Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 23 [18+]

Cześć! Dziękuję, że ze mną jesteście! ❤

Widzę każdego, kto pozostawi po sobie drobny ślad w postaci gwiazdki lub komentarza, więc dzięki temu mam możliwość wspomnieć tu i o Was:

Dziękuję Ci serdecznie  Janeczka132219

za ogrom czasu, który spędziłaś z moimi książkami ❤ Nawet nie wiesz, jak wiele ciepła mi dajesz, które przelewa się na II tom, właśnie pisanego, Kurczaka. Dziękuję!


Atmosfera w aucie była nie do wytrzymania. Zwłaszcza, że to nie ja je prowadziłam. Nalegałam na taki stan rzeczy, bo wiedziałam doskonale, że on swój pojazd zna najlepiej i dużo sprawniej, a przede wszystkim szybciej, dostarczy nas do apartamentowca.

Tak też się stało. Problemem było jedynie to, że gdy tylko wjechaliśmy do podziemnego garażu, od razu wpakowałam się na jego kolana.

Pasowało mu to. Bardzo. Nie omieszkał mi soczyście tego wymruczeć pomiędzy jednymi z naszych najgorętszych pocałunków.

— Kto będzie głosem rozsądku? — szepczę tuż przy jego zaognionych ustach.

Ściska materiał mojej sukienki, która podjechała mi zdecydowanie zbyt wysoko, aby przechodzący niedawno sąsiad miał jakiekolwiek wątpliwości co do dynamiki naszego nocnego obściskiwania się w samochodzie.

— Cholera, marchewko. — Jego oczy błyszczą psotliwością i radością jaką czerpie z przedłużania moich wewnętrznych tortur. Z nas dwojga, to zdecydowanie on wykazuje się większym opanowaniem. — Zakurwiście się cieszę, że jesteś niższą kobietą.

Mam ochotę zrobić cokolwiek, aby poczuć jakiś nowy bodziec, ale on nie pozwala mi niczego kontrolować, chociaż (o, ironio!) to ja jestem na górze.

Jestem zdana na niego. Bo nie uśmiecha mi się wysiadanie w samotności, aby wymusić na nim wyjście z auta.

— Dlaczego to? — Usilnie wpatruję się w jego usta, jakby to właśnie tam spoczywała obietnica rozkoszy ostatecznej.

— Bo bez problemów możesz siedzieć mi na kolanach w tak niesprzyjających warunkach. — Omiata wzrokiem niewielką przestrzeń Forda. — Dodatkowym atutem jest również to, że wszystko jest w zasięgu moich rąk — szepcze, drugą ręką ściskając podbicie mojej stopy, które rzeczywiście zmieściły się na siedzeniu. Tuż w okolicy moich pośladków, które niby od niechcenia trąca knykciami.

Przypieram go mocniej do siedzenia i fukam zirytowana:

— Nie odpowiedziałeś na moje pytanie, dowcipnisiu.

— Nie jest mi do śmiechu — mówi, a uśmiech na jego ustach, oczywiście przeczy jego słowom.

— Alexandrze, proszę. — W tonie głosu nawet nie staram się zawrzeć jak piląca jest potrzeba przeniesienia się na górę. Ona jest tam słyszalna nieprzerwanie od podpisania umowy najmu. O czym on doskonale wiedzał.

— Daj mi się nacieszyć tym momentem — oznajmia, ale jakoś tak bez większego przekonania.

— Moment, już minął. Siedzę na tobie już z dobry kwadrans — przypominam. Przytulam się do niego całym ciałem i obejmuję za szyję. — Przecież czuję, że chcesz mnie tak samo, jak ja ciebie. W czym zatem tkwi problem?

Albo właśnie w czym nie tkwi — myślę gorzko.

Jeszcze nigdy nie byłam tak sfrustrowana seksualnie, jak w tym momencie. To pierwsza chwila w moim życiu, gdzie z kompletną świadomością wszystkiego co się zdarzy, chcę się kochać z mężczyzną.

— Dagmarie Moore — moje imię wybrzmiewa jak uderzenie w gong. Odchyla moją twarz na tyle, abym widziała jego napięte oczy. — Jeśli w tej chwili wyjdziemy z tego samochodu, skończy się to w łóżku.

— Boże, proszę, tak — dyszę, lekko się na nim bujając.

— Chryste, kobieto! — syczy wręcz boleśnie i lekko unosi mnie za biodra, aby nasze ciała tam się nie stykały. — Posłuchaj mnie przez chwilę, do kurwy nędzy — jęczy.

— Chcę tego. — Nie daję za wygraną.

— Daggie, musimy omówić granice. Nie chcę zrobić czegoś, czego potem będziesz żałowała, a jestem przekonany, że za chwilę żadne z nas nie będzie zaprzątało sobie głowy racjonalnością.

Wbrew jego sile, opuszczam się na dół, jednak omijam jego newralgiczne strefy, aby dać mu chociaż odrobinę komfortu.

— Nie chcę granic.

— Doprawdy? Przed chwilą pytałaś, które z nas będzie głosem rozsądku. Chciałbym się do tego ustosunkować.

Też chcę się ustosunkować.

Czekaj, że jaki żółw?

— Chodzi ci o moje pierwsze pytanie, gdy pozwoliłeś mi na chwilę oddechu? — dopytuję, marszcząc brwi w skupieniu, bo myśli mi się równie ciężko co po alkoholu.

— Dokładnie, o to.

— Xander — dotykam jego dłoni, którymi ciągle lekko odpycha mnie w tył — to pytanie dotyczyło tego, że zdroworozsądkowo powinniśmy przenieść się na górę, zanim to auto powieli scenariusz z Titanica. — Po sekundowym namyśle dodaję: — I nie mówię o pójściu na dno.

— Zrozumiałem, o co pytałaś. — Całuje moją szyję. Przyciągam jego głowę jeszcze mocniej do siebie, a on zaczyna ssać punkt, który chwilę temu czule pieścił.

Wszystko co robi sprawia tylko, że pragnę go jeszcze bardziej. Wzdycham z rozkoszą, a on pomrukuje widocznie zadowolony z efektów swojej pracy.

Ma niesłychanie sprawne usta.

— Chcę, żebyś wyjebała mnie z łóżka, jeśli czegoś nie będziesz sobie życzyła, rozumiesz? Bez znaczenie co akurat będziemy robić. Gdy powiesz mi „stop" przestanę posuwać się dalej, jasne?

— Czy to znaczy, że wreszcie mnie dotkniesz? — szepczę, gorąca z pragnienia.

Uśmiecha się seksownym, leniwym półuśmieszkiem.

— Jeśli kurewsko dobrze mnie posłuchasz.

— Słucham — wyrzucam łapczywie.

Opiera głowę o zagłówek i spuszcza swój wzrok na moje otwarcie rozłożone uda. Patrzy w samo centrum ich złączenia. Jakby zupełnie nie odczuwał tej ilości napięcia, która prawie rozsadza mnie od środka.

— Wiesz dlaczego nie mogłem od razu iść z tobą do „X & Associates", prawda? — mruczy. — Promieniejesz dziś takim wdziękiem i asertywnością, że pół dnia myślę tylko o tym w jakiej kolejności chciałbym najpierw dać ci przyjemność.

O, Chryste...

— Jednak zapewniam cię, moja słodka marchewko — podnosi wzrok na moją twarz — że nie zrobię ani jednego, pieprzonego ruchu więcej, zanim nie dasz mi dosadnego potwierdzenia, że tę pewność siebie okażesz również w łóżku. Chcę wiedzieć, że zastopujesz mnie, jeśli będziesz czuła taką potrzebę. — Chwyta się zagłówka, który chyba miażdży w uścisku, bo słyszę jak chrzęści. — Bo jeśli to właśnie jest ten dzień, w którym uczynisz mnie swoim kochankiem, to muszę być kurewsko przekonany, że jesteś na tyle gotowa, aby wiedzieć kiedy powiedzieć „nie".

Rozumiem o co mu chodzi. Naprawdę. I to jest równie bolesne co piękne.

— Wtedy nie byłam gotowa — przyznaję coś, o czym chyba nie rozmawialiśmy.

— To prawda — przyznaje delikatnie.

— Tamtej nocy miałam taki rozpiernicz emocjonalny i nie umiałam sobie z nim poradzić. Pojawiłeś się ty i twoja uwaga oraz możliwość oderwania głowy od wszystkiego — wyznaję swoje brudy. — To nie było dobre, dla żadnego z nas. Było zbyt nagłe, intensywne i w zdrowej atmosferze nie powinno się zdarzyć.

Nieznacznie kiwa głową, uważnie śledząc mnie wzrokiem.

— Ale stało się i niczego nie żałowałam. Nadal nie żałuję.

— Obiecałaś, że powiesz „nie" — odpiera smutno. — Wiedziałem jaki możesz mieć zamęt w głowie, jednak sam tego nie przerwałem. A powinienem — podkreśla, a ja dopiero teraz widzę jak bardzo go to gryzło. — Cholera, Daggie, powinienem wtedy przestać. Z nas dwojga, to ja powinienem myśleć trzeźwo.

— Nie dałam ci żadnego znaku do przerwania, a wręcz zupełnie odwrotnie.

— Czasem nie chodzi o żadne znaki, Daggie, a o pierdoloną empatię — mówi głucho. — Zachowałem się jak chuj.

— Nie...

— Nie wybielaj mnie – rozkazuje. — Obiektywnie patrząc, wychujałem cię.

Odrobinę bawi nas dobór jego słów.

Odchylam się na tyle na ile pozwala mi przestrzeń auta i oznajmiam:

— Pozwól mi więc powiedzieć to tak: zmieniłam się, Xander. Po tamtym wydarzeniu jestem bardziej ugruntowana we własnych przekonaniach. Nie chcę się teraz kochać, bo potrzebuję jakiejkolwiek czułości. Chcę się kochać z tobą, dlatego, że każdy centymetr mojego ciała płonie z pożądania do ciebie. — Dotykam bransoletki, której nigdy nie zdjęłam z nadgarstka i przesuwam ją delikatnie wierzchem do góry. — Gdy Godfrey naruszył moją przestrzeń, bardzo jasno zakomunikowałam mu, że sobie tego nie życzę. Tym samym chcę ci dać gwarancję, że jeśli poczuję potrzebę, również dostaniesz taki komunikat.

Alexander Turner wygłodniale się na mnie rzuca.

Ręką chroni moją głowę, gdy uderzam nią w sklepienie sufitu. Moje plecy wciskają się mocno w klakson, powodując oszałamiający hałas.

Alexander Turner ma to w dupie.

Jego wilgotny język rusza na podbój moich kubków smakowych, a jego dłoń... jęczę wprost w jego usta, które połykają każdy mój dźwięk, gdy jego cała dłoń oplata moje łono, płasko dociskając się do łechtaczki. Wypycham biodra ku jeszcze bliższemu spotkaniu z jego ręką, a lepka wilgoć, przebijająca przez materiał koronkowej bielizny i cienkich rajstop, potęguje wszystkie doznania.

Mężczyzna wyciąga dłoń spod mojej głowy, ale nie przerywa pocałunku. Słysząc kliknięcie otwieranych drzwi, szykuję się do wstawania, ale on nadal nie pozwala mi się ruszyć.

Jak chce, żebyśmy wysiedli z auta, jednocześnie z niego nie wysiadając?

No i ten przeklęty klakson! Uszy bolą od tego nieprzerwanego jazgotu. Zwłaszcza, że przy lekko uchylonych drzwiach słyszę go jeszcze wyraźniej!

Xander dociska dłoń do mojej rozognionej łechtaczki, a ja zachłystuję się naszym wspólnym powietrzem. Językiem pieści wnętrze mojej dolnej wargi, a palcami rytmicznie uciska moją kobiecość. Moja wytrzymałość jest na skraju trzymania jej w ryzach.

Jeszcze moment i bezpowrotnie ją utracę. Ruszam biodrami, aby wzmocnić doznania, jednak on nie potrzebuje większej zachęty. Dostosowuje swój rytm do moich ruchów. Rozszerzam swoje nogi tak mocno, na ile pozwala mi siedzenie i od spodu, nieporadnie chwytam się jego kolana, łokieć obija się o kierownicę, ale przeżyję. Podtrzymując się męskiego kolana łatwiej buja mi się miednicą.

Xander wydaje z siebie tak głębokie sapnięcie, że ostatecznie posyła mnie na skraj. Spinam się mocno, aby przedłużyć słodką agonię, która szybko rozlewa się po moim ciele, przynosząc upragnioną ulgę.

Gdy tylko przestaję się ruszać, natychmiast zgarnia mnie na swoją pierś i przytula mnie mocno.

Nic wreszcie nie naciska na klakson.

— Masz dostatecznie zrestartowane uszy?

— Słucham? — chrypię w jego szyję.

— Właśnie nic. Prawidłowo odkarzone — mówi, a potem wyciąga nas z auta. — Spokojniejsza?

Prowadzi nas do windy, jednak ja nie czuję się ani spokojniejsza, ani mniej głodna. Czuję jakbym zjadła apetyczną przystawkę, zaś wizja sycącego dania głównego i pysznego deseru wciąż była w centrum moich rozmyślań.

Całą drogę w górę, piorunuję go takim spojrzeniem, jakim nigdy go jeszcze nie pożerałam. Zaś on — prawie nie oddycha.

Doskonale czuje napięcie.

Tylko czy wie, że właśnie obudził bestię, która po długim letargu przeciąga swoje mięśnie i przywlekając na twarz nowo poznany, koci uśmiech na równi z otwierającymi się drzwiami na dwunastym piętrze, mówi:

— Dotykaj mnie, Alexandrze. Dotykaj mnie tak, jak mężczyzna dotyka swojej kobiety. — Oplatam mocno jego ramię. — A po wszystkim zrób mi zdjęcie. Chcę, żebyś zapamiętał tę chwilę — szepczę.

— Dlaczego sądzisz, że mógłbym zapomnieć? — O dziwo spokojnie podchodzimy do drzwi mieszkania, które jeszcze przez kilka dni będzie do jego dyspozycji.

— Bo pierwszy raz idę do łóżka ze stuprocentową pewnością, że tego chcę. I nie mogę się już doczekać — wyznaję tak odważnie, że nawet mnie samej te słowa wydają się niemal iluzoryczne. — Weź mnie. — Nie proszę. Oznajmiam.

— Czy ty próbujesz mnie uwieść? — pyta, spoglądając na mnie.

Stoimy do siebie bokiem i jakimś cudem, to jeszcze bardziej zagęszcza atmosferę między nami. Xander lewą ręką otwiera drzwi, a one cicho stukają o ścianę, gdy otwierają się na maksymalną szerokość.

Nie ruszamy się.

Kątem oka widzę, jak sunie wzrokiem po moim ciele, ja zaś nie mogę oderwać się od widoku jego twarzy.

To żółwiczasty obraz żywego testosteronu. Delikatny meszek na moich ramionach staje dęba, gdy ociera się o napięte ramię mężczyzny.

Jak zazwyczaj jest ubrany w czerń, która doskonale współgra z jego nadal nasiąkniętą opalenizną, skórą. Moja blada dłoń opleciona na jego ramieniu i pulsująca brązowa szyja w zasięgu jednego pola widzenia, wyglądają jak pieprzony majstersztyk.

Mleko na tle zabielonej kawy. Różnica wzrostu. Mieszające się feromony. Dwie różne anatomie, tak bardzo pragnące ciepła tej drugiej.

Wypuszczam powietrze z sykiem i jęcząc, oplatam jego szyję, podciągając się do pocałunku. Jednak zanim dotknę jego ust, on natychmiast mnie obraca, krzyżuje moje dłonie z tyłu moich pleców a drugą dłoń zamyka na gardle.

— O Boże... — zawodzę, prawie tracąc poczucie władzy w nogach.

Przyciska się do mojej pupy, na której czuję, jak bardzo jest gotowy. Wprowadza nas do mieszkania i z ogromnym hukiem, kopniakiem posyła drzwi na ich miejsce.

— Czy ty masz jakiekolwiek pojęcie jak bardzo chcę cię teraz przelecieć? — cedzi boleśnie powoli.

Nic nie widzę. W mieszkaniu jest ciemno. Nie zapalił światła. Słyszę za to jego świszczący oddech. Gdyby to było możliwe, powiedziałabym, że jego głos jest spocony. Brzmi jakby przeszedł przez fazę plateu i mknął prosto do celu.

— Wiesz ile razy chciałem zawładnąć twoim ciałem i umysłem i roztrzaskać go o perwersyjny poziom rozkoszy?

— Perwersyjny? — piszczę.

Śmieje się. Ale nie jest to radosny śmiech. To śmiech kogoś, kto wie coś, czego nie wyjawił jeszcze przede mną.

Władczo. Xander zaśmiał się totalitarnie władczo.

— Mówiłem marchewko — językiem pieści miejsce za moim uchem — że nie zapraszam dam do swojego łóżka.

— Tylko je pieprzysz? — Wiercę się w jego uścisku, bo drgnięcie jego penisa na moim pośladku, przyprawia mnie o uzmysławiająco bolesny brak kontaktu z miejscem, w którym pragnę go poczuć.

— To nie film z pięćdziesięcioma torebkami letnio zaparzonej herbatki Earl Grey — ironizuje. — Nie rozcieńczaj więc charakteru tego spotkania. — Liże moją szybko pulsującą tętnicę. Tuż obok jego palców. — To nie będzie pieprzenie o przyjemności z bólu. — Poprawia chwyt na moim gardle. Nie uścisk. Chwyt. W żaden sposób nie ogranicza mi powietrza. On jedynie trzyma dłoń na mojej szyi. — To będzie pieprzenie w przyjemności do bólu. Co lubisz, moja mała marchewko?

Przełykam ślinę i głośno dyszę. Wzrok zaczyna mi się wyostrzać. Dostrzegam kontury drzwi po lewej.

— Łóżko. Najpierw chcę się dostać do łóżka — wypluwam.

— Zapraszam — szepcze. Dźga mnie swoim kroczem w pośladki, a ja ruszam z podskoku. Wchodzę do pomieszczenia, ale nie wiem gdzie leży pilot. Xander jednak sprawnie go odnajduje, bo po chwili pokój rozbłyskuje na fioletowo, lecz mężczyzna zmienia kolor dokąd nie dociera do zieleni.

— Załapałeś z tym brakiem czerwonych lampek nad głową — stwierdzam zachwycona. — Naprawdę zrozumiałeś, że dałam ci zielone światło.

Lekko stuka swoim palcem wskazującym w moją krtań.

— Kiedy chcę, to potrafię myśleć rozsądnie.

— Oprócz wydawania pieniędzy.

— Śmiem polemizować. — Dmucha na ucho, na którym jego ślina zdążyła już trochę podeschnąć, niemniej ten gest jest ekscytujący. — Nie chcesz się teraz jednak bawić w ekonomistkę.

— A w co chcę? — pytam, gdy moje kolana dotykają materaca.

— Chuj jeden wie.

Błyskawicznie obraca mnie w swoim kierunku, mocno wbija się w moje usta, a potem odpycha, aż z impetem ląduję plecami na łóżku.

Alexander Turner klęka przede mną. Bezczelnie wsuwa cztery zakrzywione palce za gumkę moich rajstop i jednym ruchem rozrywa je na pół.

— Ugh! — Wierzgam biodrami, gdy nie spuszczając ze mnie wzroku schyla głowę między moje uda.

Palcem wskazującym pociera mnie w najwrażliwszym miejscu, a ja zaciskam nogi po obu stronach jego szyi. Och, nie! Wiem co planuje. Nie wytrzymam tego.

— Myślę, że te zatrzymam jako pamiątkę. — Wspomina bieliznę, przez którą wciąż pociera mnie jednym palcem. Odsuwa ją na bok i wreszcie całą swoją uwagę przenosi na moją kobiecość. Uważnie ją ogląda. Zbyt uważnie. — Ku ścisłości: próbuję zrobić w głowie jebane zdjęcie twojej cipki — oznajmia ochryple. — Mniemam, że mi się to uda.

— Na zasranego żółwia! — przeklinam, jednocześnie czując, jak wypływa ze mnie odrobina nowej wilgoci.

— Zapomnij o zdjęciu — poprawia się. — Ten widok zasługuje na pierdolony film.

— Xander! — niemal piszczę. — Ja nigdy tego nie robiłam.

Od razu podnosi na mnie skupiony wzrok.

— Powtórz.

Dociera do mnie jak mógł to zrozumieć. Dlatego prędko wyjaśniam:

— Nie, to nie tak. Nie jestem dziewicą, ale ja jeszcze nigdy nie robiłam tego. — Podkreślam to słowo, wskazując na jego głowę pomiędzy moimi udami.

Na jego ustach rozlewa się udrapowany pewnością siebie uśmiech.

— Och, tyciu... — oplata ramionami moje uda i rozszerza je mocniej. — Trzeba było tak od razu.


🐢


Ostatnie dni z Xandrem to był istny urlop od życia. Dosłownie. Kochaliśmy się z przerwami na sen, zamówienie posiłku, ewentualne spożycie go w całości i wszystkie sprzeczki.

O rany... Jak ja uwielbiałam się teraz z nim sprzeczać. Wszystko nabierało nowego wymiaru, gdy każde z nas wiedziało, gdzie to wszystko się skończy.

W czasach przed Xandrem uważałam się za niezbyt hojnie obdarzoną kształtem kobietę, teraz jednak — po wszystkim co mi mówił i tym, jak na mnie patrzył — mocno zrewidowałam swoje poglądy. I to w tempie ekspresowym. Niemożliwym jest nie dostrzec swojej kobiecej energii, gdy wybucha jak lawa, pod dotykiem niesamowicie sensualnego i erotycznego mężczyzny.

To, że Alexander Turner był najlepszym kochankiem jakiego kiedykolwiek miałam, nie ulegało wątpliwości. Problemem do dywagacji była raczej kwestia, jak mogłam całe swoje dorosłe życie, przeżyć bez tych emocji. Żadne słowa nie opiszą tego, jak szybko doceniłam życie w jego towarzystwie. Chociaż minął ledwie tydzień, to czułam, jakby ta rzeczywistość trwała miesiącami. Upajałam się każdą sekundą, a apetyt ciągle rósł.

Obracam w dłoniach ramkę ze zdjęciem wszystkich trzech braci, gdy Xander wnosi ostatnie pudło do salonu w mieszkaniu, które od niego wynajmuję.

— Jakim cudem wyszło tego, aż tyle? — pytam, nie odwracając się. — Miałeś dobrze wyposażoną kuchnię, łazienkę i kawałek sypialni. Nie przenosiłeś żadnych mebli, ani bibelotów — wyliczam. — A jednak kartonami zapchałeś cały mój salon. W dodatku masz tyle butów, że spokojnie mógłbyś robić za lokalny sklep branżowy. Po co ci dwie pary takich samych adidasów? — pytam z wyrzutem. — Xander?

Rozglądam się, ale zamiast niego widzę tylko kupkę jego ciuchów rzuconych przed otwartymi drzwiami do łazienki.

O, żółwiku!

Serce zaczyna bić szybciej, gdy podbiegam do krawędzi drzwi. Jezus, możemy znowu...

— Potrzebujesz prywatności, czy to... — zza drzwi wysuwa się tylko jego ramię, a ja od razu wpycham w jego dłoń palce. Wciąga mnie do łazienki jednym ruchem i zamyka w swoim żelaznym uścisku.

Goli się. Na szybko i byle jak.

Och na zapieprzonego żółwika w żółtych kalesonach czy tam inna kurwa jego mać! Przebieram nogami w oczekiwaniu i mocno przytulam go od tyłu, aby nie krępować jego ruchów.

— Xander nie wytrzymam. — W głosie słyszalnie wybrzmiewa bolesna rządza.

Spina mięśnie brzucha, a ja bezczelnie obłapiam go palcami. Są tak twarde, napięte i takie dostępne dla mnie. Idealne.

— Daj mi minutę, Dagmarie — obiecuje bojowniczo.

— Nie musisz się golić. Spokojnie dam radę.

Bezceremonialnie zniżam swoje dłonie i kierując się zmysłem dotyku, odnajduję jego jądra. Bardzo delikatnie je unoszę i pocieram między palcami.

— Daggie, daj mi pieprzone pół minuty — syczy. — Nie chcę znów cię podrapać. — Z bólem odrywam więc swoje dłonie od jego moszny, na co on warczy: — Trzymaj je gdzie chcesz, ale nie waż się nigdy więcej zabrać ich bez mojej zgody. — Odwraca się i bardzo sprawnie zdziera za mnie spodnie. Białą koszulkę zostawia. — Zwłaszcza, gdy trzymasz je na kutasie. Wtedy masz dwa wyjścia. — Podnosi mnie przez próg wanny i opiera o kafelki. Odpala wodę, ale przez to, że pochyla się nade mną, nierozgrzany strumień spływa po jego plecach. — Albo zabierzesz je na wyraźną prośbę albo doprowadzisz mnie do końca. Inaczej będę bardzo wkurwiony. Tak jak teraz.

Sprawnie klęka przede mną, a ja już tracę oddech. Nie potrzebuję potwierdzenia w postaci prawej nogi przerzuconej przez jego ramię, ani języka, który właśnie zlizuje ze mnie jakiekolwiek poczucie wstydu. Gdy tylko zobaczyłam kupkę ubrań na podłodze, już wtedy wiedziałam, że Xander wyciśnie ze mnie najmniejszy pierwiastek przyjemności. Wyzuje mnie do cna.

Bo Alexander Turner pieprzył się jak bóg.

A ja byłam zachłanną wyznawczynią tej wiary.


🐢


Jego czuły pocałunek w czoło dopełnił całości. Zacisnęłam dłonie na tym drobnym, a jednocześnie najważniejszym prezencie, jaki mogłam od niego otrzymać.

— Xander — szepczę, niczym jego osobistą laudę. — Wiem, co to jest.

Znów całuje mnie w czoło i odsuwa się, aby dać mi przestrzeń potrzebną do otworzenia tak intymnego podarunku.

— Więc go otwórz, Dagmarie — prosi miękko.

Obracam w dłoniach czarną okładkę. Z przodu ma wygrawerowane cienkimi, srebrnymi literami moje imię, z tyłu zaś identycznie cienką linią w lewym dolnym rogu, została wygrawerowana mała marchewka oraz cytat:


Dagmarie jest słońcem" — 27.10.2023r.


— Powiedziałeś to gdy byliśmy u twojej mamy — wypowiadam coś, co oboje dobrze wiemy. — I postanowiłeś wygrawerować w moim pamiętniku właśnie to zdanie. Że jestem słońcem. Słońcem, Xander.

Dotykam jego delikatnej skóry na policzku. To taki drobny gest, że dba o jej gładkość, aby przypadkiem znów nie podrapać mnie zarostem, gdy nieustannie niesie mi rozkosz, tymi ustami. Jak widać, robi to również werbalnie.

— Chcę, żeby to słowo od teraz kojarzyło ci się z czymś, co jest dla mnie centralnym punktem w ciągu doby. Chcę, żebyś od teraz zapisywała wszystko to, co pozytywne i skupiała się tylko na tym. To ten pamiętnik ma mieć moc. Żaden inny, rozumiesz?

Kiwam głową, pozwalając spłynąć po policzku drobnej łzie. Mężczyzna wyciera ją kciukiem i scałowuje z własnego palca.

— Ten pamiętnik będzie dla ciebie tym, czym dla mnie są moje zdjęcia.

— Czyli czym właściwie?

— Namacalnym świadectwem drugiej linii. — Chwyta moje palce i zamyka je na swoim przedramieniu. Na tatuażu obrazującym dwie pętle życia. Tą dziedziczoną i tą autodydaktyczną.

— Dziękuję ci.

Otwieram pamiętnik, a ze środka wysypuje się drobna wizytówka. Jej elegancki fason poznaję od razu. Ręce mi drżą, gdy ją odwracam.


„— Od kiedy tak dobrze traktujesz swoich klientów?

— Od kiedy są nimi młode, odważne, szczere, kulturalne i pracowite kobiety z niespotykanie krystalicznym sercem." — 08.12.2023r.


To wręcz boli, że zna mnie na tyle dobrze, że doskonale odgadł, jak bardzo chciałam zapamiętać te słowa jego brata.

— W takim razie, mam coś, co chciałabym umieścić tu jako pierwsze. — Pociągam nieapetycznie nosem i podchodzę do torebki, z której wyciągam złożoną na pół karteczkę od Alexandra. — Od kiedy mi ją dałeś, mam ją zawsze przy sobie. Teraz mam miejsce, aby zapoczątkować nią najpiękniejszy rozdział w moim życiu. Mój rozdział.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro