Część 63 Jestem Ciel....
Postanowiłem jednak czuwać. Rzadko się zdarza aby Miki powiedział coś do mnie nie odgrażając się. Ciekawe czy z Wiktorią wszystko porządku. Na pewno nic jej nie jest...Może to sprawdzę? Nie! Niby po co? Prychnąłem pod nosem obserwując lasek otaczający rezydencję.
-Paniczu czy coś się stało?- usłyszałem głos Sebastiana i niemal podskoczyłem.
Przez myśl o tej głupiej dziewczynie nie usłyszałem jak się zbliżył. Chol*ra.
-Nie, wracaj do środka.- wydałem mu rozkaz, a on posłuchał.
W końcu nie miał wyboru. Tak działa pakt. Wytężyłem wzrok i zobaczyłem jakiś ruch głebiej w lesie. Błyskawicznie znalazłem się kilka metrów od tego czegoś. Spojrzałem w pogłębiający się mrok. Miałem już wracać lecz usłyszałem cichy wyskoki śmiech.
-Wyobraź to sobie...Sama....Zostawi ją....Już prawię ją mieliśmy...- wysoki głos sprawiał, że włosy jeżyły mi się na karku. - Czułam jej strach...- coś się zaśmiało lecz dużo głośniej niż przedtem.
-Dawno nie czułem takiej krwi. - mimo iż ten głos nie był taki wysoki jak poprzedni przerażał niewyobrażalnie bardziej. Zacząłem wodzić wzrokiem w poszukiwaniu posiadaczy głosów lecz nie zauważyłem zupełnie nikogo. Tak jakby nie mógł ich zobaczyć, a oni nie zdawali sobie sprawy z mojej obecności. - Sapphirowie bez wątpienia nie wygineli.- zaśmiał się głęboki hipnotyzujący głos. Usłyszałem nieprzyjemne mlaśniecie.- Chcę dziewczynę. CHCĘ ją.
Wzdłuż kręgosłupa przebiegł mi zimny dreszcz. Zacząłem gorączkowo przeszukiwać tą część lasu. Muszę ich znaleźć.
-Co z chłopczykiem? - spytał piskliwy, wyskoki głos możliwe należący do kobiety. - Mogę go?
-Ma ludzką krew. - powiedział przypuszczalnie mężczyzna z dawką obrzydzenia.- Poczekamy co mu się urodzi...Ale dziewczynka tym razem...Będę ją miał. - zaśmiał się. - Szafir często się obraca, ale jedno jest pewne. Jej wiedza będzie moja...
Oni chcą Wiktorię?
-Wykorzystamy chłopaczka?- spytała prawdopodobnie kobieta.
Ten drugi zaśmiał się głośno z wyraźnym politowaniem dla osoby pytającej.
-Zabezpieczyła go.- znów się zaśmiał, a ja rozejrzałem lecz nadal nic nie zobaczyłem.-Widziałem, że ona będzie najlepsza.
-To czemu nie zabezpieczyła i siebie? Jak to w ogóle możliwe?
Zapadła długa cisza.
-Musiała przekonać się na własnej skórze już po fakcie. Jemu nie pozwalała zabijać.- głos wyraźnie spoważniał.- Sama polowała.- nagle znów się zaśmiał. - Jest na tacy i ona to wie!
Zacisnąłem zeby i wskoczyłem na drzewo, aby mieć lepszy widok. Czyżby nie mógł ich zauważyć? Czym są te istoty, że nie mogę ich zobaczyć?
-Jej ojciec nie dał się oszukać co jeśli i ona...- usłyszałem pogardliwe prychnąłem.
-CHCĘ ją, Agadama. Nie..ja jej PRAGNĘ. Od zawszę...
Nie wytrzymałem. Nie wiem dlaczego, ale wściekłem się. Jestem bezsilny, a tuż obok mnie chcę zniszczyć mój kontrakt!
-WYŁAZIĆ!- wrzasnąłem, a głosy umilkły.- JUŻ!!!
Odpowiedziała mi cisza co rozjuszyło mnie jeszcze bardziej. Zamilkłem. Poczekam może jeszcze raz się odezwą. Miałem rację po godzinie może dwóch kilka kilometrów dalej znów usłyszałem te same parszywe głosy.
-Sprzedała duszę?- spytała kobieta, a ja postanowiłem sie tylko przysłuchiwać.
Nie tkną Wiktorii. Zadbam o to.
-Gdyby to zrobiła...- głos zawiesił się na dłuższą chwilę.- Sama stała by się demonem. Nie mogła zawszeć umowy, ponieważ jest kobietą. Od tego młodzika czuję duszę, więc nie wiem skąd tu wziął się demon. Może ocalał z rzezi i przylazł ją zabić.
-Czujesz?- spytał piskliwy głos.
Nagle głosy ucichły czekałem kilka godzin lecz słyszałem tylko pohukiwanie sowy i szum wiatru. Powoli docierał do mnie sens rozmowy tych stworzeń.
Chcą Wiktorię. Bardzo ją chcą.
CDN..
.....................................
(538 słów) Do zobaczenia całuski <3<3<3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro