Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

04.

Szłam podrzucając paroma monetami, które zostały mi z zakupu książki. Oczywiście nie była to bardzo duża kwota, bowiem cztery złote, dwie srebrne i dwie miedziane monety. Skrzywiłam się na widok knajpy. Od paru metrów już słyszałam hałas.

Wchodząc do knajpy do mojego nosa dotarł cierpki zapach przetrawionego alkoholu. Obrzydliwe, ale potrzebuje informacji. Pomieszczenie było bardzo jasne i było tam bardzo głośno. Odruchowo naciągnęłam kaptur. W tych czasach takie miejsca były bardzo powszechne. Spotykali się tu różnorodni ludzie. Od zwykłych pijaków do handlarzy ludźmi. Tacy pokazywali się szczególnie w stolicy, więc wizyta człowieka w głębokim kapturze nie była niczym rzadkim. Nie zaglądała tu straż. To co się tu dzieje, zostaje tajemnicą, bo nikt tak naprawdę nic nie zgłasza. Dochodzi tutaj do tak haniebnych czynów, że aż strach powtarzać. Ludzie omijają to miejsce szerokim łukiem. W tych miejscach, odpowiednimi środkami można było dowiedzieć się wszystkiego. Zawsze lepiej mieć kartę przetargową.

Zajęłam miejsce w kącie, tak bym mogła widzieć wszystko co się tu dzieje. Po paru minutach podeszła do mnie kelnerka, by zapytać się o zamówienie. Zamówiłam sok porzeczkowy, zapłaciłam jednym srebrnikiem i dwoma miedziakami. Mimo, że wróciłam do tych czasów pełnoletnia, to wole nie pić. Cenie swoją godność. Właściwie to w tych czasach pełnoletniość zdobywali ludzie w wieku szesnastu lat. Myślę, że to za wcześnie. Sama ja w tym wieku byłam tak naiwna i głupia, że to aż przykre. Tamte życie kończyłam w wieku dwudziestu pięciu lat. Gdy dostałam zamówienie od razu upiłam łyk.

Wystawiłam skrzyżowane nogi na stół, i rozsiadłam się wygodnie. Uważnie skanowałam pomieszczenie szukając wzrokiem potencjalnej ofiary od, której mogłabym się dowiedzieć czegoś istotnego. Z tego co widzę wiele osobistości zawitało tutaj. To dobrze, bo im większa pozycja, to tym więcej informacji.

Mioshi Hasta, młody generał posiadający nie wiarygodną siłę, władający wielką włócznią, też marnuje młodość. Bierze udział w pijackim pojedynku o to kto wypije więcej. Mówią na niego Bestia z włócznią. Miałam okazję z nim zawalczyć, jego włócznia ma ponad dwa metry, on też. Jestem pod wrażeniem, jak ten człowiek potrafi walczyć taką potężną bronią z łatwością. Służy cesarzowi. Ma wielką siłę i nikt tego nie zaprzeczy.

Nagle zobaczyłam, że dosiadła się do mnie osoba która również ukrywa swój wizerunek pod wielkim kapturem.

-Jakiego typu informacji potrzebujesz? –odezwał się nieznajomy, miał charakterystyczny głos. Wydaje mi się, że jest młody. –A ty? –odparłam. -Opinie ludzi na pewien temat. –odpowiedział. –Granica i informacje o pewnej osobie. –odpowiedziałam a on przytaknął. –Widocznie oboje jesteśmy tak samo nie ufni. –zaśmiał się. –Co powiesz na bezpieczną wymianę informacjami? Mówimy na zmianę i zadajemy trafne pytania, a na koniec odchodzimy w swoją stronę. Pasuje? –zapytałam, zauważyłam skinięcie głową. –Jak mieszkańcy reagują na pogłoski o mniemanej koronacji? Chce znać też plotki na ten temat. Czy będziesz w stanie odpowiedzieć? –czułam przeszywające spojrzenie spod kaptura. –Czy orientujesz się w zamieszkach na granicy? Kto je wywołał i w jakim celu? Chce wiedzieć dokładne informacje na temat stanu Generała Cercis. –opowiedziałam. –Z tego co się orientuję ludzie z mniejszych i biednych wiosek są za drugim księciem, jednak to pierwszy książę zyskuje poparcie u szlachty i wojsk. Mam też pewne obawy co do jego pozycji. Widzisz o wszystkim zadecyduje ślub z księżniczką, jeżeli się odbędzie, ale... teraz twoja kolej –uśmiechnęłam się. –Generał ma się dobrze, tylko oberwał przy zamieszkach. Jednak, nic nie wiadomo o jego stanie, ale żyje. To robota ludzi z południa jak mniemam to będzie poważniejszy konflikt, prawdopodobnie chcą obalić cesarza i jego plany. –podniósł głowę mogłam przysiąść, że widziałam błysk złotych oczu. –Wiesz czego rebelianci to robią? Chcą obalić władzę. –mężczyzna wstał i odszedł na krok, jednak odwrócił się i powiedział: -Spotkamy się jeszcze. –odszedł.

Co za interesujący człowiek, mimo swojej ciekawej aparycji może sprawić wiele kłopotów.  Cóż pora się zbierać, mam to czego chciałam. Dopiłam mój sok i odeszłam od stolika. Gdy szłam ktoś złapał mnie za ramię, automatycznie próbowałam się wyrwać. –Gdzie masz pieniądze? –zapytał gniewnie. Nie podziałało, więc złapałam człowieka za ramię prawą ręką. A przeciwległą nogą podcięłam mu nogi. Złapałam równowagę i szybko przerzuciłam człowieka przed siebie wykręcając mu rękę. –Zostaw mnie śmieciu. –skrzywiłam się. Dostrzegłam hrabiego, pewnie szukał zaczepki. Potrafi przebywać w takich miejscach połowę życia, a w między czasie wykorzystywać kobiety. Żałosne. Gdy dojdę do władzy skończę z takimi ludźmi. Ponownie ruszyłam przed siebie, ale tym razem spokojnie wyszłam z baru.

Myślę, że powinnam wracać. Pod rozgwieżdżonym niebem czułam wyrzuty sumienia. Nie ważne jakie są moje cele, nie potrafię zrezygnować z myśli o zabójstwie. Czuje krew na moich rękach, mimo, że przeniosłam się do przeszłości to nadal jestem tym samym zepsutym człowiekiem. Nienawidzę tego. Nie ważne co zrobię, czuje się winna. Te wyrzuty sumienia są najgorsze, czekają aż popełnię najmniejszy błąd i atakują w momencie gdy jestem rozsypana psychicznie. Upierdliwe. Jestem złym człowiekiem, którego trzyma przy życiu chęć zemsty. To się nie zmieni.

Gdy wróciłam do domu, jedyne co robiłam to ćwiczenia mające zwiększyć siłę moich mięśni. W między czasie wrócili moi rodzice z chorą siostrą. Znowu byli u lekarza szukając sposobu by ją wyleczyć. Bezskutecznie. Z tego co wiem to choroba przekazywana z pokolenia na pokolenie, coś w stylu kary. W każdym pokoleniu rodzi się przynajmniej jedno dziecko z tą chorobą. Nikt jeszcze jej nie przezwyciężył, bo nikt nie wie dlaczego i skąd. Każdego dnia ta choroba zabiera energię życiową, uśmiercając człowieka dzień przed trzynastymi urodzinami. Moja siostra ma jedenaście. Zostały jej dwa lata. Babcia kiedyś wspominała, że jej mama napisała w książce to jak leczyć chorobę. Mimo tego nikt nie wie gdzie prababcia schowała je. Nie jestem pewna czy to co robię jest dobre, jednak musze uratować moją rodzinę.

Ten dzień był męczący, na tyle, że kiedy dotarłam przed próg domu padłam jak długa przed schodami. Byłam na treningu, uratowałam księżniczkę, spotkałam podejrzanego mężczyznę. A na koniec obiłam ważnego hrabiego. Nie jest tak zimno, więc przeżyję. Zasnęłam.

Następnego dnia rano obudziłam się w moim łóżku. W wczorajszych ciuchach. Obrzydliwe. Byłam w karczmie, spociłam się i nazbierałam kurzu. Poproszę pokojówkę by mi wymieniła wszystko na łóżku. Nie spodziewałam się, że ktoś się zlituje, ale jednak cuda się zdarzają. Wstałam prawą nogą, mama nauczyła mnie wierzenia w przesądy. Więc weszło mi to w nawyk. Jest podejrzanie cicho. Która jest godzina? Ach, dwadzieścia minut po dziewiątej. Wcześnie. Znowu zaspałam do szkoły, powiem im, że mam miesiączkę. Może podziała, może nie. Mówi się trudno.

Leniwie przeciągnęłam się i zeszłam na śniadanie w zwykłej domowej sukni. Usłyszałam krzyk. Pójdę sprawdzić kto się wydziera. -Dzień dobry wszystkim... -nikt nie odpowiedział. Sprawdzę w salonie, stamtąd słyszałam krzyk. Ku mojemu zdziwieniu wszyscy stali na nogach. Mama krzyczała na Rena leżącego na kanapie, który próbował się bronić. Co się dzieje. –Wiedziałeś, że to dzisiaj! I nic nie zrobiłeś, tylko leżysz i pachniesz! Co to za wstyd będzie jeżeli mój własny syn tak się pokaże na forum ważnych osobistości?! Tak to nie znajdziesz narzeczonej, która by cię zechciała! –Mama krzyczała na Rena wymachując dłońmi. Nagle ucichła i spojrzała się na mnie. Tak samo jak tata i rodzeństwo. –A to co ma być za strój?! Tak się pokażesz cesarzowi?! –tym razem ja zaczęłam obrywać. Drzwi zaskrzypiały. Wszyscy przenieśli wzrok na nowo przybyłą osobę. To był dziadek w piżamie. –Co się dzieje? Słychać was na górze. –zapytał sennie. –Nawet ty?! –Mama, poczerwieniała. –Czemu wszyscy zapominają o bankiecie?! Wszyscy na górę i to migiem macie godzinę na przebranie się! –Wyszła z salonu.

Podbiegłam do Rena i złapałam go za rękę. –Uciekajmy zanim zmieni zdanie. –powiedziałam i oboje pobiegliśmy do swoich pokoi. Moja pokojówka grzebała mi w toaletce. –Panienko, gdzie zostawiłaś biżuterię? –zapytała. –Czwarte drzwiczki po prawej stronie w garderobie. –powiedziałam. –Masz przygotowaną kąpiel w łazience. – powiedziała i poszła do garderoby. –Dziękuję, Mirabel! –powiedziałam głośno gdy wchodziłam do łazienki. Ale ładnie tu pachnie. Czułam wrzos i lawendę. Uwielbiam je. Umyłam się, a później wtarłam w siebie olejki zapachowe. Nie zajęło mi to zbyt dużo czasu. Owinięta w ręcznik wyszłam i dostrzegłam Mirabel. Dziewczyna wskazała ręką na piękną bordową suknię. Jest bardzo śliczna, ma długie rozkloszowane rękawy kończące się koronką, a na dole ma wiele tiulu. W pasie zawiązana jest czarna wstęga, która z tyłu jest zawiązana w elegancką kokardę. Góra sukni ma delikatne wycięcie, podkreślające piersi. Mimo to nie wygląda ani trochę przesadzoną. Nie dostrzegłam od kiedy, ale stoję przy sukni trzymając tiul. -Ale jest śliczna! Wygląda oszałamiająco. –nie powstrzymałam się od zachwytu. –Masz rację panienko. Tak jak prosiłaś ma kieszeń na sztylet. Projektanci nie skomentowali, nie musisz się martwić. –uśmiechnęła się. –Pora cię wyszykować. –powiedziała. Siadłam przed toaletką, przygotowany był moździerz, a w środku były owoce granatu. Mirabel rozgniotła owoc i odłożyła przed lustrem. –Z tego co wiem najpierw gorset. –powiedziała. Wyjęła i zaczęła się mu przyglądać. –To powinno przytrzymać piersi prawda? –zapytała. Kiwnęłam głową. Mirabel nie ścisnęła mocno gorsetu. Jest o wiele wygodniej. Następnie włożyłyśmy suknię, i ponowne zasiadłam przed toaletką. Zostałam popsikana lawendowymi perfumami, a służka odwróciła się. –Te rubinowe będą pasować. –podała mi kolczyki, a sama założyła mi rubinowy naszyjnik. –Jest idealnie. Pasują do ciebie. –uśmiechnęła się. –Wiem –zaśmiałam się. Wstałam i założyłam czarne buty na obcasie. –Wyglądam jak bogini. –stwierdziłam podchodząc do lustra. –Jeszcze spinka panienko. –podeszła do mnie Mirabel i wpięła mi we włosy drewnianą spinkę z wygrawerowanymi różami. A następnie zrobiła mi luźnego koka. –Powinnam pilnować panienkę? –zapytała z powagą. –Nie będzie to konieczne, dam radę się obronić w razie czego. –odpowiedziałam. –Za to mam prośbę. Czy będziesz w stanie zdobywać informacje o cesarskim dworze? Jako gość na balu. –zapytałam. –Tak, jedyne czego chce to być przydatna panience. –odpowiedziała z powagą. –Jeszcze jedno, uważaj by się nie zranić. Liczę na ciebie Kayo –powiedziałam wkładając sztylet do kieszeni pod suknią.

Szybko pobiegłam do przedsionka. A tam czekał na mnie Ren. –Przed chwilą rozważaliśmy zostawienie ciebie w domu. Jednak, przypomnieli sobie, że szukają ci narzeczonego. A przy okazji, czerwień ci bardziej pasuje, zaczynasz przypominać ludzkiego żółwia. –rzucił i poszedł do karety. Po chwili oszołomienia pobiegłam za nim i go wyprzedziłam pokazując środkowego palca Renowi.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro