✿~𝓡𝓸𝔃𝓭𝔃𝓲𝓪ł 𝓭𝔃𝓲𝓮𝔀𝓲𝓪̨𝓽𝔂~✿
Kiedy autobus zatrzymał się na odpowiednim przystanku, wysiadła z niego kędzierzawa dziewczyna.
Brązowe loki okalały jej twarz a niebieskie oczy błyskały radośnie, gdy powolnym krokiem zmierzała w stronę kawiarni.
Była tam umówiona z najlepszą przyjaciółką na kawę, i żeby pogadać o ciężkim szkolnym tygodniu.
Ściągnęła beżowe okulary przeciwsłoneczne z nosa i zbliżyła się do drugiej dziewczyny - ta jednak była blondynką o niemalże czarnych oczach i uśmiechała się promiennie.
- Amanda! Jesteś wreszcie! Myślałam, że Margaret i Robert cię tu nie puścili...
- Dlaczego mieliby mnie nie puścić? - zapytała Amanda zdziwionym głosem.
- Może miałabyś się zająć Oliwierem, hm?
- Jak widzisz nie, Debi, jestem tu, prawda?
- No tak... - Debora widocznie się zmieszała.
- To co? Zamawiamy? - zapytała Amanda i już po chwili stanęły przed nimi kawałki szarlotki na ciepło i kubki herbaty jaśminowej.
I pomyśleć, że ten dzień miał zmienić życie Amandy o 180 stopni...
༺ ~ ❀ ~ ༻
- Do zobaczenia, Amando! - wykrzyknęła Debora i oddaliła się w stronę swojego mieszkania.
Amanda mieszkała w małym, chociaż przytulnym domu, na dość sporej działce, po której kochały biegać ich trzy psy: Figa, Budyń i Bursztyn. Wokół domu zasadzono sosny a na parapetach dumnie stały doniczki z pelargonią. Szerzej ujmując - mało było takich domów we Wrocławiu.
To za sprawą matki dziewczyny, która odziedziczyła po wujku sporą działkę i z Ameryki przeprowadziła się do Polski.
Przynajmniej tak sądzono.
Tyle, że zaraz miało okazać się zupełnie co innego...
Mama: Wróć proszę jak najszybciej. Musimy porozmawiać.
- Co się stało...? - pomyślała i biegiem udała się w stronę drzwi wejściowych.
༺ ~ ❀ ~ ༻
- Cześć, mamo! Cześć, tato! Wróciłam!
- O, Amanda, już jesteś! - z kuchni wyszła jej mama w roztrzepanych włosach i czerwonym kuchennym fartuszku. - Zajmiesz się Olim? Płakał.
- Jasne, mamo. A gdzie tata?
- Jeszcze nie wrócił - powiedziała Margaret z smutną miną. - Twierdzi, że ma dużo pracy. Nie powodzi się nam ostatnio pieniężnie, i dobrze o tym wiesz...
- Wiem, mamo... - Amanda opuściła twarz, przez co jej loki zasłoniły jej pole widzenia. - Chciałaś mi coś powiedzieć? - nawiązała do esemesa, którego dostała przed chwilą.
- Tak, kochanie. Mam córkę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro