Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#8 "Kocham go"



Pukanie do drzwi od mojej sypialni było wręcz nieznośne. Nie wychodziłam z swojego pokoju, jedynie wtedy kiedy miałam iść do szkoły lub było to konieczne, albo kiedy nie było ojca w domu. Od kilku dni poczucie winy mnie rozrywało od środka, a mój wybór był jak zdrada. Zdradziłam własną siebie, moich przyjaciół. No bo jaki człowiek bez żadnego wytłumaczenia tak po prostu odchodzi?

Słaby człowiek...

Mój porywczy szloch był zduszony przez pościel, którą okryłam swoją głowę, owijając się przy tym w kokon. Nie chciałam wychodzi z mojego azylu rozpaczy, bo było mi tak najwygodniej. Żadnego człowieka, żadnego światła, a nawet dostatek siły, która mógłby mi w tej chwili pomóc.

- Konekocchi, otwórz drzwi, prosimy - mały blondynek walił w drzwi, przy tym był pewnie również starszy.

- Koneko, to my - Kojiki i Kyandi. Wpuść nas, swoje ukochane rodzeństwo. Chcemy cię przytulić. Mamy Yoto - na potwierdzenie tych słów, kot jakby zrozumiał co się dzieje i zamiauczał przeciągle.

- Jest dobrze, nie musicie się mną przejmować. Przejdzie mi - powiedziałam, wychylając się spod kołdry, na tyle głośno, że można by mnie usłyszeć.

- Nie wierzę ci - powiedział poważnie Kojiki - Zawsze, kiedy my mamy problem, przychodzisz nam z pomocą, ale teraz jest odwrotnie. Więc przestań udawać, że wszystko jest w porządku! - wykrzyknął, a pukanie w drzwi ustało. Usłyszałam jak ktoś biegnie w drugą stronę.

- Kojikicchi, zaczekaj! Gdzie idziesz?! - zapytał za nim sześciolatek, który zaczął biec za starszym.

Ja w tym czasie zakryłam się znów kołdrą i chciałam ustatkować płacz. Kilka wdechów i wydechów. Tyle mi wystarczyło, aby się uspokoić. Chłopcy pewnie coś planują, bo Kojiki nigdy tak nie wybucha emocjami. Trzeba się ogarnąć, bo nie będę tu tkwiła wiecznie.

||

Po chwili rozległo się kolejne pukanie do drzwi. Siedziałam na fotelu przy oknie i tępo wpatrywałam się w przestrzeń za szybą. W ogóle nie reagowałam na świat zewnętrzny. Myślałam, że mam dobrą psychikę, ale się myliłam. Chyba każdy może się pomylić, nie? Drobna wpadka z odczuciami, nic wielkiego, nie? Prawda?

Chyba wchodzę w paranoję.

Dopiero teraz usłyszałam rozlegające się walenie w drzwi. Wstałam z miękkiego fotela i podeszłam pod drzwi. Stałam przed nimi i wpatrywałam się w nie, jakby miało się coś przed chwilą zdarzyć. Otworzyć, czy może poczekać? Bo przecież może być to ojciec.

- Kto tam? - spytałam cicho, ale z powagą. Wydawało by się, że nikt mojego zachrypniętego głosu nie usłyszał, lecz po drugiej rozległ się męski ton.

- Koneko, otwórz drzwi - nie był to głos mojego taty, lecz melodyjny głos mojego okularnika.

- Po co? Tak mi jest dobrze - odparłam, nie ruszając się nawet o milimetr.

- Przyszli do mnie twoi bracia i mówili, że nie wychodzisz z pokoju - mogłabym sobie głowę urwać, że właśnie w tej chwili poprawił swoje okulary.

- Opowiedzieli ci?

- Nie, sama mi opowiedz. Mogę wejść? - ja nic nie mówiąc uchyliłam drzwi, bo wiadomo, że i tak mnie to nie ominie, ponieważ jeszcze mamy szkołę, a wtedy będę zadręczana przez wszystkich żigolaków. Zostawiłam lekko otwarte drzwi i wróciłam na swoje pierwotne miejsce. Kyouya usadowił się na przeciw mnie i czekał, aż zacznę. Po krótkiej chwili zaczęłam opowiadać co się stało.

- Widzisz jestem uległa swojemu ojcu, dlatego odeszłam. Musiałam mu powiedzieć, bo i tak by sam się domyślił - opowiedziałam mu w skrócie moją sytuację, a ten stanął nade mną, wpatrując się we mnie w milczeniu z tą swoją poważną miną.

- Koneko, nigdy się nie zmienisz - uśmiechnął się lekko, lecz szczerze i się pochylił, jakby chciał mnie pocałować. Jego twarz przybliżała się do mojej coraz bliżej. Zaczerwieniłam się po same końcówki uszów, a moje oczy zrobiły się szklane z zawstydzenia i nieprzygotowania na taką okazję. Myślałam, że nie będziemy więcej niż przyjaciółmi. Czy możliwe, że on mógł się we mnie...?

Nic nie zrobiłam, dopóki nie poczułam wokół siebie oplatających mnie czule silnych ramion chłopaka. Czyżby się rozmyślił, a może od początku był taki jego zamiar? Ugh, ten chłopak mąci mi w głowie!

- Idiotko, zapomniałaś, że znajdujemy się w podobnej sytuacji? - warknął, ale było w tym jakieś ukryte pieszczoty.

No tak, przecież ojciec Kyouyi nie wie, że jest żigolakiem. Ale on jest ciągle na lekcjach i nie musi się bawić w chłopaka.

- Zapomniałam - przyciągnęłam go bliżej, rozkoszując się jego słodkim zapachem. Było, jak za dobrych pamiętnych czasów, kiedy byliśmy dziećmi - Kyouya-chan, nie opuścisz mnie, prawda? - zapytałam cicho po narastającej chwili.

- Nigdy, Koneko-chan - odczepił się ode mnie i wyprostował się, wyciągnął ku mnie rękę i zapytał z lekkim uśmieszkiem - Idziesz? - z jeszcze rumianymi policzkami, delikatnie chwyciłam jego dłoń, wpatrując się w niego z zaskoczeniem.

- Gdzie? - Ootori nic się nie odezwał, jedynie pociągnął mnie za sobą.

|PARK|

- Nie myślałam, że zaprowadzisz nas do parku - powiedziałam, rozglądając się w kółko.

- Skąd taka myśl? - popatrzył na mnie, poprawiając swoje okulary.

- Bo wolałeś się zawsze uczyć, nie myślałeś, żeby wyjść na dwór, jak inne dzieci - przypomniałam sobie małego Ootoriego, który siedział w bibliotece i czytał książkę.

- Racja, ale dla odmiany tu przyjdziemy - rozciągnął się, a niechciany dźwięk się rozległ w twoim brzuchu. Chwyciłaś się za brzuch i poczerwieniałaś na twarzy, odwracając wzrok cicho przeklęłaś - Głodna? Tam jest budka z jedzeniem. Zaraz ci coś przy...

- N-Nie, nie trzeba. Nie chcę być ci potem dłużna - zatrzymałaś go ręką, ale później wytrzeszczyłaś oczy i zaczęłaś mu się przyglądać.

- Co jest, Koneko? Mam coś na twarzy? - zapytał, dotykając się po twarzy.

- Um... Nie, ale nie myślałam, że od siebie coś takiego zaproponujesz i nic nie będziesz chciał w zamian - zaśmiałam się, nerwowo masując kark.

- Pewnie, że chcę.

- Stary Kyouya wrócił - zaśmiałam się ponuro - Co takiego?

- Najpierw coś zjedzmy - zaproponował.

- Nie. Muszę wiedzieć, czy to jest korzystne dla mnie - powiedziałam szybko, ale przerwał mi w tym znów mój brzuch.

- Na pewno dla mnie będzie przyjemnie, ale nie wiem, jak ty na to zareagujesz.

- Jeśli mam oddać dziewictwo, to zapomnij o czymś takim.

- Coś w ten deseń - zaśmiał się uroczo i poszliśmy do budki z jedzeniem.

||

Po skończonym posiłku, przyszedł czas zapłaty. Skręcało mi kiszki od tego co żigolak mi wymyślił. Mam nadzieję, że coś przyjemnego dla obu stron. Szłam za nim, krok w krok, nie odstępując go metr od siebie. Zatrzymałam się i powiedziałam, na co on również przystanął i się odwrócił w moją stronę:

- To... - zaczęłam - ...co mam zrobić? - zapytałam skrępowana. Wiatr rozwiał nasze włosy, a kolorowe liście jesieni zaczęły latać wokół nas.

- Najpierw powiedz szczerze, co do mnie czujesz - poprawił okulary i wpatrzył się w moją różową twarz z swoją powagą.

Właściwie co do niego czuję? Lubię go, ale to mi nie wystarcza. Przyjaźnimy się od zawsze, ale on gdzieś mi się kręci pomiędzy myślami, a snem. Kiedy jest blisko, kiedy się uśmiecha, wypełnia mnie ciepło. Co to jest? Miłość? Zakochałam się? Tyle pytań na raz, a tak mało odpowiedzi.

- Jesteś bardzo bliski mojemu sercu... - powiedziałam zaczerwieniona, odwracając lekko wzrok w lewą stronę.

Kyoya na to zdanie podszedł do mnie ten jeden metr i chwycił mnie za policzki, które promieniowały gorącem. Przybliżył swoją twarz do mojego ucha i delikatnie wyszeptał:

- Zabawne, bo czuję to samo - i pocałował mnie nieśmiało, a ja rozpłynęłam się pod pieszczotą. Oddałam pocałunek, a ten, czując moją reakcję, go jeszcze bardziej pogłębił. Nigdy tak się nie czułam, było to jak zakazany owoc - słodkie i kuszące.

W końcu po paru minutach oderwaliśmy się, aby złapać oddech. Nasze lica były zaróżowiałe z emocji, a oddechy przyspieszone. Kyouya oparł swoje czoło o moje i mnie przytulił, jak delikatną lalkę. Moje serce niebezpiecznie szybko biło, mogłam wyczuć to też u Ootoriego.

- Wracamy? - zapytał, na co ja skinęłam głową z uśmiechem.

Kocham go.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro