Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Torgon Yskriskivich (the: Ochroniarz Demon)

Na sobotę Emma nie miała żadnych większych planów. Zajmowała się zwierzakiem w jej domu, czytała powieści na Wattpadzie, rozmyślała, patrząc przez okno...

Dostrzegła samochód zatrzymujący się pod domem Raya. Mężczyzna, który z niego wyszedł, mieszkał z Rayem, chociaż Emma jeszcze nie była w stanie go poznać.

Nastolatka kontynuowała obserwowanie różowowłosego.

— Może też sobie strzelę farbę?

Z jej ust wydał się lekki śmiech, kiedy dostrzegła, jak mężczyzna potyka się o krawężnik.

Torgonowi zdecydowanie nie podobał się ten dzień. Nie był wielkim fanem kotów, ale odkąd się przeprowadzili, część obowiązków związanych z Puszkiem spadła na niego. I to dlatego, bo pan Ray nie ogarniał jeszcze, gdzie może kupić karmę.

No i Yskriskivich (czyt. Iskriskiwicz) znalazł dobry sklep. Ale na tyle daleko, że kupiona przez niego ilość przekraczała chwilowe potrzeby.

Wcześniej Torgon nie musiał używać swojej mocy z piekła rodem, by schować zakupy do samochodu. Chwała wózkom sklepowym w dużym skrócie. Ale teraz nie miał ochoty, by chodzić kilka razy od samochodu do domu i z powrotem. Jednak nie mógł pokazać swojej demonicznej strony, bo czuł wwiercające się w siebie spojrzenie sąsiadki.

— Raz się żyje — szepnął z lekkim uśmiechem i otworzył bagażnik.

Emma dostrzegła torby z zakupami i tyle jej wystarczyło, by zbiegła na dół i wyszła z domu.

— Pomogę panu! — krzyknęła, otwierając z rozmachem drzwi. — Tylko jakiś demon, albo wilkołak by sobie z tym poradził sam.

Za blondynką pojawił się Lawrence, a po usłyszeniu tych słów stanął, jak zaczarowany. Sam Torgon nabrał znacznych podejrzeń do licealistki. Wydawała mu się, delikatnie mówiąc, podejrzana.

— Dziękuję. Emma, tak? Pan Ray opowiadał mi o pani.

— Tak, dokładnie. A pan tooo...?

— Torgon.

Uścisnęli sobie dłonie, na co Emma utwierdziła się w myśli, że za dużą pomocą to ona nie będzie.

Sięgnęła do bagażnika i wyciągnęła jedną torbę. Wyszczerzyła lekko oczy, czując jej ciężar.

— O matko... Jest cięższe, niż wygląda...

Różowowłosy zaśmiał się w głos i sam sięgnął po dwie pozostałe reklamówki. Zanieśli je razem do środka i postawili tuż przy drzwiach.

— Uhh, następnym razem powinien pan brać mniej rzeczy. Do widzenia, muszę wilkowi zmienić opatrunek, albo go w ogóle zdjąć. Kiedyś będzie musiał wrócić do swojego domu. Poza tym świetne włosy, jakiego szamponu pan używa?

— Proszę, nie mów pan. Dziwnie mi z tym. Jak będę następnym razem na zakupach, to mogę ci wziąć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro