Spowiedź przed społeczeństwem.
Dziś upadam na kolana.
Pod ciężarem świata
Łamię się w pół, nie mogę biegać
Nogi odmówiły posłuszeństwa
Kazały się wyspowiadać
Przede mną samym,
Przed każdym z osobna.
Musiałem zdjąć szatę
Ukazać akt grozy
Ciała zniszczonego
Pełnego blizn
Przed gromadą oczu
Bo patrzyli
Na każdy milimetr
Mej skóry
Warstwy zniszczonej
Brudnej, skażonej
Tymi rękoma, co niegdyś dotykały.
Bruzdy niczym rowy
Wyryte ostrym narzędziem
Jedna za drugim
W rzędach
Po kolei
Stają na baczność
Pod naciskiem
Ich wzroku.
"Nie patrzcie"-cicho mówię
Ale oni szydzą, bo wierzą
Że to obrzydliwe, podziwiają
Takiego potwora, takiego mnie
Nagiego, pod ciężarem swoich grzechów
Uwiecznionego w podłej scenerii
Ukazanego z najgorszej strony.
Nie mogę się zakryć.
To część kary
Za istnienie, takie życie
Bez wartości, by tak być
Tylko po to, aby niszczyć
Dokładać cegiełkę
Do tego okropnego świata.
Więc upadam, twarzą na posadzkę.
Chce ją schować, by nie czuć tych spojrzeń
Chcę uchronić łzy przed tym ostrzem
Trafiającym teraz w plecy
Przed tym wstydem
Co wywierca dziurę w sercu.
Bo te łzy to jedyna część mnie, która we mnie pozostała.
____________________
Przepraszam za ten chaos w tym wierszu.
Chciałbym tak wiele przekazać, ale jednocześnie nie potrafię
Od godziny siedzę zamknięty w łazience przez ostatni atak maniakalny i nie potrafię zebrać myśli.
Tak bardzo was przepraszam za ten wiersz.
I za to, że powoli się poddaję, również.
Mam nadzieję, że bierzecie swoje leki. Walczycie o każdy dzień. Jeśli się da to kurwa, wyrywajcie go śmierci. Jedzcie reguralnie. Nie kłóćcie się z ludźmi. Bądźcie bezpieczni. Bardzo was kocham. Śpijcie dobrze.
~Olek.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro