Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział II - Zmartwienia

Muzyka
Depeche Mode - Lie to Me

Hux

Okazując emocje eksponowałem swe słabości. Swoją niepewność siebie, delikatność. Swoje zmartwienia. To, że poza kujonem i gburem nie byłem nikim innym.
Zatem postanowiłem cały czas przywdziewać chłodną, surową maskę nieczułości i apatii. Udawanie, że coś mnie nie obchodzi było łatwiejsze, niż wyrażenie swej opinii.

Czasami tego żałowałem, powoli traciłem zdolność do zachowywania się... względnie normalnie.

Na przykład teraz. Dałem się ponieść, chwyciłem go za rękę. Dlaczego to zrobiłem..? Dlaczego moje serce tak przyspieszyło..? Przecież... Mijaliśmy się prawie codziennie, nie rozmawialiśmy...

Biegnąc prawie przewróciłem się przynajmniej z trzy razy. Nigdy nie było u mnie dobrze z kondycją, z wuefu cudem dostałem czwórkę.

Zatrzymałem się, gdy poczułem, że już całkiem brak mi tchu. Zdziwiłem się, jak daleko zaszedłem. Padłem na najbliższą ławkę, byłem wykończony. Omiotłem swoje otoczenie wzrokiem w poszukiwaniu telefonu. Musiałem zadzwonić do ojca, w końcu wątpię, by tramwaje jeździły o dwudziestej drugiej. Jest. Podszedłem do aparatu, wrzuciłem monetę i wykręciłem numer.
Swoją rozmowę z ojcem ograniczyłem do:

" - Cześć, tato, podwiózłbyś mnie do domu?
- Dobra, czekam."

Oczekując przybycia beżowego Volkswagena ojca postanowiłem włączyć kasetę Lady Pank, którą miałem w to....

Kurwa, pomyślałem, przetrząsując moją czarną torbę na ramię.

Wypadła mi.

Westchnąłem ciężko i zapaliłem papierosa w ramach odstresowania. Musiałem to jeszcze raz przemyśleć, na spokojnie.

Cholera, to było takie dziwne.

Co mogłem zrobić? Przeprosić? "Przepraszam, Kylo, za to, że niczym rasowy pedofil złapałem cię za rękę"? Bez sensu.
I tak nie przyszedłby drugi raz w to samo miejsce, a nie mieliśmy jak się skontaktować.

Siedziałem na tej prawie że spróchniałej ławce, póki nie zauważyłem sylwetki auta mojego ojca zbliżającej się do promenady.

To nawet lepiej, pomyślałem wstając i gasząc papierosa i wyrzucając niedopałek w krzaki tak, by broń Boże nie zobaczył tego pan Brendol Hux. Przynajmniej zaoszczędzę sobie kłopotów... Koniec naszej znajomości.

Oj, jak bardzo się myliłeś, Armie.

*****

Wszedłem do mieszkania na okres wakacji pełniącego funkcję naszego lokum. Ojciec tylko mruknął mamie "cześć" i udał się do łazienki. Gdy tylko mnie zobaczyła, zaczęła:

- Rany, ARMITAGE! - wydarła się na mnie - Dlaczego wracasz tak późno, co?

- Przepraszam - odparłem, tym samym co zwykle tonem, po czym lakonicznie skłamałem - Zasnąłem.

Gizela Hux przewróciła oczami i wróciła do malowania swych paznokci u stóp na wiśniowoczerwony kolor. Najwyraźniej zażenowało ją to piekielnie sztuczne kłamstwo. Zdziwiłem się, że całkiem przymknęła oko na mój występek.

- Jadłeś coś? - spytała, piłując paznokieć dużego palca u nogi.

- Poradzę sobie - mruknąłem, odchodząc do swojej sypialni.

Zamknąłem się na klucz i odłożyłem torbę na fotel w rogu. Otworzyłem okno i zacząłem palić. Popatrzyłem przez nie na przyjemny dla oka widok, jakim była barwna ulica Długa. Nadal nie mogłem się otrząsnąć po wydarzeniach tamtego wieczoru. Wiem, zwykłe niezręczne podanie dłoni może wydawać się błahostką, ale... Ja czułem coś więcej. Nie umiałem tego wytłumaczyć, po prostu... Zależało mi na nim. Ciągnęło mnie do niego... Czy to mogła być... Nie, odrzuciłem od razu od siebie tę myśl. Przecież nie mogłem być pedałem... Prawda?
Wzdychając ciężko wyjąłem dwie butelki piwa spod łóżka.

*****

Obudziłem się z mocnym bólem głowy. Chyba wypicie tego alkoholu nie było zbyt dobrym pomysłem. Prawie kwadrans przewracałem się w łóżku, próbując zasnąć, bo nie czułem się zbyt wyspany. Jak zwykle zbyt dużo myślałem przed udaniem się w objęcia Morfeusza. Wtedy wszystko, co dusiłem w sobie w ciągu dnia uwalniało się na zewnątrz, czasami nawet zostawiając mnie zapłakanego w moim łóżku.

Po nieudolnych próbach zaśnięcia jęknąłem i ciężko podniosłem się z posłania. Sprawdziłem godzinę - dziesiąta. Świetnie. Wyjąłem z szafy moją ulubioną czarną koszulę i dżinsy o luźnym kroju, pomimo dość wysokiej temperatury na zewnątrz. Nie chciałem odkrywać tych obrzydliwych tyczek, jakimi były moje ręce i nogi.

Rodziców nie było. Ojciec pewnie jak zwykle pojechał na jakieś spotkanie (z powodu pracy przyechał do Gdańska), a mama pewnie znowu gdzieś wyszła ze znajomymi.

Zrobiłem kawę i ukroiłem sobie kawałek wczorajszej szarlotki. Nie byłem w nastroju na gotowanie czegokolwiek. Włączyłem telewizor. Jak zwykle, nic prócz jakichś filmów familijnych powtarzanych chyba pięćdziesiąty raz i pierdół typu "obywatele, na traktory po gospodarną Polską Rzeczpospolitą Ludową". Wyłączyłem to pudło i głupio zacząłem się gapić w ścianę.

Z rozmyślań wyrwało mnie miauknięcie mojej kotki, Millicent. Chyba była głodna. Uśmiechnąłem się do niej i pogłaskałem ją po głowie. Przymknęła ślepka i zaczęła mruczeć.

Gdy dostała miskę z jedzeniem rzuciła się na nią niczym dzik. Zaśmiałem się pod nosem. Ten kot był chyba opętany. Ale tylko wtedy, kiedy dostawał jedzenie, przez resztę czasu spał albo gdzieś się chował.

*****

Wyszedłem w końcu z domu, szkoda mi było marnować czas. Siedziałem sobie tuż przy Motławie, popijając Coca Colę kupioną w międzyczasie w Pewexie. Zbliżało się popołudnie, nudziłem się. Po co ja w ogóle zgadzałem się na ten wyjazd? Głośno westchnąłem i wrzuciłem kapsel od napoju do wody.
W końcu wyciągnąłem książkę (zbiór opowiadań Edgara Allana Poe) i zagłębiłem się w lekturę nie mając nic ciekawszego do roboty.

*****

- Ja pierdolę tak po prostu ZJEDLI TEGO CHŁOPCA POKŁADOWEGO?! - jakiś krzyk sprawił, że prawie zszedłem na zawał - Posrane masz te książki, Hux.

- Ben?! - spytałem, zdziwiony i zdenerwowany w tym samym momencie - Czy ty cały czas tu byłeś?!

- Taaa, a co? - powiedział brunet uśmiechając się głupio - Dziwne, że ciągle tak po prostu spotykamy się całkiem przypadkiem.

- Ta... - zamknąłem książkę i miałem już się zbierać - W każdym razie, pozwól...

- Nie - rzekł stanowczo Kylo - Nie tym razem.

Głośno westchnąłem i usiadłem z powrotem na ławce.

- No? Czego niby chcesz? - parsknąłem z założonymi ramionami.

- Jeeezu, jesteś takim gburem, wiesz? - zaśmiał się Kylo, a następnie...

Pocałował mnie w policzek.

Momentalnie moja twarz stała się bardzo podobna do buraka.

- Co to miało być?! - spytałem, odpychając go - Ty debilu!

Poczułem zawstydzenie nie tylko dlatego, że ktoś właśnie znacząco naruszył moją przestrzeń osobistą, ale również dlatego, że wszyscy obecni wkoło zaczęli się ukradkiem krzywo gapić.

- Ojej, już spokojnie - powiedział Kylo, poprawiając swoje błyszczące kruczoczarne włosy - Chciałem ci coś oddać.

Podał mi moją zgubę, kasetę, która wypadła mi na plaży w Jelitkowie.

- Dz-dzięki... - mruknąłem.

Ta chwila znaczyła dla mnie więcej, niż wtedy myślałem.

*****

Wyciągając kasetę z opakowania zauważyłem, że oprócz etykietki z tytułem jest tam też jakaś mała, złożona na pół kartka. Nie przypominałem sobie, bym ją tam zostawił, więc z ciekawości rozwinąłem ją. Z jednej strony był tam zapisany numer telefonu z dopiskiem "mam nadzieję, że skorzystasz :)"
Chyba próbował być kurtuazyjny, całkiem mu wyszło.
Zmieniłem zdanie, przewracając kartkę na drugą stronę...
Był to świstek wyrwany z kalendarza, z datą trzydziestego czerwca 1987 roku.
"Spotkajmy się wtedy na molo w Sopocie (oczywiście w tym roku), 18.30, SPRÓBUJ NIE PRZYJŚĆ!"

Eh. Chyba nie miałem wyboru.

.................

Dudududududududududu

Zamiast posłowia zostawię tu ten gif.

#śmieszność #humorw2k16 #ihatemyfuckinlife

jak kiedykolwiek będę przed kamerą w publicznej TV to tak zrobię. nie no, żart.

Ta nuta na górze to taka specjalna dedykacja dla - CesarArmitageHux. (Propo Depeszy z priva XDDD)

Do zobaczenia! >:3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro