi się płakać.
Wiem, nie chciałam teraz dziecka ale przez chwile...przez ułamek sekundy...
Kobieta wyszła a ja się rozpłakałam.
Do sali wszedł Tom, widziałam przez drzwi jak Gabriel rozmawia z lekarką.
-Kochanie co się dzieje? - zapytał od razu mnie obejmując.
-Tom ja...ja byłam w ciąży, z Tobą. Ja wiem, nie chcieliśmy teraz dziecka ale...ale...
-Wiem..rozumiem Cie - powiedział mocno mnie przytulając. - Też się zawahałem przez sekundę, że byłoby cudownie. Ale skarbie, mamy jeszcze czas, będziemy mieli dziecko, albo dwójkę, zbudujemy piękny dom, będziemy cholernie szczęśliwi .
Tego potrzebowałam, dokładnie takich słów.
-Mam najlepszego chłopaka na świecie - powiedziałam mu prosto w oczy
-A ja najlepsza dziewczynę - pocałował mnie w czoło
Do sali wszedł Gabriel. Westchnął i podszedł do nas.
-Mam dylemat, ochrzanic Cię, czy przytulić? - próbował udawać, że się złości i od razu mnie przytulił.
Tom
Ze szpitala pojechałem prosto do domu. Jutro szkoła, nie mogłem znowu zawalić. Gabriel obiecał, że zajmie się Avril.
Cholera, ja od razu wiedziałem, że Avril jest w ciąży i...kurwa przez jedna jebaną sekundę pomyślałem, że to może być dziecko Luki.
Ja wiem, to głupie, ale czuje się tak jakby to przez tą moja myśl ona poroniła. Tak jakby za karę...
Bo pomyślałem, że jeżeli to by było jego dziecko...to lepiej żeby poroniła.
Kurwa.
To była sekunda, na prawde mimowolna myśl. Nie chciałem o tym pomyśleć.
I okazało się że Avril poroniła moje dziecko...
Cholera...
Może, może tak miało być? Może to nie czas na bycie rodzicami.
Tak, na pewno to nie nasz czas.
Teraz muszę się zająć Avril, żeby za dużo o.tym nie myślała i oczywiście szkoła. Nie mogę zawalić jeżeli myślę poważnie o dobrej uczelni.
Byłem tak zamyślony ze prawie na kogoś wpadłem.
No tak, malo ludzi jest w pierdolonym Paryżu i musiałem wpaść na Luke.
-Hej - powiedział do mnie
-Cześć, sorry spiesze się
-Byłem u Ciebie, ale Twoja mama mówiła że się wyprowadziłeś.
-Tak. - nie miałem zamiaru się mu zwierzać.
-Możemy pogadac?
-Słuchaj, nie mam czasu, spiesze się.
-Kurde Tom, kiedyś się przyjaźniliśmy, cos się zmieniło?
-Tak, dużo się zmieniło, zdradziłeś i wykorzystałeś Avril! I to dlaczego? Bo chciałeś nagrać jakąś durna płytę!
-Ale ja tego nie pamiętam...
-Chuj mnie to obchodzi, wiesz. Ale dobrze się stało, bo teraz jest szczęśliwa ze mną.
Nagle chłopak przyparł mnie do ściany.
-To ja z nią byłem? - zapytał patrząc mi w oczy
-Tak, byłeś ale schrzaniłeś i mogę Ci za to tylko podziękować
-Taki z Ciebie przyjaciel? Odbijać mi dziewczynę.
-Człowieku! Ogarnij się! Ty ja zdradzałeś! Masz dzieciaka z inna!
-Co?! Ja będę miał dziecko?
-Tak idioto, będziesz miał dziecko. Wiec dobrze Ci radze odczep się od Avril, raz na zawsze. Ze mną będzie jej lepiej. A teraz odsuń się ode mnie bo jak Ci przywale to znowu stracisz pamięć.
Luka spojrzał tylko na mnie i odszedł.
Pozostało mi mieć nadzieje że da nam w końcu święty spokój.
Gabriel
Przyjechaliśmy do domu, Avril poszła do siebie a ja usiadłem w kuchni i nalałem sobie whisky. Ostatnio chyba za często piłem.
-Kochanie - Emilly weszła do kuchni - Co się stało? Co z Avril.
Napiłem się i poczułem jak trunek pali mnie w gardło.
-Avril..przechodziła "przemianę" i coś poszło nie tak, jednak Gregory ją uratował, podobno duszą była w piekle.
-O matko
-To nie jest najgorsze...
-Co masz na myśli?
Nalałem kolejną szklankę i wypiłem.
-Ona była w ciąży...
-Gabriel, to nic strasznego, jest prawie dorosła damy rade...ale czekaj jak to byla?
-Poroniła...przez tą cholerna przemianę poroniła. Cholera czemu ja tego nie widziałem? Czemu? Mógłbym wtedy coś zrobić ...
-Skarbie, to nie Twoja wina - kobieta podeszła do mnie i mnie przytuliła .
Gdy poczułem jej zapach od razu się uspokoiłem. Spojrzałem jej w oczy
-Em, Ty nie masz pojęcia jak bardzo Cię kocham.
-Wiem, kocham Cię tak samo mocno.
-Nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie. Jeżeli drugi raz miałbym o Ciebie walczyć sprzedał bym dusze samemu diabłu żeby Cie odzyskać.
-Nie będzie takiej potrzeby. Nigdy Was nie zostawie.
Kobieta mnie pocałowała a ja natychmiast poczułem rosnące porzadanie.
Posadziłem ją na blacie nie przestając całować. Zacząłem odpinać jej koszule
-Ej a jak ktoś przyjdzie?
-To co? Jesteśmy u siebie - powiedziałem całując ja po szyi.
-Ale Adrien jest w domu.
Nie odpowiedziałem jej, zacząłem ją całować a kobieta się poddała.
Ściagnąlem jej koszule i całowałem ja od szyi aż do jej pięknych piersi. Jekneła, ściągnęła ze mnie bluzke. Pośpiesznie zrzuciłem spodnie i bieliznę, śćiagnałem ja z blatu, odwróciłem tyłem do siebie, zsuąłem z niech spódnice i majtki i wszedłem w nią.
Oboje jękneliśmy.
Poruszałem się coraz szybciej jednocześnie pieszcząc jej piersi. Starałem się być delikatny ze względu na dziecko.
Sama myśl, że ktoś mógłby nas przyłapać działała na mnie jeszcze bardziej podniecająco. Wtedy zauważyłem, że Nathalie się nam przygląda. Na szczęście Emilly jej nie zauważyła.
Gdy skończyliśmy, kobieta mnie jeszcze pocałowała, ubrala się i poszła. Ja również się ubrałem, uśmiechnąłem się do Nathalie i poszedłem do siebie.
Dzisiaj rozdział trochę prędzej ❤
Co myślicie? ❤
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro