Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3 - "Tam ktoś był!"

Na drugi dzień zaproponowałam Jackowi spacer. Zgodził się bez zawahania.

- A dokąd byś chciała iść? - zapytał.

- Nie lubię decydować, więc pozostawiam to tobie. - odpowiedziałam.

W sumie nie zwróciłam uwagi na to, jak wygląda Jack.

- Jack? Teraz tak myślę, że jak inni ludzie cię zauważą, to mogą trochę no...

- W sumie racja. - odpowiedział i jakby się zasmucił.

- Ale to nie oznacza, że nie pójdziemy. Chodź ze mną.

Ruszyliśmy w stronę mojego pokoju.

Jego delikatnie czerwone włosy pozostawiłam takie, jakie ma. Do ubrania dałam mu bluzę z kapturem i spodnie. Ubrał się bez zbędnych słów. Wyglądał... Normalnie. No może nie tak bardzo normalnie, bo jego strój jest pod bluzą i spodniami.

- Wyglądasz dość ciekawie. - powiedziałam.

- Chciałaś chyba powiedzieć "normalnie" - odpowiedział z lekkim wstrętem.

- Zdecydowanie wolę ciebie w tamtym ubraniu.

Po tych słowach, ja też się przebrałam i ruszyliśmy w tylko Jackowi znanym kierunku.

- Dokąd idziemy? - zapytałam, kiedy zauważyłam, że idziemy w nieznaną mi stronę.

- Zaraz zobaczysz - odpowiedział tajemniczo.

Stanęliśmy koło jakiś sklepów. Jack jakby się zamyślił.

- Jacky?

Nagle się ocknął.

- W sumie, chodźmy gdzie indziej. - wydukał.

I takim oto sposobem znaleźliśmy się w jakimś starym opuszczonym miasteczku.

Szczerze mówiąc, lubię takie klimaty.

- Tu kiedyś pracowałem.

Rozejrzałam się. Jack zdjął bluzę, bo było mu gorąco.

- Tu jest... Cudownie!

Ten jakby spojrzał na mnie z niedowierzaniem.

- Myślałem, że powiesz, że strasznie, albo coś w ten deseń.

Zerknęłam na niego. Po chwili go przytuliłam.

- Lubię takie klimaty - powiedziałam.

Nagle na jego ubraniu pojawił się nowy kolor - fioletowy.

Uśmiechnęłam się do siebie.

Oprowadził mnie po starym miasteczku i nawet wsiedliśmy na jedną z atrakcji. Było bardzo ciekawie. W drodze powrotnej, Jacky wziął mnie na barana. Zaczęliśmy sobie opowiadać różne śmieszne i straszne historie.

- A wiesz co jest gorsze od jedenastu dzieci na śmietniku? - zapytał.

- Nie wiem.

- Jedno dziecko w jedenastu śmietnikach. - powiedział i zaczęliśmy się śmiać, jak jacyś nienormalni. (Powiedziałam ten żart mojej mamie i sis i się nie zaśmiały. °^° ~Autorka)

Kiedy byliśmy już w domu, Jack postanowił zdjąć te jakże normalne ubrania. Ja ruszyłam do kuchni i zrobiłam nam herbatę.

- Słuchaj. Chciałbym, żebyś poznała moich znajomych. Nie teraz, ale w niedalekiej przyszłości. - powiedział.

- No dobrze.

Reszta dnia minęła nam na oglądaniu filmów.

Obudziłam się na wieczór. Widocznie zasnęłam wraz z Jackiem, podczas oglądania filmów na kanapie. Jack jeszcze spał.

Telewizor wyłączył się sam. Zerknęłam na patio. Tam coś było. Podeszłam bliżej okna. W małym lasku obok mojego domu stała jakaś postać.

Zaczęłam się szybko cofać w stronę kanapy. Nagle na kogoś wpadłam. Krzyknęłam i się odwróciłam.

Na szczęście to był Jack.

- Co się stało? - zapytał.

- Tam ktoś był! - pokazałam w stronę lasku.

Jack lekko zaniepokojony podszedł do okna.

- Niczego tam nie ma - odpowiedział.

- Ja naprawdę widziałam tam kogoś.

Roześmiany spojrzał na mnie.

- Możliwe, że tego kogoś wystraszyłaś swoim krzykiem. - zaśmiał się.

Po chwili ja też zaczęłam się śmiać. Postanowiłam pójść do pokoju i iść spać, bo widocznie jestem zmęczona.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro