Zawsze
3 dni później
Mimo iż wyszłam ze szpitala to wciąż nie czułam się najlepiej. Nie mówię tutaj to zdrowiu fizycznym, bo ono ma się całkiem nieźle, lecz o zdrowiu psychicznym, bo wciąż czuję niewyobrażalną pustkę po odejściu Sonny'ego. Wciąż nie potrafię się pogodzić z jego śmiercią. Odruchowo wybieram jego numer i mam nadzieję na usłyszenie jego głosu w słuchawce aby opowiedzieć mu o moim dniu. Moi bracia i mąż bardzo mnie wspierają. Pogodziłam się z nimi. Zrozumiałam, że chcieli mojego dobra. Patrząc na bliźniaków, widzę w nich siebie. Ale nie tą zagubioną dziewczynkę która tkwiła u boku mamy bojąc się wyjść na zewnątrz i czytając książki. Nie. Widziałam w nich Hailie Monet która przyzwyczaiła się do życia u boku pięciu braci. Która zaczęła używać swojego nazwiska. Która przyjmowała krytykę z uśmiechem na twarzy. Która nauczyła się robić dobrą minę do złej gry. Widziałam tą dziewczynę, którą byłam. Teraz chcę poświęcić się macierzyństwu. I tak zbyt wiele straciłam wspólnych chwil z rodziną. Zamierzam mniej się narażać aby nie osierocić moich synów, moich pierworodnych, którzy niegdyś przejmą wszystko co dotychczas stworzyła moja rodzina, ale także to, co stworzyłam ja i mój mąż, naszą miłość. Mam nadzieję że będą oni potrafili kochać tak, jak ja pokochałam ich tatę. Że będą popełniać błędy na których będą się uczyć. Ale proszę tylko o jedno, mogą popełniać błędy, ale jednego niech nigdy nie popełniają. Gdyby nie Sonny...leżałabym teraz na dnie jeziora, i pewnie szukaliby mnie do teraz. Zabiłabym je, zabiłabym swoje dzieci. Jestem idiotką, żałosną idiotką.
Siedziałam przy łóżeczkach moich dzieci patrząc jak zasypiały i rozmyślałam. Moje myśli wciąż wracały do tamtego dnia. Do dnia w którym mój jedyny przyjaciel, moja ostoja, został zabity. To przy nim mogłam czuć się tak naprawdę bezpieczna. To z nim odwalałam te nienormalne rzeczy, a on się na nie zgadzał bo wiedział, że to mnie uszczęśliwia. Odwzajemniałam jego uczucie, ale nie tak jakby tego chciał. Może byłam egoistką, ale kochałam go jak brata. Mogłam mu się wygadać. Płakałam mu w ramiona. Gdy się obżerałam w smutku, on nie krytykował, z uśmiechem na twarzy obżerał się razem ze mną. Chodził za mną krok w krok, ale nie z obowiązku, z troski. Tak wiele trzebabyło żebym w końcu to zrozumiała. Może musimy kogoś stracić aby uświadomić sobie jak głębokim uczuciem kogoś darzymy. W niektórych przypadkach jest to odwracalne. Ale nie w moim. Gdyby Sonny słyszał teraz moje rozmyślania, przytuliłby mnie i kazał żyć dalej, kazałby zapomnieć. Ale ja nie potrafię...
Wiem, że życie powinno toczyć się dalej, i toczy, ale ja wciąż będę o nim pamiętać. Zawsze. Bo oddałam mu cząstkę siebie której już nigdy nie odzyskam, bo umarła razem z nim...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro