*Kwiat dziesiąty*
Nie chcąc obserwować łez ojca celującego prosto w moją głowę przenoszę wzrok na bok, na trawę. Uśmiecham zauważając że rosną na niej maki tak ukochane niegdyś przez Rozalie.- Idę do ciebie ukochana.- Szepcze słysząc jak pistolet jest odbezpieczany. Nie mija chwila a nareszcie czuje ulgę i ciepłe ramiona czarnowłosej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro