Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Ivan Baginski [Rosja]

Biel śniegu wesoło się skarżącego na początku była widokiem Ivana cieszącym. Jeziora skute lodem, sople zwieszające się z gałęzi drzew, niczym przezroczyste bolce, ciesząc oko.

W oczekiwaniu, by przebić serce nieuważnego wędrowca.

Zima w istocie była piękną porą roku, choć dla Rosji trwać miała całych dwanaście miesięcy. Zdradliwie zostawała, mimo próśb, mimo gróźb i płaczu blondyna. Lodowa królowa nie chciała opuścić jego i tak już zmarzniętego kraju.

Mróz wpełzał w kości powoli, po jakimś czasie i chłód dopadł pana Baginskiego. W samotności nawet najpiękniejsze z chwil brzydną.

Tak było i w tym przypadku.

Samotny chłopiec, wyrzutek, bez miłości, bez przyjaciół, z połaciami bezkresnej bieli jako jedynym towarzyszem obserwowania upływających dekad. Żałosny. Smutny. Jakby mróz karać miał niewinną duszę za grzechy narodu.

Czas, niby śnieg topniejący w dziecięcych dłoniach był płynny, bowiem w którymś momencie lata zaczęły się zlewać w szarą, chłodną plamę, o ile takowa mieć mogła temperaturę. Czegoś tak pokrętnego jak kraj, nie dziwią rzeczy uznane powszechnie za dziwności.

Zaskakiwać przestało wiele, w tym i okrucieństwo, na którego podstawach powstały piękne miasta, okazałe budowle i carat. Dumą Rosyjską, chciałoby się rzec, było właśnie zamiłowanie do krzywd.

Chluba, hańba, słowa podobne z wydźwięku, a jednak tak różnie na języku brzmiące.

Wiek za wiekiem, godzina za godziną, minuta za minutą świat się starzał, a na Syberyjskich pustkowiach przybywało więcej śniegu i trupów.

Aż w końcu i serce Ivana również skuł lód. Nie pomógł nawet szalik, który dostał od Oleny, ani ciepły płaszcz zrobiony przez Nataszę, ani nawet gorący barszcz, który zdarzało mu się pijać wieczorami.

Na chłód nie było rady.

Ani na mróz.

Ani na śnieg.

Ani samotność.

Ani na okrucieństwo.

Ani na skute lodem serce.

Marząc po nocach o słonecznikach, drobnym kawałeczku szczęścia w morzu bieli, poprzysiągł sobie, że nikt już nie może zmarzniętym być czy opuszczonym. Bo to złe, tak nie wypada.

Nawet potwory nie zasługiwały na los tak okrutny.

I mimo że szalik dusił bladą szyję pełną blizn, mimo że krew Rosji dalej była zamarznięta, nie bacząc na głód i ubóstwo, Ivan Braginski dążył do potęgi, śniąc o dniu, kiedy bohater ze słonecznikiem w dłoni roztopi lodowe serce.

Na zawsze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro