Wycieczka trzecia
Już po raz setny w ciągu naszego marszu zerknąłem na Dianę. I tym również razem ujrzałem beztroską dziewczynkę cieszącą się ze spacerku. Za każdym razem miałem jednak nadzieję ujrzeć w jej postawie, ruchach, twarzy choć odrobinę niepewności czy skruchy. Mógłbym może wtedy bez skrupułów wygarnąć jej co narobiła. Tak teraz - po prostu cieszyła się z chwili i myślała zapewne, że bawię się równie świetnie jak ona. Mimo wszystko, nie miałem zamiaru psuć jej humoru.
Od rana po głowie latała mi jedna myśl. Ciągle miałem wrażenie, że cała ta sytuacja miała się zdarzyć, a ja nie miałem nic do gadania, że to po prostu było przeznaczenie. Uświadomiłem sobie, że i ja zrobiłem straszną głupotę.
Kurna przecież wsiadłem za jakąś obcą dziewczynką do jakiegoś randomowego pociągu! - pomyślałem - Co mi strzeliło do głowy?! Jeszcze mogłem wyjść na jakiegoś jebanego pedofila.
Z drugiej strony, kiedy myślę, że mała Diana miałaby sama szwędać się po tym lesie to przechodziły mnie ciarki. Musiałem przyznać, że trochę się o nią martwiłem.
- Dianka! - dziewczyna trochę mnie wyprzedziła. Powoli traciłem jej sylwetkę z oczu. - Zaczekaj. Ej!
Wyrwałem pędem do przodu po tym, jak usłyszałem stęknięcie. Podbiegłem do miejsca, gdzie jeszcze niedawno stała Diana. Dziewczyna kucała w całkiem głębokim dole po biodra. Już miałem zaczynać przemowę o tym, jaka jest nieodpowiedzialna, jednak kiedy zobaczyłem, że trzyma sie za kostkę, a na jej twarzy wymalowany jest ból, porzuciłem ten pomysł.
- Trochę boli. - stwierdziła Diana.
- Złap mnie za ręce. - pokręciłem głową i wyciągnąłem w jej stronę swoje dłonie.
Była leciutka. Bez problemu wydostałem ją z pułapki i posadziłem na ziemi.
- No, to zobaczmy w co tym razem się wpakowałas... - mówiąc to, zdejmowałem jej trampka z lewej nogi. - Oby nie było to coś strasznego, bo będę miał przechlapane.
W mojej głowie już powstała wizja rozleniwionej Diany na moich barkach.
- Nie no, tak czy siak sobie poradzę sama. Już nie raz byłam w takiej sytuacji. - dziewczyna machnęła tylko ręką. - Pewnie tylko źle stanęłam...
- Miejmy nadzieję, co?
Zsunąłem z jej nogi skarpetę i odetchnąłem. Kostka zaczynała lekko puchnąć, ale nie wyglądało to jakoś poważnie.
- Bedziesz żyła. - stwierdziłem z przekonanien w głosie.
Diana wstała bez słowa z widoczną ulgą na twarzy. Uśmiechnąłem się w duchu na myśl, że dziewczynka mogła rzeczywiście pomyśleć o tak dramatycznym końcu.
Widząc jak moja towarzyszka utyka, a pierwsze krople potu zaczęły spływać jej po skroniach, złapałem ja od tyłu i posadziłem na swoich barkach.
- Jeszcze mi tu zemdlejesz, młoda, nie patrz tak na mnie.
I tak, z uśmiechniętą Dianą na baranach, w końcu wyszliśmy z lasu.
__________
Aaaa ja żyję!
Jestem, wracam i co tam jeszcze.
Pierwszą ważną rzeczą jest to, że rozdziały będą przeważnie krótkie. Tak mi się po prostu lepiej pisze. Wcześniejsze chciałam żeby były jak najdłuższe i po prostu zmuszałam sie do nich, no.
Może krotsza forma pomoże mi też wrócić do systematycznosci :D
Trzymajcie kciuki, żeby następna wycieczka się pojawiła!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro