Rozdział 10
Gabriel
Otworzyłem oczy, czułem ścisk i ból w klatce piersiowej, słyszałem jakieś pikanie, rozejrzałem sie : obok mnie była maszyna podłączona do mnie, kontrolująca moja prace serca, miałem maskę z tlenem na twarzy. To chyba szpital. Ale co sie stało? Nie pamietałem do końca co jest grane. Nagle sobie przypomniałem
-Emilly!- krzyknałem
Drzwi się otworzyły i wbiegł lekarz
-Spokojnie, Panie Agreste, dopiero miał Pan zawał.
-Zawał? Jaki zawał? Zresztą to nie ważne, gdzie moja zona?!
-Jest na korytarzu - powiedział a ja poczułem euforię. Czy to możliwe? To nie był sen? Anioł? Omam? Moja Emilly.
Wtedy ją zobaczyłem, tak, to bez wątpienia była ona, moja cudowna żona
-Boże, Emilly Ty żyjesz - powiedziałem a kobieta natychmiast mnie przytuliła.
Ból w klatce się nie liczył, liczyła się ona. -Jak? Jakim cudem? Powiedz mi kochana
Lekarz wyszedł, ja patrzyłem na ukochaną, na jej cudowny uśmiech, oczy, ciągle nie wierzyłem że to nie sen. Pocałowała mnie a ja wiedziałem że juz wszystko będzie dobrze.
-Emilly jak to się stało? Pamiętasz coś?
-Pamiętam jak zasłabłam w domu, nie wiem jak dawno temu to było...
-Trzy lata prawie
-O matko, serio? Straszne... Później się obudziłam byłam przed domem, nic więcej nie pamiętam.
-To nie możliwe...jak?
-Gabriel, czy to ważne?
-W sumie, to nie , najważniejsze ze jesteś. Zawołaj lekarza, chce iść do domu.
-Kochanie, proszę Cie, zostań tu, dopiero miales zawał. Obiecuje, że będę tu z Tobą.
Patrzyłem w jej piękne oczy, dla niej zrobię wszystko, na prawdę wszystko.
Avril
Zostałam z Luką w domu. Adrien dzwonił zaraz jak przyjechali do szpitala i mówił ze podejrzewają zawał. Denerwowałam się, Luka mnie objął a ja się w niego wtuliłam.
-Będzie dobrze moja piękna, Pan Agreste to twardy facet, nie tak łatwo go wykończyć.
-To była na prawdę jego żona?
-Adrien mówił, że tak.
-To chyba dobrze, nie? Wróciła, będą szczęśliwą rodziną.
-Będziecie
-Ja nie wiem jak ona na mnie zareaguje, w końcu jej córka nie jestem nie?
-Nie podejmuj pochopnych wniosków kochanie.
Zadzwonił telefon
-To Adrien - powiedziałam i odebrałam - Halo?
-Hej, słuchaj z tata juz dobrze, to był zawał ale juz wszystko w normie. Nie martw się, nawet się wypisać chciał .
-Cieszę się, ze wszystko okey
-Ja przyjade z Nathalie wieczorem, mama zostanie z tatą
-Super, będę czekała na Ciebie - powiedziałam i się rozłączyłam- wszystko już dobrze - powiedziałam do Luki a on mnie pocałował
-Mówiłem, musisz się mnie częściej słuchać
-Chyba będę musiała - wtuliłam się w chłopaka.
Chyba nigdy nie czułam się tak szczęśliwa. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam w jego objęciach.
-Co tutaj się dzieje?!- usłyszeliśmy kobiecy głos.
Otworzyłam oczy, leżałam z Luką w łóżku, przed nami stała Emilly.
-Ja..znaczy my..- zaczełam
-Pani wybaczy , Pani Agreste. Avril martwiła się o ojca i poprosiła mnie żebym został na noc. To wszystko - powiedział Luka a ja uśmiechnełam się do niego.
-Mam nadzieje, że to się wiecej nie powtórzy, nie jesteście ani po ślubie, ani pełnoletni wiec nie możecie razem spędzać nocy w tym domu. Takie są tu zasady - powiedziała z surowym uśmiechem
-Oczywiście Pani Agreste- powiedział Luka.
-Jaaasne - powiedziałam..nawet nie wiedziałam jak mam się do niej zwracać. Pani Agreste? Emilly? Ciociu? Cholera wie..- a jak się czuje tata?
-Już jest dobrze, jutro go powinni wypuścić jak dobrze pójdzie. Teraz chodzcie na śniadanie - tym razem jej uśmiech był bardziej przyjazny.
Kobieta wyszła a ja poszlam do łazienki żeby się ogarnąć. Zaczełam się rozbierać i nawet nie zauważyłam, że Luka stoi za mną. Odwrociłam się i go zobaczyłam.
-Ej, a Ty tu czego? - zapytałam z uśmiechem
-Mam ochotę na prysznic - odpowiedział, ściągnął koszulkę i podszedł do mnie.
-A Emilly?
-Powiedziałem jej ze będziemy za 30 minut jak weźmiemy oboje prysznic. Zgodziła się.
Usmiechnełam się i wciagnełam chłopaka pod prysznic. Rozebraliśmy siebie nawzajem i odkreciłam wodę. Zaczęliśmy się całować a dłonie chłopaka błądziły po moim ciele. To było cudowne. Nie mieliśmy dużo czasu wiec gre wstępną odpuściliśmy i wszedł we mnie.
-Och Luka - jeknełam z rozkoszą a on poruszał się coraz szybciej i szybciej.
Gdy skończyliśmy szybko się ubraliśmy i z usmiechami zeszlismy na dół.
Denerwowałam się trochę, Emilly byla dla mnie oschła ale tego się mogłam spodziewać. W końcu byłam nieślubnym dzieckiem jej męża.
Adrien siedział przy stole z szerokim uśmiechem. Wcale mu się nie dziwiłam, to jego matka, tez bym się cieszyła na jego miejscu.
-Siadajcie - powiedziała kobieta a my usiedliśmy. Wiedziałam że z nerwów nic nie przełkne. - Opowiedz mi cos o sobie, kochana.
Spojrzałam na kobietę, Boże jeszcze mam z nią rozmawiać, przecież z tych nerwów zdania dobrze nie złoże.
-Ja...ja...nie ma o czym mówić - powiedziałam nieśmiało a kobieta odpuściła i w ciszy zjedliśmy śniadanie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro