Rozdział 24
Dzień dobry, Wam wszystkim w ten Wigilijny dzień! Dziś wstawiam rozdział, ponieważ tak wypada w standardowym rozkładzie jazdy (a może jest ktoś, kto właśnie na niego czeka), dlatego pomimo cudownego zwolnienia tempa, biegu codzienności - publikuję go, ale on nie ucieknie. Możecie zajrzeć tu kiedykolwiek będziecie potrzebować.
Kochany Czytelniku, z tego miejsca chcę podziękować Ci za Twój czas. Za każdy moment, w którym przysiadłeś i stwierdziłeś: poczytam. Mam nadzieję, że nie zmarnotrawiłam tego czasu i dałam Ci odrobinę relaksu. I choć nie widzę tutaj każdego z Was - i nie muszę, bo ta historia jest dla Was i to Wy decydujecie, czy chcecie się ze mną podzielić Waszą ujawnioną obecnością ❤ - każdemu chcę życzyć najpiękniejszych Świąt Bożego Narodzenia. Takich, w których będziecie mieć czas dla siebie, aby złapać oddech. Takich, gdzie ciepło rodzinne będzie otulać i koić. Życzę Wam ogromu spokoju w sercu i głowie. Aby te święta były serdeczne i budujące, aby spokojnie, bez napięć, spędzić czas rodzinnie w dokładnie taki sposób, w jaki potrzebujecie. W warunkach wyciągniętych z Waszych marzeń i pragnień. Życzę Wam spokoju, ukojenia, wyciszenia, ciepła i siebie. Przytulcie samych siebie, bo potraficie czynić piękno - chociażby uśmiech na mojej twarzy, gdy widzę kolejną odsłonę tej książki lub gwiazdeczkę, czy komentarz.
Ja od Was czuję, jak pięknie mi życzycie.
Niezmiennie ślę ogromne uściski - tak jak każdego dnia, choć nie mam Wam jak o tym powiedzieć - wdzięczności i najserdeczniej Wam dziękuję, że jesteście, cudownie błyszczące gwiazdki:
superqueen76 Rysia1991 karolina_atras agatka78 ifjvos748 Janeczka132219 WieslawaK JustynaKar1978 - dziękuję za gwiazdki i ogrom wsparcia ❤ Kochacie czytać i to naprawdę czuć. Jeśli wiec mogę gdzieś Was zaprosić, to najmocniej zapraszam Was do
GrupaNOS znajdziecie tam profile utalentowanych Autorek i mnóstwo historii, dla których ja sama przepadłam (m.in. "Pozwól mi Odejść", "Spalona", "Cisza między słowami", "Skandal", "Zakład o Życie") i wiele innych, z którymi będę się jeszcze zapoznawać (np.: w kolejce czeka na mnie Oleńka z biblioteki w "Miłość w bibliotece"), ta grupka to przewspaniałe, piękne osoby o czystych sercach, które piszą tak, że nadają mojemu czytelniczemu światu, zupełnie nową rzeczywistość.
Wszystkiego Najspokojniejszego!
🐢
— To nie był dobry pomysł — mówię przerażona.
— Jak inaczej chcesz poznać ludzi z branży? — Xander całuje mój nadgarstek. — Mówiłem ci już, że wyglądasz oszałamiająco?
— Nie słodź mi — burczę, ale w głębi duszy bardzo dziękuję mu za ten komplement.
— Ja i słodzenie? — Rozszerza swoje kolana, a ja szybko zerkam w lusterku na Chucka, który sprawnie pilotuje auto. Czy to świadczy o mnie źle, skoro wolałabym być tu sama z Xandrem? Staram się nie zaciskać dłoni na pięknej, złotej i niezwykle błyszczącej sukni, która oplata moje ciało jak druga skóra. — Daggie, wyglądasz jak pieprzone marzenie senne. Czy nie udowodniłem ci tego przed wyjściem?
Rumienię się na wspomnienie jego słów. Każde zasługiwało na oddzielny cytat i każde coraz bardziej powodowało, że chciałam zostać w domu, a nie jechać na jakąś galę Oscarów.
— O, malutki żółwiczku... — przymykam oczy, bo nasze auto właśnie mija roziskrzony tłum paparazzi. To bardziej niż stresujące. — Może pójdziesz jednak sam, co? Ja zostanę w aucie. Albo się przebiorę w ciuchy z jakiegoś marketu i pójdziemy z Chuckiem do kina. Nie leci w nim przypadkiem coś twojego? — Chwytam się każdej znienawidzonej deski w mentalnym, drewnianym siedzeniu.
Xander zagarnia moje palce i pocieszająco splata je ze swoimi.
— Potrzebujesz poznać środowisko, Daggie. Będąc ze mną, prędzej czy później i tak do niego przenikniesz. Dlaczego więc nie zrobić tego na własnych zasadach?
Ma rację. Rozmawialiśmy o tym. Zwłaszcza, że nie raz brakowało zaledwie ułamka kadru, aby obecność Xandra pojawiła się na moich mediach społecznościowych.
Dopiero dwa miesiące temu zaczęłam wywiązywać się z warunków nieobowiązującej już wtedy umowy i założyłam kulinarne kanały na serwisach społecznościowych. Najpierw gotowałam potrawy, dobrze się przy tym bawiąc, a później jedliśmy je wspólnie — ja na wizji, a Xander odrobinę poza kadrem. Co dziwne, filmiki na youtube cieszyły się największą ilością odtworzeń właśnie w segmencie spożywania posiłków. Może nie byłam czołową youtuberką, ale jak na swoje możliwości uważałam, że niecałe dwadzieścia tysięcy subskrybentów w dwa miesiące, to był nie lada wyczyn.
Wciąż gotowałam i to dla ukochanej osoby, a że przy okazji nagrywałam filmiki do internetu, miałam dodatkową pamiątkę z naszego życia.
Xander nabijał też niezłe ilości wyświetleń, bo w większości wolnych chwil, lubił po prostu ponownie patrzeć jak gotuję. To go relaksowało. Podobno.
— Wiem, że to coś co musiało nadejść prędzej czy później. Ale miałam nadzieję, że to później będzie jednak później — krzywię się.
— Oscary to najlepsza impreza. — No z pewnością. Największe wydarzenie filmowego światka artystycznego jest świetną okazją do przedstawienia swojej dziewczyny. — Wierz mi. Ludzie zachowują na nich pewne pozory kultury. Poza tym to dobry pretekst, żeby zacząć zwiedzać. Myślałem, że podobał ci się ocean?
Och, byłam nim szczerze zachwycona! Xander obiecał, że nauczy mnie wakeboardingu. To co on wyczyniał na tej desce, zapierało mi dech w piersi. Był wtedy tak radosny, że zdecydowanie chciałabym, abyśmy częściej korzystali ze sportów wodnych.
— Nie mogę doczekać się zdjęć do twojego nowego filmu — gładko zmieniam temat.
Mój mężczyzna dostał angaż w wielkiej produkcji filmowej, opartej na sadze fantasy bardzo znanego autora. W dodatku grał najważniejszą z sześciu głównych postaci. To duże osiągnięcie.
— Ciekawe dlaczego — mruczy wprost do mojego ucha. — Czyżby ktoś chciał mnie zobaczyć jak wytatuowany niewolnik staje się wojownikiem i przy okazji lata i strzela piorunami?
— Burzowym Światłem — poprawiam go automatycznie. — Nie wierzę, że przyjąłeś tę rolę czytając tylko scenariusz, gdy masz do dyspozycji cztery opasłe tomy i dwie nowelki — wzdycham. — W dodatku to mój ulubiony autor piszący fantastykę. Jestem doprawdy zawiedziona.
— Opowiesz mi wszystko ze szczegółami — mamrocze, całując moje ramię. — I ze szczegółami szczegółów.
Wywracam oczami. Jeśli chciał odwrócić moją uwagę, to zrobił to z sukcesem.
— Nie widziałam cię jeszcze w tak dobrze skrojonym garniturze.
— Nie prawda, marchewko. — Znacząco do mnie mruga.
Natychmiast płonę i nerwowo zaciskam dłonie na drobnej torebce.
Faktycznie. Raz ubrał dla mnie garnitur i próbował odegrać angielskiego dżentelmena, ale moje działania sprawiły, że szybko wyszedł z tej roli.
— Dojeżdżamy. Jest zupa z ludzi. Uważajcie tam na siebie, co?
Xander wychyla się lekko do przodu i przyjaźnie klepie Chucka po ramieniu. Zaraz jednak poświęca mi znów całą swoją uwagę.
— Chcesz jeszcze o coś zapytać?
— Nie — zaprzeczam. — Opowiadałeś mi o wszystkim kilkanaście razy, gdy miałam małe ataki paniki. Jestem nastawiona na dziki tłum, ocieranie się o swoich idoli, oślepiający blask fleszy i wrzaski fotoreporterów.
— A więc zaczynamy — mówi i wyskakuje z auta, gdy tylko samochód się zatrzymuje.
Jego ciało jest jedynym, co odgradza mnie od nagłego harmidru powstałego za jego plecami. Ludzie coś krzyczą, ale jest to tak zlepiona jatka wielu głosów, że nie da się rozróżnić żadnych słów. Są jak kolonie mew, które przybyły na brzeg oceanu, gdzie atakowały każdy skrawek nadarzającego się pokarmu. Ale w tym całym zamieszaniu, spokój z jakim Alexander czeka z wyciągniętą dłonią, staje się moją kotwicą. On nie chce, żebym w całym tym przepięknie złocistym anturażu była jego świecidełkiem. Chciał jedynie abym była częścią jego zawodowego świata. I jeśli taka właśnie jest specyfika jego pracy, muszę za nią nadążyć. Dla niego.
Chwytam jego dłoń i razem toniemy w tej bajkowej bańce w wieczorną niedzielę rozdania najważniejszych nagród branżowych.
🐢
— To Angelina Jolie — szepczę. Bardzo staram się nie wskazywać wszystkich po kolei palcem. — A tam Meryl Streep i Kevin Costner!
— Chcesz, żebym cię przedstawił? — pyta.
Patrzę na niego, jednocześnie mentalnie gubiąc szczękę.
— Znasz ich?
Śmieje się cicho.
— Oczywiście nie wszystkich. Ale Kevina akurat tak. Możemy podejść jeśli bardzo chcesz.
— Xander... — Bezkresne uwielbienie oblepia moje struny głosowe.
— Wreszcie znalazłaś jakieś plusy umawiania się z gorącym aktorem?
— BOŻE! — jęczę w największej ekstazie. Uważnie śledzę dwie osoby, które zmierzają coraz bliżej naszych siedzeń. — Zamień się ze mną miejscem — rozkazuję.
— One są podpisane — marszczy brwi.
— Xander, natychmiast! — piszczę.
Nieporadnie rzucam się do kartek przyklejonych na naszych siedzeniach i zamieniam kolejnością jego nazwisko z moją kartką osoby towarzyskiej, a potem wciskam mu się na kolana.
— Jeśli to ma mnie zmusić do zmiany miejsca, to musisz się postarać bardziej.
— Xander, to nie jest zabawne! — Patrzę na kartkę obok i nieomal nie płaczę z radości. — To ja chcę siedzieć koło Matta Damona. Natychmiast zwalniaj to miejsce.
— Dagmarie, to nieprzypadkowe, że posadzili mnie koło mężczyzny i drugiego aktora. Stwarza to bardziej komfortowe warunki kobietom i nie rozumiem co to jedno krzesło miałoby zmienić. Z nim również możemy później porozmawiać... — Kładę mu palec na usta i bezceremonialnie przerywam, bo Matt Damon z żoną rozmawia jeszcze z Benem Affleckiem, co kupuje mi odrobinę potrzebnego czasu.
— Kupię sobie kilka zestawów tej drogiej bielizny, która tak bardzo ci się podobała i przysięgam, że będę w niej chodzić.
— Szlag — szczeka krótko. Wstaje niemal równie sprawnie. A gdy już na spokojnie zamieniamy się miejscami, przeczesuje swoje włosy, bezpowrotnie psuje fryzurę nad którą pracował wynajęty przez niego beauty squad. — Tę brązową, również? — pyta, jakby miał w gardle jakąś zalegającą gulę.
— Jaką będziesz chciał — odpowiadam, nawet na niego nie patrząc, bo właśnie podchodzi do mnie Matt.
— Dzień dobry, jak się macie? — wita się kulturalnie, a ja przypominam sobie scenę z Marsjanina i przebój Donny Summer Hot Stuff.
🐢
Wchodzę do łazienki tak szczęśliwa uczestnictwem w tak śmiesznej i dotychczas odległej gali, że dostaję jakiegoś głupiego tiku nerwowego. W lustrze od razu widzę, że makijaż trzyma się nieźle, ale to nic. Ważniejsze są oczy. Błyszczą jakimś nieopisanym szczęściem.
Dzięki Xandrowi bawiłam się wyśmienicie. Sprawił, że dałam namówić się na słynne after party, dzięki czemu przeżyłam prawie niemożliwe do spełnienia doświadczenie.
Nie twierdzę, że przepadam za zdjęciami, udawaną sławą czy blichtrem, ale rozmowa z wieloma osobami, które kojarzę tylko z ekranu, była czymś tak surrealistycznym, że wręcz magicznym.
Kto by spodziewał się, że Matt Damon z żoną to takie ciepłe osoby? Podobało mi się również to, jak zażarcie pilnowali swojej prywatności i czegoś, co nazwałabym „rodzinną ciszą". Jennifer Lawrence żartowała ze mną jakbyśmy były zwykłymi koleżankami, a Roberto Begnini gdy usłyszał, jak skomentowałam tłustą pizzę (nazwałam ją po prostu amerykańskim trójkątem z serem cheddar), potwierdził, że prawdziwa, to tylko ta według neapolitańskich receptur.
Z tą radosną miną zamykam się w kabinie. Podwijanie sukienki do góry zajmuje mi chyba wieczność, jednak udaje mi się ją podnieść na tyle, aby bezpiecznie przykucnąć nad muszlą klozetową.
Dźwięk otwieranych drzwi stopuje mój strumień moczu.
— To katastrofa! — krzyczy głos, który skądś znam. — Stephanie ja nie dam rady zrobić ani kroku więcej. Musisz przynieść mi te beżowe adidasy na podwyższonej podeszwie. Pod długą sukienką nic nie będzie widać. — Następuje chwila przerwy, a ja zastanawiam się jak długo potrafię powstrzymać się od zdekonspirowania swojej obecności. Może minutę wytrzymam. — Czekam w damskiej toalecie. Pospiesz się.
Następuje jakieś stęknięcie i chwilowa cisza.
I co teraz? Siedzę w przysiadzie nad toaletą, mocno wstrzymując napierający na cewkę strumień, zastanawiając się jak nie skompromitować się przed Kim Kardashian, która znajduje się w toalecie.
Sycząca woda lecąca z kranu pozwala mi wreszcie załatwić do końca swoją potrzebę. Gdy uporałam się już ze złotą sukienką, chrząkam bardzo głośno kilka razy i wychodzę z kabiny.
Naprzeciwko mnie, na blacie z umywalkami siedzi bardzo znana celebrytka, której stopy zażywają relaksującej kąpieli w jednej z umywalek.
— Przepiękna kreacja. Pasuje ci ta czerwień. Podkreśla twoją orientalną urodę i dodaje jej trójwymiarowości — mówię, starając się brzmieć najnormalniej w świecie. Szybko myję dłonie i zastanawiam się, jak bardzo ona chce mnie teraz zamordować.
Bo chyba chce, prawda?
— Dodaje mi trójwymiarowości. — Marszczy niemarszczące się czoło w głębokim skupieniu i jeszcze raz powoli smakuje te słowa: — Dodaje mi trójwymiarowości. Trójkąt... Umysł, ciało i duch. Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Ojciec, syn i Duch Święty. Trzy to idealna liczba, prawda?
— Chyba tak? — bardziej pytam niż stwierdzam, bo co wspólnego ma trójka z trójwymiarowością?
— 3K to nowa definicja trójwymiarowości — wymawia, przeciągając samogłoski i czyniąc jakiś znak dłońmi. Namaszcza nas, czy jak? — Nie masz 3K? Jesteś płaski. — Kiwa głową, patrząc na mnie z uznaniem. — Podoba mi się. Właśnie wymyśliłam nową nazwę i hasło reklamowe dla mojej marki. Idealna nazwa, bo tworzymy ją z moją mamą i Khloe. Jestem Kim — oznajmia i to faktycznie mówi wszystko.
— Dagmarie Moore.
Mierzy mnie spojrzeniem sprawdzającym każdy detal mojej prezencji.
— Rodzina Demi?
— Och, nie! Nie jestem z branży. Jestem dziewczyną Alexandra Turnera. Właściwie to był najpierw moim szefem, ale teraz jesteśmy parą. Ale nadal dla niego gotuję i wynajmuję jego mieszkanie. Jesteśmy ze sobą...
— Szzz... — ucisza mnie palcem. — Kotku, nie trzeba tyle mówić. Zwłaszcza w takim środowisku. W jednej z kabin może być chociażby podsłuch — mlaszcze zdegustowana.
Zakręca wodę i delikatnie wyciera stopy ręcznikiem papierowym. Zauważam, że ma bardzo spuchnięte nogi. Albo są tak bardzo poodciskane od sandałków, bo ich ślady są idealnie odwzorowane na każdej z jej nóg.
— Czekasz na ratunek, tak?
— Dokładnie. Moja asystentka przyniesie mi jakieś buty.
— I nie dasz rady dojść do auta o własnych siłach?
— Życie mi jeszcze miłe.
— Możemy poprosić Xandra o pomoc. — Wytrzeszcza na mnie oczy, więc od razu dodaję: — Czeka na mnie gdzieś za drzwiami. Na pewno mógłby cię zanieść.
Lekko czka. Chyba nerwowo.
— Chciałabym się stąd ewakuować, wierz mi, ale jeśli wyniesie mnie jakiś mężczyzna, artykuły o moim nowym związku będą pojawiać się aż do wczesnego lata. Nie będę tworzyła niepotrzebnej pożywki dla tych hien. Ale dziękuję za pomoc z nazwą — uśmiecha się zdawkowo.
Otwiera telefon, a jej długie paznokcie cicho stukają w ekran.
— A jak wiele byłabyś w stanie zrobić, żeby wyjść z tej toalety szybko i o własnych nogach?
Spogląda na mnie z zaciekawieniem.
🐢
Gdy Xander mnie zauważa, ma minę kompletnie zbitego z pantałyku, człowieka.
— Coś ty zrobiła?
— Mmm? — Przytulam się do niego i lekko całuję go w usta, bo już się zbieramy. Nawet jeśli lekko rozmaże mi się szminka, nikogo nie będzie to interesowało.
— Kim Kardashian właśnie powiedziała mi, że jesteś nowym ideałem samowystarczalnej kobiety i chciałaby mieć cię w swoim teamie. I co lepsze: ona mówiła zupełnie poważnie. — Muska kciukiem, spoczywające na moim karku, zapięcie drobnego naszyjnika. — Dostałaś właśnie bardzo intratną propozycję pracy. W toalecie — szczerzy się sugestywnie.
Trzepię go lekko w pierś.
— Którą odrzuciłam. Zresztą coś ty taki czepialski? Nasze spotkanie biznesowe przeprowadziłeś w kuchni z kompletnie nagim torsem — przypominam mu usłużnie.
— Co zrobiłaś, marchewko? — Pochyla się, lekko odgradzając mnie od tłumu ludzi czekających w kolejce do toalety.
— Obtarły ją buty i potrzebowała jakoś dojść do auta. Sam wiesz, że to spory kawałek drogi, bo kompleks jest długi.
— Tak... — tonem zachęca mnie do kontynuowania.
— No więc, ona sama ma otwarty umysł i jest bardzo przebojową kobietą. — Otwieram drobną torebkę i pokazuję mu jej zawartość. Sapie z wrażenia. — No więc dałam jej dwie prezerwatywy — szepczę. — Założyła je na stopy, co zminimalizowało tarcie. No i mam nadzieję, że jakoś dojdzie do tego samochodu.
— Ja pierdolę — jęczy, przyciskając swoje czoło do mojego. — Wzięłaś kilkanaście prezerwatyw na jebane Oskary? — pyta, ledwo słyszalnym głosem.
— Widzisz! Przydały się — marudzę. — Zresztą właśnie sam nazwałeś je jebanymi, a ja wolę być przygotowana... Xander! — piszczę, bo on dosłownie rósł na moich oczach.
— Powiedz, że możemy już iść — cedzi. — Powiedz, że nie chcesz już z nikim rozmawiać a już z pewnością wyciągać z opresji. Błagam, powiedz to kurwa, bo jeśli nie... tegoroczna gala skończy się skandalem — gromi.
— Och... — wzdycham. Mrowi mnie każdy nerw w moim ciele. — Zabierz mnie do hotelu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro