Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

✿~𝓡𝓸𝔃𝓭𝔃𝓲𝓪ł 𝓭𝓻𝓾𝓰𝓲~✿

  - A więc witam Auroro.

  William Smith wyglądał tak jak go sobie Aurora wyobrażała.

  Ciemniejsza karnacja i czarne krótko przystrzyżone włosy pasowały do jego głosu.

  Mężczyzna miał na oko pięćdziesiąt lat, ale uśmiech nie schodził z jego twarzy.

  Wszystkie te detale które tworzyły biuro Williama były dokładnie dopracowane.

  Na ścianach z motywem czarnej cegły wyeksponowane były dyplomy największych boksistów i boksistek, wychowanków Williama. Na jego długim biurku stały liczne statuetki, a na samym środku otwarty komputer.

  Obok niego stał kubek z (jak Aurora podejrzewała) czarną bezcukrową kawą.

  Sam William siedział na fotelu zza biurkiem, a po jego drugiej stronie stało krzesło które zapewne było przeznaczone dla dziewczyny.

  - Dzień dobry, Williamie - powiedziała zdając sobie sprawę, że mężczyzna jest od niej starszy o minimalnie trzydzieści lat.

  - Cieszę się, że tak szybko przybyłaś.

  - Jak mnie odkryliście?

  - Pewna pani, Camille Wilson podesłała nagrania z twoich treningów, Auroro.

  - O! Camille? Miło z jej strony.

  - Oczywiście. Regularnie podsyła nam przeróżnych bokserów, ale ty jesteś nadzwyczaj dobra. Od kiedy trenujesz?

  - Od piątego roku życia...

  - W takim razie to dlatego! Aczkolwiek masz niezwykły talent, który powinnaś kontynuować. Witaj w zespole, Auroro - powiedział, po czym podał Aurorze rękę.

  - Dziękuje za szansę - odpowiedziała ściskając rękę Smitha. - Nie zmarnuje jej.

  - Taką mam nadzieję - puścił jej oko. - A teraz Justin, chłopak który cię tutaj przywiózł zabierze cię do twojego nowego mieszkania. Rozgość się. Jeżeli coś będzis nie tak to mów. Postaram ci się znaleźć mieszkanie które będzie odpowiadało twoim preferencjom. Miłego wieczoru! A i jeszcze jedno - podsunął jej wizytówkę. - Jak coś to zadzwoń.

  - Nawzajem - powiedziała po czym wyszła.

  Justin czekał przed wyjściem. Zapewne był to rozkaz Williama, bo kto normalny z własnej woli stoi dziesięć minut przed drzwiami?

  - Gratulacje! - powiedział Justin. - Bo dołączyłaś, tak?

  - Tak. 

  - To niesamowicie! - zaświeciły mu się oczy. - Zdajesz sobie sprawę, że jesteś pierwszą osobą z Kostaryki, która została tu przyjęta? Rozumiesz Auroro?

  - Tak, chyba rozumiem - powiedziała. - To jak? Zabierzesz mnie do tego mieszkania?

  - A, no tak! Przepraszam zapomniałem. Często zapominam. Aż się dziwię dlaczego William nadal mnie tu trzyma... - zachichotał, ale zaczął iść w stronę auta którym przyjechali.

  Pod budynkiem stało pełno paparazzi.

  Dlaczego dziewczyna o tym nie pomyślała? Przecież to boks na skalę światową, to oczywiste, że są rozpoznawalni.

  A teraz Aurora przedzierała się przez tłum  osób z migającymi aparatami i niezbyt przyjacielskimi zamiarami.

  - Auroro, czy to prawda, że dołączyłaś do prestiżowego zespołu boksowego?

  - Auroro to prawda, że mieszkalaś z ojcem?

  - Auroro popatrz tu!

  - Auroro, to prawda, iż twoja matka cię opuściła?

  Niesamowite a za razem przerażające, jacy ludzie są wścibscy i ile potrafią się dowiedzieć w jeden wieczór...

  Justin szedł przodem rozpychając paparazzi. Za Aurorą szedł jeszcze jeden mężczyzna, który (jak się później okazało) miał ją pilnować w miejscach publicznych.

  W końcu przedarli się do auta i odjechali.

  Ludzie opierający się o szyby samochodu mogli niedługo stać się codziennością.

  Zależy od kroków i decyzji podjętych przez Aurorę. Tylko to było teraz ważne.

  W końcu przejechali przez tłum ludzi, którzy ze strachu przed zmiażdżeniem ustępowali bezlitosnemu Justinowi miejsca.

  Po paru minutach jazdy Justin zaparkował.

  - No jesteśmy! - powiedział wesoło. - I co sądzisz?

  Budynek okazał się być wysokim apartamentowcem, zupełnie innym od tymczasowego lokum Aurory.

  - Em... Ciekawie.... - powiedziała.

  Weszli do klatki schodowej. Okazało się, że jest winda i Justin wybrał właśnie tą opcję.

  Wcisnął ostatnie i jednocześnie piętnaste piętro.

  Kiedy wysiedli Justin wyciągnął że swojej torby klucz, którym otworzył drzwi.

  Dziewczyna była trochę poddenerwowana. Nigdy wcześniej odkąd mieszka w domu z ojcem się nie przeprowadzała. A teraz miała zmienić swoje lokum na parę kolejnych lat.

  O ile jej nie wyleją... Ale wolała nie dopuszczać do siebie takiej myśli...

  Korytarz mieszkania był urządzony w  był urządzony w jasnych kolorach. W dużum lustrze naprzeciwko drzwi zobaczyła jak zmierzwione ma włosy.

  Wygładziła je ręką, ale nie sprawiło to że stały się proste.

  Dziewczyna miała naturalnie kręcone włosy, których nienawidziła.

  Dlatego niezbędnym wyposażeniem miejsca w którym miała się znaleźć, zawsze była prostownica.

  Prostowanie przeważnie zajmowało jej kilka godzin, ale Aurora się tym nie przejmowała.

  Justin polecił jej ściągnąć buty, aby nie pobrudzić podłogi z marmuru. Zrobiła to, ale przez to, że pomieszczenie było ogrzewane postanowiła ciągnąć również bluzę.

  Odwiesiła ją na wieszak.

  Spojrzała na Justina a ten powiedział.

  - Zapraszam. To twój nowy dom.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro