Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

02.


     Nigdy nie lubiłam historii, nie ważne co się by nie działo, zawsze chodziło o pieniądze i władze. To wiedział każdy, jednak nie było śmiałka, który by powiedział to wprost. Tym śmiałkiem, na pewno nie był mój nauczyciel historii. Ten człowiek wiedział, jak zniszczyć mi humor. Był niskim człowiekiem i nikt tak naprawdę nie wiedział ile ma wzrostu. Moja klasa próbowała wiele razy to wyciągnąć, jednak na próżno. Podobnie z wiekiem strzelałam, że będzie miał coś około 34 lat. Dziwiłam się, że on jeszcze uczy i prawdopodobnie nie ma załamania nerwowego.

Ren podobnie jak ja nie chciał być w tym pomieszczeniu. Największy problem sprawiał nauczyciel, który ma oczy z tyłu głowy. Nie ważne czy ziewniesz, czy coś zrzucisz on zawsze wszystkich obserwował. Ren nazywał go czterookim gitarzystą. Nie nosił okularów, ale widział wszystko, stąd przezwisko ,,czterooki'', a ,, gitarzysta'' bo grał na nerwach.

Gdybym mogła wybrać temat historii, który by mnie ciekawił, to byłaby to historia kraju, który leżał gdzieś na południu i podobno praktykowano tam magię. A u nas w Vinfyu, cokolwiek co było związane z czarami, było surowo zakazane. Moja prababcia, która żyła przed czasem wielkiego rozłamu unii zjednoczenia, powiadała ,,magowie zawsze byli traktowani jak wyrzutki, bo ludzie boją się tego czego nie znają''. Była ona jedynym magiem jakiego znałam. Wiadome było, że magie dziedziczy się linią krwi. Jednak w mojej rodzinie magia była czymś odrzucającym. Gdy zginęła miała 93 lata. Jej życie było ciekawe. Jako piętnastolatka, walczyła w wieku 15 lat jako mag. Była to wielka wojna z południem. Moja prababcia poznała tam pradziadka. Wojna ta była bardzo krwawa, magowie i ludzie walczyli za sprawę honoru. Po zakończeniu tej wojny magowie z Vinfyu zostali przegnani na południe. A moja prababcia skończyła życie ukrywając przed wszystkimi swój dar, nawet przed pradziadkiem. Na łożu śmierci, wyznała mi i Renowi prawdę, ujawniając gdzie ukryła swoje księgi własnego autorstwa. Szukaliśmy tych ksiąg parę lat, jednak ich położenie zostało nieznane.

Wierzy się, że magowie kontrolują żywioły i zjawiska naturalne. Niestety nie wiemy o nich za dużo. Jedyną opcją byłby wyjazd na południe, czyli tam gdzie uciekli magowie w czasie wojny. Ewentualnie można byłoby wykraść dane z pałacu cesarza. Pomogłoby także znalezienie ksiąg prababci, ale to równie jest mało prawdopodobne.

-Nie przeszkadzam w czymś? –usłyszałam ironiczne zapytanie ze strony nauczyciela. Gorączkowo zaprzeczyłam ruchem głowy. W tym czasie usłyszałam głos Rena. –Nie, moja siostra po prostu czuje się fatalnie, wie Pan. Raz w miesiącu kobiety czują się okropnie, poprzez pewną prywatną sprawę. Ona zaraz najprawdopodobniej osunie się z krzesła. –pokiwał głową z uznaniem patrząc na mnie wymownym wzrokiem. Domyśliłam się o co chodzi, więc gwałtownie opadłam na ławę, robiąc potężny huk. Poczułam pulsujący ból w czole. Mój brat pośpiesznie wstał próbując mnie ,,ocucić'' przynajmniej tak miało to wyglądać z perspektywy osób trzecich. –Udawaj nieprzytomną. – wyszeptał do mnie kiedy się schylał by złapać mnie za zgięcie kolan i za ramiona. –Muszę wziąć ją do lecznicy, przepraszam za zamieszanie mówiłem jej by została w domu a ona się uparła. Jak zwykle. –wytłumaczył pośpiesznie. –Rozumiem, zwalniam was z tego dnia ze względu na nie przyjemną sytuacje. Aloa przekażesz im notatki z lekcji. I przyniesiesz ich rzeczy do szafek. –powiedział nauczyciel. -Dziękuję i jeszcze raz przepraszam. –wyszedł ze mną z sali.

Gdy odeszliśmy na odpowiednią odległość Ren wybuchnął śmiechem i mnie odstawił. Poczułam, że moje nogi miękną, a moje lica zalały się purpurą ze wstydu. Teraz po fakcie zaczęłam się wstydzić. Moje dłonie automatycznie dotarły do policzków próbując je schłodzić, jednak nie przyniosło to nawet minimalnej ulgi. Później jednak poczułam ulgę i zaczęłam się śmiać razem z bratem.

-To co? Idziemy do parku? –zaproponował dając mi kuksańca w bok. Zaśmiałam się. –Ja bym odmówiła? –powiedziałam ze śmiechem. Skierowaliśmy się w stronę wyjścia ze szkoły. Wychodząc na zewnątrz promienie słońca oślepiły mnie na krótką chwilę, następnie stwierdziłam, że jest południe.

-Jak myślisz. –urwał. –Idziemy dłuższą czy krótszą drogą i czy wstępujemy na herbatę? –zapytał. –Dłuższą i tak. –pośpiesznie odpowiedziałam rwąc się do biegu. –Kto ostatni przy herbaciarni stawia! –wykrzyczałam, będąc parę metrów od niego. Biegłam zgrabnie omijając przechodni i stragany, biegłam tak parę minut, gdy wreszcie dobiegłam do drzwi gwałtownie się zatrzymałam. Nagle ktoś mnie popchnął i nie spodziewając się tego upadłam na ziemię. Próbując wstać zostałam przygnieciona dużym cielskiem, czując pulsujący ból w plecach odwróciłam się i dostrzegłam Rena leżącego na mnie. –Zabieraj swój tyłek bo zaraz będziesz mnie niósł do lecznicy naprawdę. –Kolejny raz usłyszałam melodyjny śmiech. Chłopak podniósł się z ziemi jako pierwszy, podpierając się prawą ręką o ziemię. Następnie obróciłam się na plecy próbując wstać, a chłopak leniwie przeciągnął się i się pochylił by podać mi rękę, którą przyjęłam. Wstając, zgrabnie go wyminęłam i chwyciłam klamkę drzwi do herbaciarni Pani Williams, którą popchnęłam.

Przechodząc przez próg, do moich nozdrzy natychmiastowo wdarł się zapach ogromnej ilości przeróżnych aromatów z różnych części kraju. Prawdę powiedziawszy dominował tu zapach cytrusów. Puściłam klamkę, drzwi zatrzasnęły się z głuchym łoskotem. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, szklane słoje idealnie ułożone na wielkich dębowych półkach, wielka akacjowa lada będąca w nienagannym porządku, a za nią niska staruszka o ciepłym uśmiechu. Czajniki ułożone na piecu za ladą, elegancko prezentowały się na zwęglonych blachach. Ściany w odcieniach beżu, obwieszone łapaczami snów i różnymi amuletami. Wyglądały identycznie jak w wspomnieniach. Było pięknie. Poczułam nostalgię, wydawało mi się, jakby moja młodsza kopia przebiegła przeze mnie. Przypomniałam sobie moje częste pobyty w tym miejscu, miałam wrażenie, że moje wspomnienia wiernie wertują moją głowę. W tej chwili zupełnie nieświadomie z mojego lewego oka, mój oddech zamarł, czas zatrzymał się w miejscu.

Och jak mnie głowa rozbolała. Gdy tak bezczynnie stałam Ren zdążył wejść do środka i podejść do lady. Gdy postąpiłam tak samo usłyszałam: -Poproszę to co zawsze. –Powiedział, i wyłożył pieniądze. A staruszka odwróciła się i sięgnęła po słój z suszonymi liściami, których nazwy nie potrafiłam sobie przypomnieć. Ren z zaciekawieniem obserwował poczynania pani Williams. Starsza kobieta zawsze była uprzejma i ciepła. Elegancki kok podtrzymywany spinką zawsze spoczywał na czubku jej głowy. Kobieta chwyciła czajnik i zalała wcześniej przygotowane kubki z herbatą.

Po odczekaniu paru minut, oboje chwyciliśmy swój kubek i odeszliśmy do stolika. Gdy zajęliśmy miejsca ja postanowiłam przerwać ciszę.

-Jak myślisz, -urwałam, -Czy to prawda, że na południowej granicy wybuchają zamieszki? –spojrzałam mu w oczy. –Nie wiem, ale bardzo martwię się o Cyrusa. Słyszałem, że ludzie z południa próbują przedostać się drogą morską. A sama wiesz jakie krążą plotki. –spojrzał na mnie wymownie, upijając gorący napój. –Tak, niepokoi mnie brak listów. Możliwe, że niedługo my też znajdziemy się tam. Cesarz, prawdopodobnie wyśle tam naszą rodzinę. –przerwałam, czekając na odpowiedź.

-Racja, jednak co się stanie jeżeli to naprawdę się wydarzy. Ta wojna... Kto co woli, jedni powiedzą, że to tylko plotki, a drudzy będą szykowali zapasy, ale my chcemy prawdy. –smętnie spojrzał w kubek. Nagle gwałtownie poderwał się z krzesła. –Tak! Plotki! Wymyśliłem! Jestem genialny! –wykrzyczał to tak głośno, że pani Williams pokręciła głową mamrocząc coś pod nosem.

-Jaki masz plan geniuszu? –zapytałam. –Otóż, skoro to tylko plotki, to musiał je ktoś rozpowiedzieć, prawda? –zapytał, a ja kiwnęłam głową. –A więc posłuchamy plotek i podpytamy i rodziców i żołnierzy. Mądre co nie? –pokiwał głową siadając. –A ten plan ma jakieś wady? –parsknęłam śmiechem. –Tylko kwestia autentyczności. –odpowiedział. –I? –ciągnęłam. –I mogą nas złapać jak dowiemy się za dużo, ewentualnie wyślą nas na granice, sama wiesz, że cesarz nie patrzy czy mamy 17 lat czy 38. –nagle spoważniał. Ciurkiem piłam ciepły napój, spoglądając na brata z rozbawieniem. I tak pobór do wojska był tylko kwestią czasu.

-Idziemy do parku? –spytałam dopijając resztki herbaty. Ren wstał z miejsca odnosząc kubek, ja zrobiłam to samo tylko odrobinę później.

Oboje wyszliśmy z herbaciarni uprzednio żegnając się z panią Williams. Powoli szliśmy przez aleje. A cisza towarzysząca nam od wyjścia była przytłaczająca, więc postanowiłam ją przerwać.

-Twoja duma ucierpiała jak zwróciłam ci uwagę? –zapytałam, podnosząc lewą brew. –Moja nie, ale widocznie twoja tak. –odpowiedział z szyderczym uśmiechem. –Więc... -urwałam. –Kiedy będziemy zbierać informacje? –spojrzałam na niego oczekując wypowiedzi. Jednak usłyszałam tylko śmiech. –Co cię tak rozbawiło? –dalej się wgapiałam w jego twarz. –Ty udajesz czy jak? –zaśmiał się. –Przecież od dwóch miesięcy planują ten bankiet na dworze. I przecież wszyscy czytaliśmy zaproszenie. Za miesiąc tam idziemy. –spojrzał wyczekująco na mnie. –Aaa... ten bankiet, zapomniałam. A wiadomo czy bracia wrócą do domu na ten czas? –Drugi brat zapowiedział już wizytę z żoną, a pierwszy brat nie dał znaku życia od paru tygodni, mówiłem ci o tym przecież... -zasmucił się.

Racja, jestem tu w przeszłości od dwóch tygodni. Ren mógł się poczuć bardzo urażony i nie dziwi mnie to.

-A może to ten przystojny facet z herbaciarni? –zapytał, jakby jego cały smutek wyparował i zastąpił go entuzjazm.

-Ren. –urwałam i zatrzymałam się w miejscu, a on zrobił to samo. -Wiem, że nie chcesz by ktoś widział twój smutek. Jednak ja jestem twoją bliźniaczką i ja cię zawsze zrozumiem. A nawet jak nie zrozumiem to będę cię wspierać, nie zapomnij o tym. Proszę. –przytuliłam go. Staliśmy tak w kompletnej ciszy.
Nie wiem ile czasu tak spędziliśmy, ale to nieistotne.

-Dziękuję. –wyszeptał.    

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro