Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

✿~𝓡𝓸𝔃𝓭𝔃𝓲𝓪ł 𝓸́𝓼𝓶𝔂~✿

  - DEXTER!? WSZYSTKO OKEJ!? - usłyszał głos Eleanor. - ŻYJESZ?! PANIE DOKTORZE ON SIĘ OBUDZIŁ!

  - OBUDZIŁ SIĘ!? - teraz do jego uszu dostał się melodyjny głos Cat. - SZYBKO, DOKTORKU, MÓJ BRAT SIĘ OBUDZIŁ!

- Co się stało? - zapytał chłopak, totalnie nie rozumiejąc o co chodzi. - Gdzie ja jestem?

  - W  szpitalu nie domyśliłeś się? - zapytała Catherine. - Naprawdę przez ten wypadek twoje komórki mózgowe zanikły aż do takiego poziomu? Wiedziałam że było ich mało, ale że aż tak?

  - A ty nawet widząc, że jest na łożu szpitalnym, nie możesz sobie odpuścić kąśliwych uwag? - Ellie przewróciła oczami.

  - Nie. - Cat uśmiechnęła się słodko.

  Lekarz przyszedł pobierając wszystkie parametry.

  Eleanor spojrzała na telefon, odczytując nowe wiadomości.

  Domi💛: DZIEWCZYNY!! ŻYJECIE! JAK TAM DEX? MOGĘ PRZYJŚĆ!

  Domi💛: NO DZIEWCZYNYYYYY🙄🙄🙄

  Cattie💋: Jak chcesz, Dominica. Jego stan jest stabilny. A co? Zakochałaś się w nim czy co? 🧐😱

  Domi💛: Catherine White grabisz sobie.😑

  Cattie💋: Po moim imieniu powinnaś dodać przecinek. 😘

  Domi💛: Sama się prosisz o rozszarpanie. 😘

  Cattie💋: Wiesz że ze mną nie wygrasz😒

  Ellie👻: Stop, błagam. Domi, możesz przyjść jeżeli ci zależy. Jesteśmy w sali numer 4 😻

  - Ellie, jak doszło do mojego wypadku? Nic nie pamiętam, a Catherine White nie chce mi powiedzieć.
 
  - Ejj, bez takich! Powiedziałam, że chciałabym mu powiedzieć, ale nie zrozumiałby przez szybkie zanikanie komórek mózgowych.

  - CATHERINE!

  - Cicho bądź.

  Domi 💛: Nareszcie ktoś miły💖

  Cattie💋: 🙄😒💀

  Ellie👻: 💅🏻💅🏻

  Cattie 💋: 💀

  - Co czytasz? - zapytał Dex, przez co Eleanor zawiesiła na nim wzrok.

  - Korespondencję z Cattie i Dominicą, a co?

  - Fajnie, że akurat na to pytanie odpowiedziałaś - Dexter przewrócił oczami.

  - Hm? - zapytała Ellie.

  - Pytałem, dlaczego tu wylądowałem.

  - Mój drogi, może moja babcia Florence ci to powie? W końcu to jej i mnie zawdzięczsz życie. - Dexter dopiero teraz zauważył dziewczynę siedzącą na parapecie.

  Miała ciemne, wręcz czarne włosy ale tylko przy odroście, bo długie rozjaśnione pasma zaplecione w warkocze sięgały jej aż do piersi.
 
  Delikatne piegi obsypały jej twarz, niczym opalenizna od słońca.

  - Em... No jeżeli trzeba...

  - Oczywiście, że trzeba, kochasiu. - wtrąciła się pani Florance. - Nie wiem co konkretnie się stało, ale znalazłam cię w małej kałuży krwi, z zadartymi knykciami. Chyba uderzyłeś się w głowę przy upadku, mój drogi bo... - wyciągnęła paczkę miętusów po czym wepchnęła sobie jednego do ust. - Chce ktoś? - zapytała - Nie? Nikt? Okej... Em... Gdzie skończyłam? A już wiem, wiem... Chyba się uderzyłeś w głowę, bo byłeś nieprzytomny. Zadzwoniłam do Allison, i wezwałyśmy razem karetkę. Tam powiadomiły twoje... emmm...

  - Siostry. - rzuciła od niechcenia Catherine.

  - Tak, tak siostry. No to tak było...

  - Babciu, nie ma co. Ten chłopak ma najwyraźniej nas gdzieś. Ty - wskazała palcem na Dextera - trzymaj. - podała mu małą karteczkę. - To jest mój numer, zadzwoń Jakbyś potrzebował jeszcze jakiegoś potwierdzenia wypadku, czy coś. Moja babcia jest świadkiem także w razie czego to z nią musisz się skontaktować. A tak się składa że nie ma telefonu. Jesteś więc drogi... Darerze?

  - Dexter. Mam na imię Dexter.

  - No, Dexterze, jesteś na mnie skazany.

  Rzuciła te słowa po czym razem z panią Florance opuściły salę.

  - To co zamawiamy coś? - zapytała Ellie.

  - Hmm... Może chińszczyzna? - zaproponowała Catherine. - Dexterowi przyda się pożądne jedzenie, chyba że nie zasłużył... - wbiła wzrok w chłopka, na co on podrapał się po karku.

  - Dobry pomysł - potwierdziła Eleanor. - To co? Wchodzisz w to?

  - Niech wam będzie... - westchnął. - Ellie mogłabyś zamówić? Mam zabandażowane ręcę.

  - Mhm... Daj telefon.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro