9/12
2 dni później
Yoongi zatrzasnął drzwi domu i szybkim krokiem przeszedł po podjeździe.
- Wracaj tu, Yoongi!
- Spierdalaj!
- Jak ty się do mnie zwracasz!? Jeżeli teraz nie wrócisz, równie dobrze możesz w ogóle nie wracać!
- Wszędzie lepiej niż z tobą. - Zamruczał pod nosem i powędrował w stronę najbliższego przystanku.
Po chwili namysłu stwierdził, że jednak się przejdzie. Matka jak zwykle wytykała mu bezczynność i lenistwo. Nie jego wina, że nie zaliczył testu z matmy, nie każdy musi mieć głowę analityka. On był człowiekiem sztuki, nie tabliczki mnożenia. Pan Wun odrzucił jego demo, ale to nie znaczy, że nigdy nie uda mu się wydać żadnego kawałka. Był jeszcze młody.
Tłumaczenie, ciągle wymówki, nawet przed samym sobą. Nim się obejrzał, zdał sobie sprawę, że dotarł już do centrum miasta. Nad głowami ludzi zebrały się w końcu upragnione chmury. Musiał znaleźć schronienie przed deszczem, a już czuł, że pojedyncze krople opadają mu na nos.
Drzwi małej kwiaciarni jak zwykle były zachęcająco otwarte. A jeśli on tam był? No jasne, że był, przecież tam pracuje. Niepewnie przekroczył czerwony próg, kiedy rozpadało się na dobre. Nie słyszał charakterystycznego monologu, ale przecież musiał tu być.
- Dzień dobry. Co podać? - Za ladą stała kobieta w średnim wieku, dosyć niska i drobna, ale energiczna. Od razu zauważył między nimi podobieństwo.
- Są żółte tulipany? - Sam zdziwił się przygnębionym tonem swojego głosu. Tak bardzo żałował, że go nie ma. Może dowiedziałby się w końcu, czemu nie odpisał mu na wiadomość.
- Oczywiście! Ile pan sobie życzy?
- Może siedem...
- Przystroić?
- Może być zielona wstążka.
- Dobry wybór. - Pochwaliła kobieta.
Zapłacił należność, znał ją na pamięć i zanim podała liczbę położył kwotę na ladzie.
- Może niech pan poczeka. Strasznie leje.
Czuł, że uczulenie na pyłki zaraz da o sobie znać.
- Dobrze.
W drodze powrotnej wyrzucił bukiet do kosza. Stojący na przystanku Hobi zatrzymał się w połowie drogi na spotkanie z nim.
Jak mógł to zrobić? Jego tulipanom.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro