Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

06.


Dzisiejszego ranka ptaki wyjątkowo pięknie śpiewały. Jestem pewna, że gdzieś w oddali słyszałam słowika. Uwielbiam takie poranki, są bardzo estetyczne. Leniwie wstałam z łóżka i się przeciągnęłam. Przebrałam się w luźną koszulę i skórzane spodnie. Chwilę później zeszłam na dół, było wyjątkowo cicho. Gdy dotarłam do salonu dostrzegłam Cyrusa czytającego gazetę.

-Cześć, jak minęła podróż? –zapytałam biorąc kanapkę z jego talerza. Spojrzał na mnie z nad gazety. –Ej, to moje. –powiedział. –Trzeba było pilnować, tylko debil by nie skorzystał. –odpowiedziałam zajadając się kanapką. –Podróż była irytująca. Później mnie ktoś zaczepił, kiedy zatrzymaliśmy się w mieście, a na dodatek podczas mojego spaceru padał deszcz. Więc było źle. –powiedział odkładając gazetę na bok. –A jakieś pozytywne aspekty? –zapytałam biorąc kolejną kanapkę. –Spotkałem Mioshiego. Ma wyjazd służbowy. A marnuje go na szlajanie się. –odpowiedział. –Oh, to nie za dobrze. –odpowiedziałam kiwając głową. –Wydajesz się inna od czasu kiedy ostatnio cię widziałem. –spojrzał uważnie. Przęknęłam ślinę. –Jesteś pewna, że to nie jest wina chłopca? –zniżył ton głosu. –Chciałabym. –odpowiedziałam ze śmiechem. Później nastąpiła cisza. –Co robiłeś na granicy? Spędziłeś tam ponad rok, jednak nie powiedziałeś dlaczego tam byłeś. Rodzice odchodzili od zmysłów, gdy nie odpowiadałeś na listy. Dlaczego? –spojrzałam na niego z powagą. –Nie rozumiem dlaczego pytasz. To co tam robiłem jest tajne, więc się nie dowiesz. –powiedział. –Zamierzasz iść do tej akademii? –zmienił temat. –Raczej tak, rodzice mi spokoju nie dadzą. –westchnęłam. –Nie dziwię się. Zwłaszcza, że ja, Silas i Tegan uczęszczali tam. Tylko, że my od piętnastego roku życia tam uczęszczaliśmy. Wiesz świat arystokratów jest gówniany. –stwierdził. –Wiem. –powiedziałam. –Na moje sprawne oko, chcą spokoju. –rzekł mrużąc oko. –Ale kto? –zapytałam patrząc mu w oczy. –Rodzice. Nie zauważyłaś? –spojrzał na mnie z politowaniem. –Wszystko co robią to wysyłanie nas do szkół i szukanie kolejnych lekarzy. –zaśmiał się. –Nawet się nie pożegnali. –uśmiech mu zgasł. Spojrzałam na niego z zapytaniem. –Nie wiedziałaś czemu jest tak cicho? Znowu wyjechali. –stwierdził z goryczą w głosie. –Ale wiesz zostawili karteczkę. –ponownie się zaśmiał. Podał mi duży skrawek pergaminu, złapałam go w rękę i zaczęłam czytać: ,,Wyjeżdżamy na południe kraju. Wczoraj dowiedzieliśmy się, że przyjmuje tam wspaniały uzdrowiciel. Nie będzie nas dłuższy czas. Cyrus dopilnuj rodzeństwo by się zjawili w akademii trzeciego dnia miesiąca. Ren, Iyee i Audax słuchajcie się brata. Środki do życia znajdują się w skarbcu. Kochamy was mama i tata." –Czyli mamy cztery dni? –mina mi zrzedła. –Ta... -nie dokończył. –Obudź Rena, a ja obudzę Audaxa, a później idziemy na miasto. –wstał. –Radzę ci się przebrać. Nie pójdziesz w piżamie, prawda? –zaśmiał się i wstał od stołu. Wstałam od stołu i poszłam schodami na górę, najpierw podeszłam do drzwi Rena. Zapukałam, nie usłyszałam odpowiedzi więc otworzyłam drzwi. Tak jak się spodziewałam, spał w najlepsze, a do tego chrapał. Cicho podeszłam do niego, i głęboko nabrałam powietrza. Schyliłam się i powiedziałam: -Silas przyjechał, wstawaj. Zaraz tu będzie. –powiedziałam. Nie czekałam długo na odpowiedź. Ren momentalnie otworzył oczy i wstał. –Co!? –krzyknął. Zaśmiałam się. –Powiedziałam, że Cyrus przyjechał, a rodzice wyjechali więc idziemy na miasto wydać ich pieniądze. –zaśmiałam się jeszcze głośniej. Otrzymałam piorunujące spojrzenie. –Bardzo śmieszne aż zbijam się ze śmiechu. –rzekł niebieskooki z ironią. –Ubieraj się. –rzuciłam wychodząc. Następnie pobiegłam do mojego pokoju. Z impetem otworzyłam drzwiczki od szafy i chwyciłam białą lnianą koszulę z falbankami wzdłuż dekoltu, później sięgnęłam po czarne skórzane spodnie. Nogą kopnęłam drzwiczki, które zamknęły się z cichym hukiem. Ściągnęłam długą koszulę nocną i założyłam wcześniej wyjęte rzeczy. Później zeszłam na dół, równając krok z zaspanym Audaxem, wkurzonym Renem, i zadowolonym Cyrusem. A gdy dotarłam do korytarza nałożyłam długie sznurowane kozaki. Odwróciłam się na pięcie i powiedziałam: -Idziemy na zakupy!

W ten piękny poranek nasza czwórka przechadzała się po ulicach stolicy. –Jestem głodny... -poskarżył się Ren. –Ty zawsze jesteś głodny. –odpowiedziałam, patrząc na niebieskookiego. –Zjadł bym szaszłyka ze straganu. –rozmarzył się. –Ja też... ale tylko ten z kurczaka. –również się rozmarzyłam. A Cyrus przystanął. –Chwila, dopiero zarzuciłaś Renowi, że zawsze jest głodny. A teraz mówisz o szaszłyku? –zapytał z podniesioną brwią. –Przyzwyczaisz się. –rzucił Audax. Zauważyłam, że Ren poszedł dalej, wiec poszłam za nim. Ostatnim co usłyszałam odchodząc było ,,Gdzie oni poleźli?". –Ren, patrz! –zwróciłam uwagę niebieskookiego, więc palcem wskazałam na stragan z szaszłykami. Oboje podbiegliśmy do straganu, a za nami Audax i Cyrus. –Dzień dobry, proszę pana! Pańscy ulubieni klienci właśnie się pojawili! –powiedział Ren do mężczyzny w fartuchu. –Aaa, długo was nie było, to co zawsze? –zapytał, a my pokiwaliśmy głową. Mężczyzna wyjął z małego ogniska dwa szaszłyki i nam je podał. –To będzie dwanaście srebrników. –powiedział. –Niech pan dopisze to do rachunku ojca. –rzucił Cyrus, biorąc szaszłyki i podał reszcie. Wyglądał tak apetycznie... Nie jadłam go z parę ładnych lat. W końcu... przeżuwam to arcydzieło. –A tak przy okazji, jak się trzyma Elamor? Ostatnio go nigdzie nie widać. –zapytał Audax delektując się szaszłykiem. –Dostał się do akademii dla szlachty. Dostrzegli w nim potencjał, i teraz uczy się szlacheckich rzeczy u Barona Lofinarda. Dlatego też zwolnił się z herbaciarni. Miło, że pytasz na pewno się ucieszy. –uradował się. –A do jakiej szkoły ma w planach go posyłać ten Baron? Mogę jeszcze cztery szaszłyki? – zapytałam. Mężczyzna odwrócił się i podał mi szaszłyki, które rozdałam rodzeństwu. –Do tej w cesarskim pałacu, Baron miał kiedyś syna, ale postanowił wysłać do akademii Elamora, jako swojego bratanka czy kuzyna. Nie wiem nie powiedział dlaczego akurat Eli. Dwanaście srebrników. To też do rachunku pana Cercis? –zapytał, a ja kiwnęłam głową. Ren, który do tej pory siedział cicho, postanowił wtrącić się do rozmowy. –O może się spotkamy z nim. Rodzice też nas wysyłają do tej akademii. –zniekształcił słowa, i dalej przeżuwał. –Nie mówi się jak jesz. –powiedziałam. –Dziękujemy bardzo! Proszę pozdrowić Eliego! –powiedzieliśmy razem i odeszliśmy. –Ej, Cyntiś, a co jeśli w drodze do akademii nas zabiją? –dał mi kuksańca by zwrócić moją uwagę. –Nie żadna Cyntiś, nie lubie tego imienia wolę Iyee. I nikt nas nie zabije bo będziemy jechać we trójkę i jesteśmy wyszkoleni. –To jak mam zdrobnić Iyee? –zapytał. –Iś? Iyuś? –zaśmiałam się. –Lepsze pytanie jak zdrobnić imię Audaxa. –powiedziałam, zastanawiając się nad własnym pytaniem. –To chyba nie możliwe, jego drugie imię też ciężko. –powiedział Cyrus. –W sumie Arianus też brzmi dobrze, wiecie, tak dostojnie. –powiedziałam. –Racja. –powiedział wspomniany. –Idziemy na herbatę? –zapytałam, spotykając się z pozytywnymi odpowiedziami.

Nasza czwórka, wkrótce zasiadała przy większym stoliku przy oknie. –A więc, jako wasz brat, powinienem was uprzedzić o akademii i poruszyć ważne kwestie. –powiedział Cyrus rozkładając się wygodnie. W międzyczasie podeszła do nas pani Williams. –To wasza herbatka, miłego odpoczynku dzieciaczki. –rzekła pani herbaciarka ochrypłym głosem wydobywającym się z jej uśmiechniętej, pomarszczonej twarzy. –Dziękujemy! –powiedzieliśmy chórkiem, a staruszka odeszła. –Mmm zielona. –rozmarzyłam się wąchając herbatę. –O cukier! –dodałam, biorąc cukierniczkę do ręki. –Ekchem. –odchrząknął Cyrus. –Kontynuując uważajcie na nauczyciela strategii i dzieci cesarza, spróbujcie nie podpaść nikomu. Chociaż, jeżeli chodzi o was to ciężko będzie. –zaśmiał się. –W razie czego, pomożesz nam? –zapytał Audax. –Zależy z kim zadrzecie, nie zamierzam podpadać Cesarzowi. –powiedział tym razem poważnie. –Rozumiem. –odpowiedział. –A teraz, powiedz nam co się działo na granicy. I jak tak szybko zostałeś wyleczony, co się tam działo? –zapytał Ren, a reszta przytaknęła. –To co było nie jest istotne. Ważnym jest to co dzieje się teraz, więc po co dociekać do tego co było? –zapytał. –Wiedziałam! –podniosłam ton. –Jesteś zakochany i wstydzisz się przyznać. –stwierdziłam. –Nie prawda. –zaprzeczył Cyrus. –Masz rację siostro, nasz braciszek jest zakochany. W chłopcu czy dziewczynie? –zwrócił się Ren do starszego brata. –Nie jestem zakochany, to sprawa tego kraju! –oburzył się najstarszy. –I sprawa Vinfyu nas nie dotyczy? Sugerujesz, że to nie ważne? –zapytał sarkastycznie Audax. –Nie łapcie za takie szczegóły. –oburzył się. –To sprawa zbyt tajna by to wyjawić, żebyście się dowiedzieli musielibyście skłonić kogoś z rodziny cesarskiej by wam to powiedzieli. Sprawa zakończona. –odstawił z impetem kubek. –O, o, o, spokojnie. Ale, czy ty sugerujesz byśmy się zapytali kogoś z błękitną krwią? –zapytałam. Cyrus padł twarzą na stolik. –Bogowie cierpliwości. –wymamrotał. –Nie wykluczone, spróbujemy. –odpowiedziałam.

Resztę dnia spędziliśmy na spacerowaniu, zakupach i jedzeniu. Przez trzy kolejne dni wydaliśmy ponad pięćdziesiąt złotych monet. Z kolei do akademii wzięliśmy po piętnaście złotych monet. W końcu nadszedł dzień wyjazdu. Mirabel i reszta służby wnosili bagaże moje i braci do karoty. –Ale mi się nie chce tam jechać, przynajmniej w tej sukience. –westchnęłam męczeńsko. –Nie będzie źle, tylko zachowujcie się właściwie. –polecił Cyrus. –Tak, tak. Mamy siedzieć cicho i nikomu nie podpadać mówisz to od czterech dni. –powiedział Audax. –To dlatego, że się martwię. Dawno nie miałem takich pogodnych dni. –uśmiechną się. –Będę tęsknić. –powiedziałam wzruszona. –Ja nie chce jechać. –dodałam. Cyrus podszedł i mnie przytulił. Chwilę później dołączyli do nas Ren i Audax. –Dbajcie o siebie. –poczochrał nam wszystkim włosy. –Audax, nie rób wszystkiego na własną rękę. Polegaj też na nich. Iyee, nie prowokuj wszystkich wokół. Ren, nie udawaj beztroskiego kiedy jesteś w rozsypce. –powiedział. –Pamiętajcie, że jestem po waszej stronie. –zaczął płakać. –Będę starać się pisać listy, ale wy też coś piszcie. Oczekuje choć jednego listu w miesiącu od każdego. Nie przyjmuję odmowy. –zaśmiał się. –Nie śmiem odmówić. –odparł zielonooki. –Powinniście ruszać. Będę tęsknić.

Skierowaliśmy się do powozu. Ren zajął miejsce po jednej stronie a ja i Audax po drugiej. –Nie chciałam tego mówić w takiej chwili, ale sukienka wbija mi się w trzy miejsca... -powiedziałam. –Teraz to będziesz nosić takie codziennie. –westchnął Ren. –Mhm. Podróż nie trwała zbyt długo, więc niedługo potem byliśmy u bram akademii. U podnóża zamku znajdowały się przeróżne bogate karoce i jeszcze bardziej kolorowe osobistości. –Powinniśmy iść. –stwierdził Ren.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro