Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1 - " Nie odejdę"

W mediach mój filmik ~ autorka

Szybkim tempem wybiegłam z domu. Nie ma mowy, że się spóźnię do szkoły.

Cóż, w szkole nie jestem lubiana. Szczerze mówiąc to nie wiem dlaczego, ale nikt mnie praktycznie nie lubi. Znaczy, miałam jedną "przyjaciółkę", ale... No nie ważne.

Szczególnie nie lubi mnie trójka chłopaków. James, Arthur i Jacob. Tak zwani "Bad Boy'e". Zawsze znajdą czas, żeby mnie poniżyć, obrazić... Bogu dzięki, że dziś mam tylko pięć lekcji, bo bym chyba nie wytrzymała.

Wbiegłam do szkoły jak torpeda. Na szczęście zdążyłam.

Lekcje dłużyły mi się niemiłosiernie. Na szczęście za chwilkę będzie dzwonek.

Po lekcjach zaczęłam iść w stronę domu. Kiedy byłam przy lesie (który był skrótami do mojego domu), usłyszałam wołanie.

- Ej, krasnal! Zaczekaj

No pięknie. Trójka Bad Boy'ów...

- Czego chcecie? - zapytałam.

- No pobawić się - powiedział Jacob.

Arthur mnie złapał, a pozostała dwójka zaczęła bić. Próbowałam się wyrwać, ale wtedy James zaczął mnie dusić.

Puścili mnie, a ja upadłam.

Siedziałam tak na ściółce leśnej, dopóki nie zaczął padać deszcz. Pasowałoby wstać.

Powolnym krokiem wracałam do domu. Byłam w lesie, więc mogłam pozwolić sobie na spacer.

Mam już powoli dość tego wszystkiego. Mimowolnie zaczęłam płakać. Dobrze, że deszcz pada.

Rozejrzałam się po lesie. Pięknie wyglądał podczas deszczu. Nagle zauważyłam jakieś pudełko na ziemi. Było ono czarno białe. Takie piękne...

Postanowiłam wziąć je ze sobą.

Pół godziny później byłam już w swoim pokoju. Przyjrzałam się pudełku. Było lekko zabrudzone, więc je przeczyściłam. Z boku pudełeczka była korbka. Postanowiłam nią zakręcić. Grała muzyka "Pop goes down the weasel". Mimowolnie zaczęłam nucić.

Kiedy muzyka skończyła grać, nic się nie stało. Pewnie trzeba będzie naprawić. Ruszyłam w stronę szafy i poszłam do łazienki.

Zaczęłam zmywać z siebie cały dzisiejszy dzień. Woda była czerwona. Dalej mnie zastanawia, czemu się uwzięli na mnie i akurat mnie musieli pobić. No nic... Życia się nie zmieni tak szybko.

Ubrałam piżamę i wyszłam z toalety. Czy ja coś mówiłam, że życia się tak szybko nie zmieni? Zmieniam zdanie.

W moim pokoju siedział czarno-biały klaun. Miał szpiczasty nos i długie pazury. Nie wiedziałam, czy mam uciekać, czy nie.

- O, witaj. Jestem Laughing Jack, a ty? - zapytał i uśmiechnął się strasznie.

- J-ja... Megan. - wydukałam.

- Oh, piękne imię! - wykrzyczał radośnie.

Stałam jeszcze chwilę oszołomiona, ale nagle się ocknęłam.

- Jak pan tu wszedł?

Ten jedynie się uśmiechnął.

- Po pierwsze, nie pan, tylko Jack. Po drugie, sama mnie wpuściłaś, cukiereczku. Mieszkałem w tym pudełku. - wskazał palcem na znalezisko.

- Em... Okej?

- No ale nie bój się mnie! Jesteśmy przyjaciółmi! - wykrzyczał.

Że przyjaciółmi?

- P-przy-przyjaciółmi? - zająkałam się, a moje oczy się zaszkliły.

Jack wstał.

- Jeśli mnie nie zostawisz, to tak. W przeciwnym razie będę bardzo zły.

- J-ja. Nie zostawię cię. Będę z tobą aż do śmierci. Po prostu nigdy nie miałam prawdziwego przyjaciela. - powiedziałam, ponieważ się wystraszyłam.

Jack patrzył na mnie, a raczej się wpatrywał. Nagle jego czarno-biały kostium nabrał gdzieniegdzie koloru zielonego. Nie był zbyt widoczny, ale jednak był.

- Opowiedz mi coś o sobie Megan. - powiedział, położył się na moim łóżku i wskazał miejsce obok.

Powoli położyłam się obok niego. Biło od niego ciepło, a woń słodyczy kusiła, żeby go przytulić.

- Jak już wiesz, jestem Megan. Megan Aris. Mam osiemnaście lat. Jestem niska, co zdążyłeś zapewne zauważyć. Przez mój wzrost, niektórzy mówią na mnie krasnal. Na razie tyle ci starczy. Teraz twoja kolej Jack.

Długo nad czymś myślał, ale w końcu się odezwał.

- Jestem Laughing Jack. Jestem mordercą. - powiedział.

- C-co? - zapytałam i zaczęłam się cofać.

- Jestem mordercą, ale tobie nic nie zrobię. Jesteś moją przyjaciółką, dlatego mówię ci to od razu. No więc... Kiedyś taki nie byłem. Byłem wesołym Jackiem z pudełka, który miał za zadanie być przyjacielem jednego chłopca. Miał on na imię Isaac. Miał on tragiczne życie, które przeszło na mnie. Pewnego dnia mnie zostawił w pudełku na dziesięć lat... Ja go zamordowałem... Poczułem się samotny. - zaczął płakać.

Przytuliłam go, a ten się spiął. 

- Dlaczego to robisz? - zapytał.

- Ponieważ jesteś moim przyjacielem.

Trwaliśmy w uścisku dosyć długo.

- Ja też cos wiem na temat samotności. - odezwałam się po dłuższej chwili.

Odsunął się ode mnie i spojrzał.

- Opowiedz.

- Eh... Jak byłam mała, to rodzice duuużo pracowali. Nie miałam im za złe, jednakże pierwszy raz poczułam się samotna. Później w podstawówce miałam przyjaciółkę, ale ona okazała się być chujową przyjaciółką. Wszystkie moje sekrety wygadała klasowym księżniczką... No mniejsza. Tutaj drugi raz poczułam się samotna.  Potem rok temu... Moi rodzice zginęli. Trzeci raz poczułam samotność. Jack, błagam nie odchodź. Nie chcę czuć tego po raz czwarty.

- Nie odejdę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro