Torgon Yskriskivich (the: Ochroniarz Demon)
Na sobotę Emma nie miała żadnych większych planów. Zajmowała się zwierzakiem w jej domu, czytała powieści na Wattpadzie, rozmyślała, patrząc przez okno...
Dostrzegła samochód zatrzymujący się pod domem Raya. Mężczyzna, który z niego wyszedł, mieszkał z Rayem, chociaż Emma jeszcze nie była w stanie go poznać.
Nastolatka kontynuowała obserwowanie różowowłosego.
— Może też sobie strzelę farbę?
Z jej ust wydał się lekki śmiech, kiedy dostrzegła, jak mężczyzna potyka się o krawężnik.
Torgonowi zdecydowanie nie podobał się ten dzień. Nie był wielkim fanem kotów, ale odkąd się przeprowadzili, część obowiązków związanych z Puszkiem spadła na niego. I to dlatego, bo pan Ray nie ogarniał jeszcze, gdzie może kupić karmę.
No i Yskriskivich (czyt. Iskriskiwicz) znalazł dobry sklep. Ale na tyle daleko, że kupiona przez niego ilość przekraczała chwilowe potrzeby.
Wcześniej Torgon nie musiał używać swojej mocy z piekła rodem, by schować zakupy do samochodu. Chwała wózkom sklepowym w dużym skrócie. Ale teraz nie miał ochoty, by chodzić kilka razy od samochodu do domu i z powrotem. Jednak nie mógł pokazać swojej demonicznej strony, bo czuł wwiercające się w siebie spojrzenie sąsiadki.
— Raz się żyje — szepnął z lekkim uśmiechem i otworzył bagażnik.
Emma dostrzegła torby z zakupami i tyle jej wystarczyło, by zbiegła na dół i wyszła z domu.
— Pomogę panu! — krzyknęła, otwierając z rozmachem drzwi. — Tylko jakiś demon, albo wilkołak by sobie z tym poradził sam.
Za blondynką pojawił się Lawrence, a po usłyszeniu tych słów stanął, jak zaczarowany. Sam Torgon nabrał znacznych podejrzeń do licealistki. Wydawała mu się, delikatnie mówiąc, podejrzana.
— Dziękuję. Emma, tak? Pan Ray opowiadał mi o pani.
— Tak, dokładnie. A pan tooo...?
— Torgon.
Uścisnęli sobie dłonie, na co Emma utwierdziła się w myśli, że za dużą pomocą to ona nie będzie.
Sięgnęła do bagażnika i wyciągnęła jedną torbę. Wyszczerzyła lekko oczy, czując jej ciężar.
— O matko... Jest cięższe, niż wygląda...
Różowowłosy zaśmiał się w głos i sam sięgnął po dwie pozostałe reklamówki. Zanieśli je razem do środka i postawili tuż przy drzwiach.
— Uhh, następnym razem powinien pan brać mniej rzeczy. Do widzenia, muszę wilkowi zmienić opatrunek, albo go w ogóle zdjąć. Kiedyś będzie musiał wrócić do swojego domu. Poza tym świetne włosy, jakiego szamponu pan używa?
— Proszę, nie mów pan. Dziwnie mi z tym. Jak będę następnym razem na zakupach, to mogę ci wziąć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro