Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

ᴠɪɪ. ᴘᴏᴅᴇᴊʀᴢᴇɴɪᴀ ᴘᴏᴄᴢąᴛᴋɪᴇᴍ ᴡꜱᴢʏꜱᴛᴋɪᴇɢᴏ

Wszystko jest, jak należy, a ten stan rzeczy raczej nie zamierza ulec, zbyt szybkiej, zmianie. Jotuni nadal żyją w błogiej świadomości rychłego zwycięstwa nad armią Odyna, które zakończy się zdradą Oszusta. W końcu skrupulatnie ułożony plan zakłada dojście do celu po trupach, może część jest przypadkowa, ale czego się nie robi dla tryumfu. Przecież o to chodzi w całej tej zabawie. Potrzebuje skutecznej dywersji, a jednocześnie gruntownego zabezpieczenia, gdyby na skutek pewnych, przykrych zbiegów okoliczności Plan A miałby nie wypalić. Teraz jedyne, nad czym się zastanawia, to czy wykorzystując Lodowych Olbrzymów i zabijając ich wielkiego wodza, zyska uznanie swojego ludu, przyszłych sług, którzy z pokłonem będą mu dziękować za zbawienny ratunek.

Pozostaje do rozważenia tylko jedna, zasadniczo najważniejsza kwestia, która zwie się Odynem. Przeklęte imię Wszechojca wciąż zaprząta umysł młodego księcia, który swoje serce zaprzedał intrydze. Poślubił kłamstwo, aby móc spełnić ambicje. Na swoich bladych dłoniach nosi piętno mordercy, krew niewinnego człowieka, którego zabił. W imię czego? Obsesji, która powoli wyżera jego gorejącą duszę zupełnie jak pasożyt, którego nie da się pozbyć. Zemsty, za wszystkie dni, kiedy żył w nadziei, że to jemu przypadnie zasiąść na asgardzkim tronie.

Jego sumienie wciąż powtarza, że przecież okazuje tak bardzo pożądane miłosierdzie. Skrócił cierpienie człowieka, którego dalszy żywot uważał za bezcelowy. Miłosiernie zostawił jego martwe ciało, aby później wymazać starszego Midgardczyka z pamięci innych. Drobne zaklęcie, które ćwiczył na bracie, gdy nocą podbierał należącą do niego broń, żeby rzucić na nią urok, w końcu znalazło swoje wykorzystanie.

Wszystko idzie jak z płatka, a bożek nie musi się niczym martwić na zapas. Gdyby nie jeden drobny szczegół, zaprzątający jego myśli. Ciemnooka kobieta, która nie dość, że pojawiła się znikąd, na dodatek uniknęła wpływu działania zaklęcia dúkkur*. Niepojęte, aby mag pokroju Lokiego, nie był w stanie poradzić sobie z marną Midgardką.

Cichy stukot jego ciężkich butów zwiastuje obecność księcia w pałacu. Postać wysokiego mężczyzny odbija się w lśniącej posadzce z drogocennej płyty. Zielone szaty zdają przyciągać do siebie złoto ścian, które pozostaje na ubraniu w postaci nietuzinkowych zdobień. Staje przed wysokimi drzwiami, na których wyryto rzemieślniczym dłutem kręte pędy kwiatów, a pośród nich zdobniczy bluszcz, który pląta w sidłach osłupienia zagubionego boga.

Myśli nad kolejnym kłamstwem. Tym razem oszuka osobę, której życie jest dla niego wszystkim. Matczyna miłość jest w stanie wybaczyć wszystko, ale kolejne kłamstwo tak łatwo może ją zgubić. Utracić na zawsze, a wszystko przez słowo warte więcej niż złoto.

– Cieszę się, że cię widzę Loki. – Kobieta uśmiecha się, gdy tylko się pojawia. – Możesz odejść, Simio.

Mężczyzna przez moment obserwuje, jak służka matki posłusznie opuszcza komnatę. Dosłownie na moment zatrzymuje wzrok na pełnych ustach młodej kobiety.

– Chciałaś mnie widzieć, matko – mówi, odwracając spojrzenie od zamkniętych drzwi, za którymi jeszcze sekundę temu zniknęła niewinna istota.

– Doszły mnie słuchy, że ostatnio opuściłeś Asgard. – Frigga siada na łożu. Klepie miejsce obok siebie, dając znać młodemu księciu, aby usiadł.

Przełyka nerwowo ślinę. Stawia kilka kroków, a z każdym kolejnym pragnie coraz bardziej zamienić się w mús* i uciec, by tylko nie musieć kłamać w błękitne oczy matki.

– Co się dzieje Loki? – Matczynym gestem odgarnia zabłąkany włos z jego czoła. – Heimdall wspominał...

Czego mógł się spodziewać? Że przyłapały go na potajemnym wymykaniu się przypadkowe osoby? Tylko jak skoro za każdym razem znikał w swojej komnacie i tylko raz skorzystał z ukrytego przejścia na granicy królestwa. Przeklęty strażnik o jasnym spojrzeniu, który śledzi każdą istotę we wszechświecie.

– Dobrze wiesz, że Heimdall nie jest ojcem. Myli się częściej niż on.

– Nie lekceważ poczciwego strażnika – upomina syna. – Pamiętaj, że swoim wzrokiem ogarnia cały wszechświat.

Przewraca poirytowany oczyma. Strażnik Bifrostu przyprawia młodego boga o niewyobrażalny zawrót głowy. Jako jedyna osoba zajmuje szczyt listy osób zagrażających sprawie. Jest jak natrętna sprzedawczyni, która próbuje wyciągnąć od kogoś informacje. Tylko że mężczyzna nie musi do tego używać mowy. Wystarczy, że spojrzy w nieodgadnioną przestrzeń gwiazd, by odpowiedzieć, kto atakuje krainę z lewej flanki oraz kto z kim kolaboruje. Ale przezorny zawsze ubezpieczony, a magia potrafi więcej, niż komukolwiek może się wydawać.

– Więc co się dzieje, synu? – Loki wpatruje się nieustannie w podłogę, tymczasem kobieta nachyla się ku niemu.

– Interesuje mnie jedna roślina, która przy użyciu odpowiedniego zaklęcia zyskuje właściwości leczniczych – mówi bez zająknięcia, obdarzając Frigg pojedynczym spojrzeniem.

Gorszym kłamstwem byłoby, gdyby powiedział, że martwi się o Thora. W głębi duszy pragnie, żeby odpowiedni szpieg wrogich sił zrobił to, co do niego należy.

– Odyn uzna twoje słowa za podejrzane. – Zbyt dobrze zna swojego syna, by nie zauważyć drobnych oszustw. Jaka szkoda, że wciąż pozostaje ślepa na jego zdradzieckie knowania. – Nie chodzi wcale o roślinę, prawda Loki? – Bierze jego twarz w dłonie, aby móc spojrzeć w zielone oczy. Przez moment zdradzają zaskoczenie, ale maska obojętności chowa jakiekolwiek uczucie, które tli się w jego wnętrzu.

Kto by pomyślał, że królowej uda się rozszyfrować jego kłamstwo. Zaciska usta w wąską linię i nie ma odwagi, by ponownie skłamać w szlachetny błękit oczu Frigg. Jego usta opuszcza krótkie i równie ciche – Nie. Pragnie zapaść się w podziemne czeluście pałacu albo znów zagrać z bratem w Na pomoc. To byłaby dla niego najlepsza kara.

– Czy jakiekolwiek moje zachowanie, odbiegające od normy, będzie w tym pałacu postrzegane jako dziwne? – odpowiada pytaniem. Jedyne co w tej chwili słyszy, to śmiech matki. W końcu o to mu chodziło, prawda?

– Oh Loki. Nawet nie wiesz, kiedy się z tobą droczę. Przynajmniej mam świadomość, że w pałacu czujesz się osaczony, ale musisz zrozumieć Odyna i jego serie nakazów. – Troskliwie głaszcze go po głowie. Tak bardzo pragnie zachować swojego syna przy sobie. – Na głowie ma wojnę i przyszłą koronację twojego brata. Mam nadzieję, że ta ostatnia rzecz was nie poróżni.

Znowu temat schodzi na cudowne dziecko. Czasami żałuje, że wysłał naprzeciw niemu węże. Jak mógł być tak głupi. Przecież Thor swego czasu uwielbiał te stworzenia.

Ktoś mógłby pomyśleć, że Loki jako bożek kłamstw sam wykształcił sobie zdolności oszusta. Szkoda, że osoby go otaczające wciąż nie zdradziły mu pochodzenia jego krwi. Cóż umięśniona blondynka przesadnie kocha swojego młodszego braciszka, a poza tym jest głupia. Praktycznie nic nie wie. Natomiast kochająca Frigga chce dla czarnowłosego dobrze, dlatego oszczędza mu prawdy, która znacznie ochłodziłaby jej stosunki z przybranym synem. Co się tyczy Odyna, ma swoje wojenne trofeum, które jest równoznaczne z przypieczętowaniem pokoju, a najważniejsze jest to, że sam zainteresowany żyje w błogiej niewiedzy, przywłaszczając sobie tytuł syna Odyna.

– Chodź ze mną do ogrodu. Odkąd wyjechał Thor, a ojciec zajmuje się wojną zdalnie, czuję się strasznie samotna. – Wstaje, od razu kierując się do drzwi komnaty. – Byłabym zapomniała. Przywieziono księgi z zaklęciami, o które prosiłeś. Wolałabym jednak, by część tytułów była znana tylko tobie. – Dodaje, odwracając się do syna.

Loki nie mając wyboru rusza w ślad za matką. Ma szansę poczuć się jak kiedyś, gdy jeszcze nie dostrzegał różnic, jakie dzielą go z bratem. Asgard był przecież wszechświatem, który pragnął poznać, zgłębić wiedzę na każdy możliwy temat. By w końcu dowiedzieć się jaka magia wpływała na pałacową piekarnię, że do pieca wkładana była papka, a wyciągany chleb.

Jak się później okazało, nie było żadnej magii, tylko rozczarowanie i brutalna rzeczywistość. Podobnie zmienił się świat w oczach młodego księcia. Kiedyś rajskie miejsce, teraz walka o władzę, tron i poszanowanie ludu. Tylko sprytniejszy jest w stanie zwyciężyć.

Dlatego nie chce martwić swojej kochającej matki. Nie mówi jej o wielu rzeczach, dla jej dobra, by uchronić ją przed wściekłością rozpaloną wewnątrz serca. Dlatego pomija kwestie tłumaczenia się z kilku zakazanych tytułów książek. Również z tego względu nigdy nie zdradza, gdzie tamtej nocy podziała się ukochana służka Frigg – Simia. A gdyby ściany potrafiły również mówić, z pewnością te należące do komnaty Lokiego znałyby odpowiedź.

Każdy miesiąc przez kilka dni jest dla kobiet istnym przekleństwem. Ta zasada również nie omija Elen, która po całym dniu spędzonym na nogach w końcu może okryć się kocem, zrobić malinową herbatę i konać w męczarniach.

Nie dotykała czarnej skrzynki, która stojąc między regałem z książkami a prowizorycznym wieszakiem, zdążyła się schować pod stertą poduszek i ubrań. Ciekawskie spojrzenie, co jakiś czas, wędruje w stronę przedmiotu, ale zawsze znajdzie się coś, co skutecznie rozproszy myśli dziewczyny.

Jakiekolwiek próby zapomnienia o przedmiocie albo wmówienia sobie, że on wcale nie istnieje, spaliły na panewce. Za każdym razem, gdy wkłada do swojej ulubionej torebki rękę, napotyka owinięty szmatą sztylet, którego nie zdążyła wyciągnąć, nim wyszła do pracy. Przysięga sobie, że gdy tylko nadarzy się okazja, ukatrupi swoją najdroższą przyjaciółkę, za ciąganie po dziwnych miejscówkach, a następnie zabije własne Sumienie, które ewidentnie stara się podburzyć ją do działania.

Jak na złość zawierusza się jej nowy pliczek z japońskim sudoku, który kupiła kilka dni wcześniej, w nadziei, że po ciężkim dniu z dodatkiem bólu podbrzusza w końcu będzie mogła się odprężyć. Wszystko przeciwko niej. Nawet ołówek zmówił się z gazetką i wsiąkł jak w kamforę. Jest zła, a poirytowanie wciąż wzrasta.

Opada bezsilnie na wersalkę i pragnie zniknąć. Nie mieć problemów. Nie myśleć o jutrze, zapłaconych podatkach oraz zjawiskach paranormalnych, jakie ostatnio goszczą w jej życiu. Dlaczego jeszcze nie zgłosiła się do pogromców duchów? Pewnie dlatego, że jej racjonalna cząstka myślenia wmawia jej, że to wszystko ze zmęczenia, a czarna skrzynka to tak naprawdę jej nowe siedzisko w przedpokoju.

Wypuszcza ze świstem powietrze, wciąż wpatrując się w nieskazitelnie biały sufit. Okrywa się szczelniej miękkim kocem. Znowu to robi. Wędruje myślami do ciemnych zdobień na tajemniczym przedmiocie. Miała dać sobie spokój z jakimkolwiek bawieniem się w detektywa, a tymczasem cichy jęk niezadowolenia opuszcza jej usta i niby z własnej woli, niby z przymuszenia zsuwa się z wygodnego mebla i idzie po kuszącą rzecz.

– Będziesz tego żałować – mamrocze do siebie.

Robi miejsce na niskim stoliczku, aby odłożyć ciężkie pudło, a sama siada tuż przed nim na miękkim dywanie. Jeszcze tylko raz z poirytowaniem wstaje, by wyciągnąć z torebki prowizoryczny otwieracz.

Obita w skórę rękojeść ciąży w jej dłoni, nie przeszkadza jej to jednak w napawaniu się misterną pracą, jaką włożono w wykonanie przedmiotu. Z pewnością należał do jednego z ważniejszych dygnitarzy. Ewentualnie skrytobójcy, który posługiwał się tego rodzaju bronią.

Jedynym skarbem, jaki znajduje się wewnątrz pudła, jest wiedza, jaką zawierają liczne książki. Przygląda się każdej z nich i nie może się nadziwić, że wszystkie krążą wokół jednego tematu. Wierzenia i mity ludów skandynawskich obite w unikatową, skórzaną oprawę stanowią niewielki element starego zbioru. Magia zawarta w runach i jej mocno pożółkłe strony zdradzają potencjalny wiek zbioru. Kaligraficzne pismo niczym z pierwszej Biblii przepisywanej przez benedyktynów oraz charakterystyczny zapach starości, jaki unosi się w antykwariacie, poświadcza o wartości kolekcji profesora.

Tylko po co to wszystko? Elen głowi się, gdy obok niej powoli rosną stosy kilkuset letnich ksiąg, których tytuły zdecydowanie nie znajdują się w żadnej z baz danych, a tym bardziej archiwalnych bibliotek. Trochę dłużej zatrzymuje w dłoniach Midgard i sekrety reszty światów. Osobliwy tytuł równie dziwacznej treści. Nie dziwota, że średniowiecze słynęło z palenia czarowników, jeżeli czytano takie pozycje.

Na dnie wyściełanym brudnozieloną, lnianą płachtą leży obszerny zeszyt. Pożółkły, zapomniany, a na ciemnej okładce wklęsły podpis Richard Malkin. Elen przełyka ślinę. Trzyma pamiętnik, osobiste myśli, wszystkie tajemnice swojego ukochanego profesora.

Na pierwszej stronie znajduje się pokrzepiająca sentencja, a całość zaczyna nic nieznaczącą datą 1972. Drobne wpisy opisujące życie studenckie i pierwsze miłości nie zaskarbiają sobie jej uwagi, wertuje dalej, aż natrafia na jedną datę, przy której się zatrzymuje.

4 marca 1974

Kto by pomyślał, że ugrzęznę w norweskiej wsi w starym kościele. Nie pisałem się na zabawę w archeologa ani poszukiwacza skarbów. Ostatecznie obiecałem pomóc w tym projekcie. Ja i moje głupie nadzieje. Przeklinam serce.

6 marca 1974
Rota zachowuje się coraz dziwniej. Gdy zapytałem ją, czego szukamy, zbyła mnie błahą wymówką. Czuję, że czegoś mi nie mówi. Wykopaliska w kościele nadal trwają. Nie wiem, ile jeszcze spędzę tu czasu. Wczoraj zaginęło kilka łopat. Pewnie mieszkańców drażni długość trwania prac.  Przeklinam siebie.

7 marca 1974
Świat nauki oszaleje, a ja muszę podziękować Rocie za to, że mnie tu sprowadziła. Nikt by się nie spodziewał, że w zapomnianej świątyni znajdują się złote drzwi. Wokół naszych stanowisk krąży podejrzany starzec z przepaską na oku. Ewidentnie czegoś szuka. Przeklinam wszystkich niedowiarków.

Marszczy czoło, próbując przyswoić część przeglądanej treści. Profesor na żadnym wykładzie, czy też w rozmowie nie wspominał, że brał udział w pracach archeologicznych. Wielkie odkrycie? Nigdy nie spotkała się z żadnym artykułem dotyczącym złotych drzwi, jaki mógł pochodzić z lat 70. XX wieku. Choć niemieckie kroniki wojenne o takowych pobieżnie wspominały.

9 marca 1974
Rota ponownie wymknęła się nocą do lasu. Może nie powinienem jej mówić o tym, co siedzi we mnie, odkąd ją poznałem. Myślę, że zna tego podejrzanego typka, który ostatnio się w koło kręci. Jeszcze tylko jutro i wracamy do Londynu. Cicha wieś zdecydowanie nie jest dla mnie. Przeklinam emocje.

10 marca 1974
Siedzę w samolocie powrotnym i nie mogę uwierzyć w to, co się stało. Jak to możliwe, że wszystkie osoby, z jakimi pracowałem nagle zapomniały o Rocie. Nawet stary Jenkins, który pracował z nią na głównych wykopaliskach. To jest niemożliwe, żeby stosowano amnezje w sprayu. Na szczęście złote drzwi nie zniknęły jak nasza kierowniczka. Tylko robotnicy mogliby być bardziej ostrożni przy załadunku. Skarb znaleziony bez szwanku, a zniszczony przy transporcie. Mógłbym przysiąc, że jeszcze rano znajdowało się tam kilka run. Przeklinam moją naiwność.

W jeszcze większe zdziwienie wprawia ją wspomnienie o całościowej amnezji. Czyżby tylko osoby mające emocjonalna więź z zaginionym wciąż o nim pamiętały?

25 czerwca 1974
Niech mnie piekło pochłonie albo zamkną mnie na oddziale zamkniętym. Widziałem ją. Widziałem Rotę Vikiri i to w towarzystwie nie byle kogo. Miałem rację co do tego, że zna tego typka z Norwegii. Nie wyglądają jak rodzina. Najgorsze jest to, że czegoś szukali. Przerażające, że pytali o mnie.

26 czerwca 1974
Zdecydowanie powinienem udać się do psychologa. Walkirie? Asgard? Bogowie? Że to wszystko istnieje? Już wolałbym mieć urojenia niż wiedzieć więcej niż ludzie siedzący z rządem. Rota nie powinna do mnie przychodzić, nie powinna mi mówić, kim jest. Wojowniczką Odyna na misji. Ludzie! Przynajmniej wiem, co oznacza jej nazwisko. Idiota. Nawet miłość jest przeciwko mnie. Przeklinam naiwność.

Kolejne wpisy są jeszcze bardziej tajemnicze niż poprzednie, a niespodziewane wspomnienie pojęć zaczerpniętych z mitologii nordyckiej wprawia Elen w zakłopotanie. Nie czuje się dobrze, czytając tę treść. Narastający dyskomfort tylko komplikuje sytuację.

28 czerwca 1974
Spotkać zapomnianego boga, przeprowadzić z nim w miarę normalną rozmowę... Błagam, niech ktoś powie, że zwariowałem i aktualnie siedzę w psychiatryku. To nie jest śmieszne. Tylko czekać aż objawi mi się gromowładny Zeus, choć z tego, co zdążyłem zrozumieć, prędzej odwiedzi mnie Thor niż greckie ścierwa, które nigdy nie istniały. Super. W takim razie, kim jest Chrystus?

30 czerwca 1974
Dosyć dziwnie rozmawia się z osobą znaną jedynie z kartek starych ksiąg. Jeszcze dziwniej, że dostaje się od niej propozycje. Strażnik wszystkich asgardzkich artefaktów, które znajdują się na Ziemi...wróć Midgardzie. Odyn. Kto by pomyślał, że można z nim porozmawiać. Ciekawe czy rzeczywiście wisiał przez sześć dni na drzewie w zamian za wiedzę. Mam dwanaście godzin, żeby zdecydować się na posadę Strażnika. Bardziej mnie boli fakt, że nie wiem, co się dzieje z Rotą.

1 lipca 1974
Kto jest idiotą i najpierw mówi później myśli? Ja, a dlaczego? Bo się zgodziłem. Świetnie. Zafundowałem sobie, na własne życzenie inicjacje. Lepiej być nie może, a będzie gorzej. Już to wiem. Widocznie nie jest mi pisane bycie szczęśliwym z kobietą, którą kocham. Zdecydowanie powinni popracować nad nazwami. Tesseract. Zgaduje, że ktoś się spił. Przekląłem siebie.

Taksuje pośpiesznie tekst opisujący codzienne życie. Nie ma ani słowem wspomniane o inicjacji. Profesor zdecydowanie się powtarza w swoich przemyśleniach. Aż tak kochał tę kobietę? Teraz nie może się dziwić, że nie mogła znaleźć w mieszkaniu profesora zdjęć z żadną z ukochanych osób.

Pobieżnie czyta nieciekawą treść opisującą początki pracy w muzeum i pierwsze próby szukania skandynawskich skarbów. Nie obywa się bez siarczystych uwag w stronę kafejki parzącej szczochy wymieszane ze śliną zamiast kawy. Pomyśleć, że wiele razy widziała w jego ręce papierowy kubeczek z logo tego miejsca.

Prawie krztusi się powietrzem, gdy znajduje ostatnie jakiekolwiek wspomnienie kobiety o rudych włosach oraz siwego staruszka z jednym okiem.

29 sierpnia 1974   
Widziałem ją ostatni raz. Przyszła, by patrzeć, jak zawarłem pakt z Wszechwiedzącym. Nic nie przełamie faktu, że cierpię. Zostałem oszukany przez bogów i serce. Jakby nie mogło wybrać innego obiektu westchnień niż zaufaną walkirie Odyna. Piekło by cię pochłonęło Malkinie. Straciłem szanse na życie z tak samo rąbniętą kobietą, jak ja. Wolałbym być głupcem niż mieć wiedzę, jaką zawdzięczam Asgardowi. Byłbym szczęśliwym głupcem, jeśli mógłbym jeszcze raz dotknąć delikatnej skóry Marchewy. Podobno wykonała swoje zadanie. Podobno zniknęła w zapomnienie. Zostawiła wiadomość, żebym patrzył w niebo. Dlaczego nikt mi nie powie, że nie żyje? Dość. Przeklinam cię Odynie.

Odrzuca zapisany zeszyt jak najdalej od siebie.

To jakiś obłęd! Zamiast uspokoić swój mętlik w głowie, jeszcze bardziej go zaostrzyła. Jest przekonana, że w tym momencie jej sielskie życie się kończy, a w ręce dostaje scenariusz filmu, którego zakończenie sama musi poznać.

Musi odetchnąć głębiej kilka razy, by się uspokoić. Myśl Elen.

Co by zrobiłaby Cecilia?

Pewnie nawet nie przeczytałaby okładek żadnej z tych ksiąg. W końcu takie skrzynie skrywają jedynie legendarne skarby.

Co zrobiłaby Elen?

Poderywa się z miejsca i zaczyna zbierać w pośpiechu rozrzucone przedmioty. Jaka szkoda, że kazała zlikwidować uroczy piecyk na drewno, aby zastąpić go komodą na telewizor. Pozbycie się staroci bez podejrzeń byłoby łatwiejsze.

Kładzie pokaźny stos przedmiotów na stoliku obok skrzynki. Bez zastanowienia wyciąga z wewnątrz lnianą szmatkę, by przykryć mącące myśli książki.

– Jasna cholera. – Krew odpływa jej z twarzy, a bursztyn stanowią
cy odcień jej oczu wypełnia się przerażeniem.

Co w jej mieszkaniu robi fragment ołtarza ze świątyni w Uppsali, który pod stałą ochroną znajduje się w muzeum?

Różniący się od oryginału kilkoma szczegółami kawałek skały leży niczym niewzruszony na dnie czarnego pudła w kawalerce na czwartym piętrze. A podobizny przez wieki zapomnianych bogów drwiły z jej przeklętego losu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro