Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

The: Realista Od Siedmiu Boleści

Od rana w domu rodziny Barnes działo się zamieszanie. Jednak dwudzieste urodziny przeżywa się raz w życiu.

Lawrence chodził wokół, oglądając, jak Emma i Ethan sprzątają, robią dekoracje i przygotowują jedzenie. W tym ostatnim pomagał im James.

— Ethan, proszę! Mogę przygotować mój specjał? — po raz kolejny zapytał, aż w końcu Ethan westchnął zrezygnowany i się zgodził. — Yea!

Wilkołak spojrzał jakby głodnym wzrokiem w stronę kuchenki gazowej. Myślał, czy nie przyjąć teraz ludzkiej formy. Jednak wolał się jeszcze trochę pobawić w posłusznego pieska, zwłaszcza że ostatnio mógł komuś zrobić legalnie krzywdę dzięki temu.

Ale wizja gotowania sprawiała, że przednie łapy mu drżały. Zobaczył jednak składniki, jakie szykował James, przez co od razu się uspokoił. Gdyby się wydało, że nie jest wilkiem, musiałby prawdopodobnie to zjeść, a cenił sobie życie.

Na telefon Ethana przyszły wiadomości od starych znajomych jak i od nowych, gdzie życzyli mu wszystkiego najlepszego. A gdy prawie wszystko było gotowe, rozległo się pukanie do drzwi.

Emma, w zabójczym wyścigu z bratem, dotarła do przedpokoju, gdzie przywitała gości jako pierwsza.

— Widzisz, zawsze krok przed tobą — szepnęła do niego, po wymienieniu się uściskiem z Torgonem.

— Pan Ray niestety nie mógł przyjść przez nagłe obowiązki związane z pracą, ale przekazuję najlepsze życzenia — różowowłosy przeprosił za swojego pracodawcę, w myślach wyzywając go od nieodpowiedzialnych gówniarzy. Znowu Ray musiał pojechać, by dogadać się z rodzinami, u których się zapożyczył.

Myśli Torgona jednak zostały szybko zwrócone do pozostałych gości. Nie przypuszczał, że Emma i Ethan mogą mieć w znajomych tyle fantastycznych stworzeń. Na przykład Aurel, który przyniósł ze sobą truskawkowe wino, na co James i Ethan przyznali, że gust wampira jest świetny.

Demon zmierzył się spojrzeniem z Lawrence'em i uśmiechnął się złośliwie. Prawdopodobnie Aurel już wydał, kim jest, podczas gdy oni trwali w ukryciu.

Ponownie ktoś zapukał, przerywając ciche pogawędki i zapoznawanie się między sobą gości. Tym razem już obyło się bez szaleńczego biegu, a Emma dała w spokoju Ethanowi przywitać swoich gości.

— Michael! Jak się cieszę, że dałeś radę! — Emma zakrztusiła się powietrzem, słysząc brata. Nie spodziewała się, że przejdzie na "ty" z jakimś biznesmenem.

Zostało jeszcze tylko czekać na Aidena. Gdy Emma zapytała Ethana i Jamesa, skąd go znają tak bliżej, dowiedziała się, że zaczęli ze sobą więcej gadać po tym, jak blondynka zabrała go do kawiarni. Załapał się na kartę stałego klienta, a poza tym powpadali na siebie na kilku imprezach, zaczynając razem zabawę.

— Możliwe, że się spóźni bardziej, niż planował — westchnęła w końcu Emma, kierując gości w stronę stołu. W piekarniku dalej siedziało dzieło Jamesa, a mężczyzna podekscytowany ciągle mówił, jak to nie może się doczekać, aż spróbują.

Rozmowy trwały, wspólne toasty również. Emma podniosła swoją szklankę z colą, by powiedzieć swoje słynne, niezwykle żenujące przemówienie, które powtarzało się co roku, kiedy zobaczyła zmianę w zachowaniu Lawrence'a. Wstała od stołu i podeszła do wilkołaka, który podbiegł w stronę drzwi.

— Zachowujesz się wyjątkowo jak nie wilk — szepnęła do siebie, widząc, jak ten drapał drzwi. W końcu je otworzyła, a do środka wpadł Aiden.

— Przepraszam za spóźnienie — wyprostował się, a Emma dostrzegła u niego podbite oko.

Widząc jej podejrzliwe spojrzenie, uśmiechnął się tylko, zapewniając, że nic mu nie jest. Przywitał się z pozostałymi w domu, unikając patrzenia w zaciekawione oczy.

— Jest i mój ulubieniec! — odwrócił uwagę od opuchnięcia na swojej twarzy, przytulając Lawrence'a. — A właśnie, jak się wabi?

— Nie ma imienia. Co chwila próbujemy go zwrócić do lasu, ale się nie słucha.

Wilkołak wyczuł na sobie karcące spojrzenie od Aurela i Torgona, na co się zaśmiał. Zwłaszcza gdy dźwięk z piekarnika powiadomił o gotowej potrawie.

James pobiegł wręcz do kuchni, a gdy usiadł z powrotem, stawiając na stole nienazwane coś, kontynuował poprzedni temat.

— Moim zdaniem te wszystkie wampiry i tak dalej nie istnieją. Jakby, jak mieliby się poruszać w dzisiejszym świecie, bez bycia podejrzanym?! Albo demony, po co one?

"Ale idiota" pomyślał na to Torgon, uśmiechając się pod nosem. Żeby tylko James wiedział, że dwie osoby przy stole to nie ludzie...

Wszyscy po kolei zaczęli nakładać na talerz specjalność bruneta, a ten czekał w podekscytowaniu. Nie przeszkadzało mu, że wzięli tak mało, specjalnie zrobił mniejszą porcję.

— To za ojczyznę — szepnął do siebie Ethan, biorąc gryza.

Zaraz za nim to samo zrobił Torgon i nagle poczuł przepełniające go ciepło. Do tego doszedł nagły przypływ energii, co skończyło się małym pyknięciem, a gdy dym z lekkim zapachem siarki opadł, wszyscy mogli dostrzec rogi na głowie demona.

— Co w tym jest do cholery?!

— Głównie jabłka fuji... Ogółem genialne czary. Jesteś prywatnie iluzjonistą? — Torgon uderzył się dłonią w czoło, a wokół rozległ się głośny plask. To zmniejszyło napięcie między zebranymi.

— Jeszcze powiedz, że to te z Włoszech...

— Masz coś do Włoch? — do dyskusji nagle włączył się Aurel, i zaczęło się opowiadanie o swojej przeszłości.

Torgon zaczął, że kilkaset lat temu kilku ludzi w wiosce chciało mieć pakt z demonem, by się uchronić przed epidemią dżumy i złożyli demonowi w ofierze jego matkę. Jak się okazuje, tamtejszy biskup nie wiedział, jak działają takie umowy, bo król demonów stał się posłuszny złożonej kobiecie. I tak się poznali, zostali przyjaciółmi, a na koniec się w sobie zakochali i pojawił się Torgon. A włoskie jabłka zwiększają moc mieszkańców piekła.

— To mnie do wojska próbowali jakieś sto lat temu wziąć. Był ogółem pobór dla wszystkich wampirów, a nasza wojna z wilkołakami wciąż trwa. Skończyło się tak, że moja narzeczona, Lorena, która udzielała pierwszej pomocy, zginęła z rąk naszych, bo opatrzyła jakiegoś wilkołaka. A ja zdezerterowałem i poleciałem do Stanów. No i ostatnio wyczułem, że gdzieś w okolicy mieszka reinkarnacja Loreny.

Mimo tych lekko tragicznych historii atmosfera na urodzinach Ethana pozostała dobra. Szczególnie gdy wprowadzono tort, a wszyscy stuknęli się kieliszkami i szklankami w toaście.

— W końcu Emma tego nie powie! Aiden, życie mi uratowałeś! — rudzielec uśmiechnął się, choć musiał przyznać, nie spodziewał się coli zamiast alkoholu. Nie tak wyglądają spotkania z jego kolegami.

Chociaż... Ostatnio ograniczył mu się z nimi kontakt. I pierwszy raz od dawna poczuł się potraktowany odpowiednio do wieku.

— Chwila, chwila, chwila. Czyli przy tym stole siedzicie wy — tu Aiden wskazał na Emmę i Ethana. — Pół-demon, książę piekieł, wampir oraz miejscowy bogacz?

— Jeszcze ja — pomachał w jego stronę James, już do końca utrwalając zdziwienie Aidena.

— Oraz egzorcysta posługujący się jedzeniem? 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro