Nienazwana część 1
Spod maski wybrzmiewały wprawiane w ruch elementy silnika, który z kolei sprawiał, że niezwykłe dzieło ludzkiej myśli technologicznej, zwane przez wielu po prostu samochodem. Jego marka nie miała znaczenia, bo nie ona była wtedy najważniejsza. Pojazd ów stanowił jedynie tło dla wydarzeń, które już za chwilę miały się wydarzyć.
Droga ciągnęła się przez bezkresne, malownicze tereny stanu Utah. Nagie, pokryte jedynie materiałem skalnym wzgórza wyglądały, jakby stały w miejscu, podczas gdy karłowate zarośla znikały w zawrotnym tempie z oczu.
W lusterku wstecznym widział pozostawiany za sobą odcinek drogi, a także swoje okulary przeciwsłoneczne. Te same, które kupił pewnego dnia na jednym z targowisk, w czasach, kiedy pamiętał swoje poprzednie życie.
Potok reklam wydobywał się z głośników. Wyszkolone głosy znajdowały drogę do jego uszu, nie były jednak w stanie wywołać w nim coś więcej niż niesmak malujący się na jego twarzy.
No dalej — pomyślał. — Powiedzcie mi czego mi potrzeba do bycia szczęśliwym?
W pewnym momencie z głośników dopadły go słowa, po których nigdy nie spodziewałby się swojej reakcji: Dokąd idziesz?
Dokąd idę? — zamyślił się. — Nie wiem.
Zatrzymał samochód przy drzewie, rosnącym samotnie pośród ledwie wyrastającej zieleni. Kiedy zaparkował spojrzał na swój telefon, a właściwie smartfon. Poruszył palcem po ekranie, przeglądając zarazem wszystkie te miejsca w Internecie, w których bywał, aby poczuć się potrzebnym, a co ważniejsze — normalnym.
Można się tam skryć przed światłem rzeczywistego życia, w którym okruchy szczęścia zawłaszczane są przez najsilniejszych. Gdzie zaufanie jest towarem deficytowym podobnie jak przyjaźń i miłość.
Ugrzązł w tej wirtualnej pieczarze na tyle głęboko, że wyjście na powierzchnie sprawiało mu ból, jakby opuszczał strefę komfortu. Dopiero teraz zauważył jak bardzo świat konsumpcjonizmu wkroczył w jego życie, niczym pasożyt, a raczej skorpion podróżujący na plecach żaby. Nie wiedział czy zdoła się oprzeć pokusom cyberprzestrzeni.
W tym świecie roi się od dam z wyzywającym makijażem, po którego zmyciu można by ujrzeć dziewczęcą twarz, względnie w wieku licealistki. Widywał takie twarze bardzo często, stając się tym samym jedną z ofiar tej upiększającej kotary sztuczności. Było mu żal tych młodych dusz, które nawet nie zdawały sobie sprawy z tego, że dorosłość nie jest niczym na co warto czekać z utęsknieniem.
Siedział więc tak w swoim samochodzie, trzymając w rękach swoje okulary przeciwsłoneczne. Posmutniał.
Co miał z życia? Tuzin wirtualnych znajomych, których nie widział nigdy na oczy? Co by było gdyby wrzucił ten szatański przedmiot w czeluści urwiska? Z pewnością odkryłby, że w parku pełnym radośnie spędzających czas rodzin, tylko on siedzi samotnie na ławce, wpatrując się w wyrzucany do góry strumień fontanny.
Czego mu zatem brakuje do pełni szczęścia? W swoich czterech ścianach jedynie odpoczywa po kolejnych dniach pracy. Przynajmniej ma pracę, z której może być dumny, a na to nie każdy może sobie pozwolić.
Czy coś by stracił rezygnując z wirtualnej przystani? Zapewne nic. Czy ktoś by za nim tęsknił? W jego miejsce pojawiliby się inni, świeżsi. Zresztą on robił podobnie, zastępując dobrze znane twarze innymi, które jedynie przez chwilę budziły w nim zainteresowanie. Gdyby zapytać go, gdzie są ci, z którymi wymieniał wiadomości przed kilkoma laty, odparłby, że nie wie. Nawet by go to nie interesowało. Zawsze przecież pojawi się ktoś nowy, kto pojawi się w jego życiu w miejsce starego, znanego już konwersatoria.
Co go zatem powstrzymywało od zmiany? Spoglądając na minione lata widziałby siebie wpatrzonego w monitor, czy ekran telefonu. Z radością wspominałby tylko te lata, które spędzał na dworze, w czasach kiedy nie było całych tych technologicznych kajdan. Czy nie nadeszła pora aby się z nich wyrwać? Na co czekał. Christianie Alvarezie, jaki będzie twój pierwszy krok?
Błądzący po bezchmurnym niebie wzrok, towarzyszący wędrówce jednego z drapieżnych ptaków, wrócił do niego. Zastał go siedzącego w samochodzie, gdzie świadkiem jego rozważań było stare, obumarłe drzewo. Tylko ono wysłuchało jego niewypowiedzianych słów. Nie potrzebował jednak innego słuchacza. W rozmowie ważna jest również cisza, a tej nie brakowało.
Na co czekasz?
Wtedy wrócił ze świata rozmyślań. Był bogatszy i wiedzę, której by nie zgłębił, gdyby nie te dwa słowa wypowiedziane w jednej z reklam. Wiedział już jaki będzie jego pierwszy krok.
Sięgnął po smartfona, nie po to, aby zwiedzić te wszystkie witryny, które wypełniały jego życie. Zrobił to aby zadzwonić. Niebawem wybrał numer jedynej osoby, przy której czuł się równie swobodnie jak w świecie wirtualnym.
— Co słychać? — powiedział znajomy głos, po drugiej stronie.
— Masz wolną chwilę? — spytał Christian. — Tak się składa, że jestem w okolicy i pomyślałem, że do ciebie wpadnę.
— Czemu nie. Dzisiaj nie robię nic specjalnego, więc możemy się spotkać.
— Miło będzie pogadać. Do zobaczenia.
Kiedy się rozłączył, ponownie uruchomił silnik i wrócił na opustoszałą autostradę. Wiedział, że postąpił słusznie. Z każdą chwilą oddalał się od samotnego drzewa, od milczącego świadka jego przemiany. Czy wiedział jaki będzie jego następny krok? Z pewnością, prędzej czy później będzie wiedział. To jednak już inna historia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro