*Kwiat trzeci*
Z daleka zauważam jak dobrze znana mi czarnowłosa klęka z konewką w dłoniach przed jakimiś fioletowymi kwiatami. Marszczę brwi i podchodzę do niej na tyle szybko na ile pozwala mi jeszcze nie zagojona rana.- Czemu nie jesteś na strzelnicy z resztą?- Pytam jednak starsza dziewczyna nawet na mnie nie patrzy mnie.- Bo nie chciałam, wole zająć się ogrodem.- Odpowiada spokojnie a we mnie gotuje się krew.- Chcesz być słaba przez jakieś chwasty.- Wyśmiewam ją wskazując na kwiat a niebieskooka jedynie spogląda na mnie wrogo.- To dzwonek ogrodowy nie wychowany gówniarzu.- Warczy Rozalia wstając ze swojego miejsca.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro