Część 72 Jestem Ciel...
- Mogłem pozwolić Ci upaść na podłogę.- mruknąłem zły na siebie, że dałem sie nabrać na taki żałosny numer.
-Ale nie pozwoliłeś. - mruknęła cicho, bardziej do siebie niż do mnie. - Pamiętasz jak Ci mówiłam o tym kim jestem, o swoim rodzie? - spytała, a ja od razu wstałem z podłogi, na której do tej pory leżałem.
- Pamiętam. Pamiętam też, że zaraz po tym stało się z Tobą coś dziwnego. - dodałem.
-Ta...Ciel. - jej ton stał się wyjątkowo poważny. - niedługo ktoś po mnie przyjdzie.
Zamarłem. Czy ona mówi o tych dziwnych głosach , które słyszałem w lesie. Te, z którymi nie mogę zupełnie nic zrobić?
-Ale nie o tym chciałam z Tobą rozmawiać. Kiedy to się stanie, opiekuj się Mikim. - powiedziała zamyślonym tonem.
Przecież to oczywiste, że bym się nim zajął tak nakazuje kontrakt, który zawarłem z Jakubem. Dziwne, że o to prosi.
-Nic Ci się nie stanie. - powiedziałem spokojnie. - Ochronię Cię. - powiedziałem patrząc jej w oczy.
Zdziwiło mnie to lecz słowa, które powiedziałem są szczere. Ochronię ją. Uśmiechnęła się lekko.
- Ciel jesteś głupi. - mruknęła o odsunęła się ode mnie zsuwając się z łóżka na, którym siedziała. Zniszczyła taką chwilę....
-Doprawdy?
-Ciel...-powiedziała, a ton jej głosu przez ułamek sekundy był cieplejszy niż zazwyczaj. - Mnie się nie da już uratować. Moja śmierć....zakończy wszystko.
Wstałem z łóżka i podszedłem do Wiktorii stając już przed nią.
- Nie pozwolę Ci umrzeć. - powiedziałem, a ona znów się uśmiechnęła.
-Nawet kontrakt z demonami nic tu nie zmieni. - chciałem powiedzieć, że nie robie tego tylko dla kontraktu, ale ostatecznie ugryzłem się w język.
-Sebastian wyjechał z nimi prawda? - spytała mnie choć i tak znała odpowiedz na to pytanie.
-Tak, pojechał z twoim nieznośnym braciszkiem i jego narzeczoną do Paryża. Trzy dni demu. - dziewczyna spojrzała w okno uśmiechając się.
Dlaczego nagle staliśmy się sobie tak tacy bliscy?
- Wiktorio jak mam Cię ochronić? - spytałem dziewczyny, a ona zerknęła na mnie przez ramię.
- Nie możesz mnie ochronić. Tak musi być. - powiedziała zsuwając sobie z ramienia luźną białą koszulę. Na obojczyku dziewczyny znajdowała się nietypowa szrama.
Podszedłem i dotknąłem blizny, a dziewczyna spojrzała na mnie zaskoczona. Odchrząknąłem, a jej wcale nie macam, dla jasności.
-To nie jest zwykła blizna. - stwierdziłem.
- To nie jest blizna, to naznaczenie. - mruknęła na powrót naciągając na siebie koszulę.
-Kto Cię naznaczył?
-Stwór, którego żaden człowiek, ani demon nie zobaczy.
- Ty jesteś człowiekiem. - zauważyłem.
-Niby jesteś demonem, a tak mało wiesz o złu.
- Nie rozumiem.
Brunetka usiadła w fotelu i uśmiechnęła się do mnie szeroko.
Hear the sound
The angels come screaming
Down your voice
I heard you've been bleeding
Make your choice
They say you've been pleading
"Someone save us!"
Heaven, help us now!
Come crashing down
We'll hear the sound
As you're falling down
Zaczęła śpiewać, a ja zastanawiałem się co się z nią stanie. Nie chcę, aby umarła. I co ja mam niby zrobić? Szlag by wziął ten kontrakt.
- Nie wiedziałem, że jesteś taka wierząca. - mruknąłem wpatrując się w brunetkę.
Ta jednak jakby się zamyśliła i w ogóle nie zauważyła, że coś powiedziałem zaczęła zaplatać sobie warkocze. Przewróciłem oczami zirytowany jej ostatnim zachowaniem. Wkurza mnie, że zamiast mi dopiekać zachowuje się tak jakby miała mi wskoczyć w ramiona i się w nie wypłakać. To mnie drażni. To zachowanie jest żałosne i nudne.
- To żałosne. - powiedziała po chwili już swoim normalnym tonem. - Dlaczego mam dać się zabić? - pyta mnie czy mówi sama do siebie. To jest zagadka....
- Właśnie dlaczego ?
- Bo...ja...- za jąkała się, a jej oczy zaszkliły się jak mi się wydawało lecz nie zdążyłem się dokładnie przyjrzeć bo wybiegła z pokoju.
Nigdy jej nie zrozumiem...
CDN....
..................................
( 591 słów) Nareście udało mi się na pisać następny rozdział jej.
Do zobaczenia niedługo.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro