✿~𝓡𝓸𝔃𝓭𝔃𝓲𝓪ł 𝓸́𝓼𝓶𝔂~✿
- DEXTER!? WSZYSTKO OKEJ!? - usłyszał głos Eleanor. - ŻYJESZ?! PANIE DOKTORZE ON SIĘ OBUDZIŁ!
- OBUDZIŁ SIĘ!? - teraz do jego uszu dostał się melodyjny głos Cat. - SZYBKO, DOKTORKU, MÓJ BRAT SIĘ OBUDZIŁ!
- Co się stało? - zapytał chłopak, totalnie nie rozumiejąc o co chodzi. - Gdzie ja jestem?
- W szpitalu nie domyśliłeś się? - zapytała Catherine. - Naprawdę przez ten wypadek twoje komórki mózgowe zanikły aż do takiego poziomu? Wiedziałam że było ich mało, ale że aż tak?
- A ty nawet widząc, że jest na łożu szpitalnym, nie możesz sobie odpuścić kąśliwych uwag? - Ellie przewróciła oczami.
- Nie. - Cat uśmiechnęła się słodko.
Lekarz przyszedł pobierając wszystkie parametry.
Eleanor spojrzała na telefon, odczytując nowe wiadomości.
Domi💛: DZIEWCZYNY!! ŻYJECIE! JAK TAM DEX? MOGĘ PRZYJŚĆ!
Domi💛: NO DZIEWCZYNYYYYY🙄🙄🙄
Cattie💋: Jak chcesz, Dominica. Jego stan jest stabilny. A co? Zakochałaś się w nim czy co? 🧐😱
Domi💛: Catherine White grabisz sobie.😑
Cattie💋: Po moim imieniu powinnaś dodać przecinek. 😘
Domi💛: Sama się prosisz o rozszarpanie. 😘
Cattie💋: Wiesz że ze mną nie wygrasz😒
Ellie👻: Stop, błagam. Domi, możesz przyjść jeżeli ci zależy. Jesteśmy w sali numer 4 😻
- Ellie, jak doszło do mojego wypadku? Nic nie pamiętam, a Catherine White nie chce mi powiedzieć.
- Ejj, bez takich! Powiedziałam, że chciałabym mu powiedzieć, ale nie zrozumiałby przez szybkie zanikanie komórek mózgowych.
- CATHERINE!
- Cicho bądź.
Domi 💛: Nareszcie ktoś miły💖
Cattie💋: 🙄😒💀
Ellie👻: 💅🏻💅🏻
Cattie 💋: 💀
- Co czytasz? - zapytał Dex, przez co Eleanor zawiesiła na nim wzrok.
- Korespondencję z Cattie i Dominicą, a co?
- Fajnie, że akurat na to pytanie odpowiedziałaś - Dexter przewrócił oczami.
- Hm? - zapytała Ellie.
- Pytałem, dlaczego tu wylądowałem.
- Mój drogi, może moja babcia Florence ci to powie? W końcu to jej i mnie zawdzięczsz życie. - Dexter dopiero teraz zauważył dziewczynę siedzącą na parapecie.
Miała ciemne, wręcz czarne włosy ale tylko przy odroście, bo długie rozjaśnione pasma zaplecione w warkocze sięgały jej aż do piersi.
Delikatne piegi obsypały jej twarz, niczym opalenizna od słońca.
- Em... No jeżeli trzeba...
- Oczywiście, że trzeba, kochasiu. - wtrąciła się pani Florance. - Nie wiem co konkretnie się stało, ale znalazłam cię w małej kałuży krwi, z zadartymi knykciami. Chyba uderzyłeś się w głowę przy upadku, mój drogi bo... - wyciągnęła paczkę miętusów po czym wepchnęła sobie jednego do ust. - Chce ktoś? - zapytała - Nie? Nikt? Okej... Em... Gdzie skończyłam? A już wiem, wiem... Chyba się uderzyłeś w głowę, bo byłeś nieprzytomny. Zadzwoniłam do Allison, i wezwałyśmy razem karetkę. Tam powiadomiły twoje... emmm...
- Siostry. - rzuciła od niechcenia Catherine.
- Tak, tak siostry. No to tak było...
- Babciu, nie ma co. Ten chłopak ma najwyraźniej nas gdzieś. Ty - wskazała palcem na Dextera - trzymaj. - podała mu małą karteczkę. - To jest mój numer, zadzwoń Jakbyś potrzebował jeszcze jakiegoś potwierdzenia wypadku, czy coś. Moja babcia jest świadkiem także w razie czego to z nią musisz się skontaktować. A tak się składa że nie ma telefonu. Jesteś więc drogi... Darerze?
- Dexter. Mam na imię Dexter.
- No, Dexterze, jesteś na mnie skazany.
Rzuciła te słowa po czym razem z panią Florance opuściły salę.
- To co zamawiamy coś? - zapytała Ellie.
- Hmm... Może chińszczyzna? - zaproponowała Catherine. - Dexterowi przyda się pożądne jedzenie, chyba że nie zasłużył... - wbiła wzrok w chłopka, na co on podrapał się po karku.
- Dobry pomysł - potwierdziła Eleanor. - To co? Wchodzisz w to?
- Niech wam będzie... - westchnął. - Ellie mogłabyś zamówić? Mam zabandażowane ręcę.
- Mhm... Daj telefon.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro