rodzinna atmosfera
Obudziłam się dość późno, zegar wskazywał godzinę 11 a zarówno mojego męża jak i moich dzieci nie było u mojego boku. Usłyszałam brzdęk szklanek dochodzący z kuchni, pomieszany z wrzaskami świętej trójcy. W mgnieniu oka znalazłam się na dole co było bardzo ciężkie zważywszy na dzisiejszą noc. W kuchni zastałam awanturników a obok na stołku kuchennym siedział mój mąż. Gdy mnie zauważyli krzyki ucichły.
-Dzień dobry kochanie.-Nawet nie zauważyłam kiedy mój mąż zjawił się u mojego boku.
-Czemu oni tak wrzeszczą, i gdzie są dzieci?-wyszeptałam do niego niemal niesłyszalnie.
-Chodzi o to że Dylanowi spodobała się jakaś Margaret, a co do dzieci to są w ogrodzie z twoim ojcem.
-Mhm-wymruczałam mu w szyję, dopiero gdy do mnie doszedł sens słów Adriena moje wcześniej zaspane oczy, przypominały pięciozłotówki.-Co?!-Teraz wzrok wszystkich skierowany był na mnie.-Dylan! To prawda?-zwróciłam się do brata.
-Eee...no jakby...ten...no...t-tak.-Miałam ochotę teraz zacząć się śmiać i zrobić zdjęcie. Mina mojego brata nadawałaby się teraz na materiał do komedii doskonałej. Zachowałam powagę ze względu na niemożność mojego brata do chociażby skonstruowania tak nieskomplikowanego zdania.
-Nieważne...idę się ogarnąć-wymamrałam przez zaciśnięte zęby.
Pocałowałam Adriena w policzek i udałam się w stronę naszej sypialni. Ubrałam się w bardzo luźne ubrania i poszłam do ogrodu gdzie ojciec przesiadywał z moimi synami. Siedział na kocu wśród zieleni i gawędził z Nathanielem ponieważ Nicolas spał.
-Cześć królewno.
-Hej tatusiu.
Usiadłam na kocu obok niego i wtuliłam się w jego klatkę piersiową na co mój ojciec odpowiedział okrywając mnie swoim ramieniem.
-Coś się stało, córeczko?
-Nie wyspałam się.
-Dzieci dały w kość?
-Nie, to co innego.
-Nie wnikam.
W tym momencie w ogrodzie pojawił się Vincent z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy.
-Vince?-zaczęłam.
-Anita nie żyje.
-Słucham?-udawałam zaskoczoną.
-Wypadek.
-Przykro mi, synu.
-Przykro? Nic mnie z nią nie łączyło. Nigdy.
-Skoro tak stawiasz sprawę.
Vincent podszedł do śpiącego Nicolasa i pocałował go w czoło, natomiast co do Nathaniela to usiadł obok nas na kocu i zaczął wraz z nim gawędzić. Nigdy nie pomyślałabym że Vince potrafi być aż tak wyluzowany...dopóki nie urodziły mi się dzieci. Vince stał się bardzo...przyziemny, zwłaszcza w towarzystwie maluchów.
Siedząc tak na kocu w oddali na plaży zauważyłam Dylana stojącego przy barze z Margaret. Obściskiwali się, wyglądało to...dość jednoznacznie. Byłam bardzo ciekawa co tam zaszło ale wolałam się nie mieszać. Zastanawiałam się w tym momencie gdzie przebywa mój ukochany. Próbowałam wypatrzeć go wzrokiem jednak rezultat był marny. Zdecydowałam się na odszukanie go na tak wielkim obszarze jaki należał do wynajętej przez nas willi. Okazało się że znajdował się w kuchni przyrządzając jakiś posiłek.
-Pomóc?-zapytałam go.
-Nie trzeba, robię ci śniadanie. A właściwie to obiad-zaśmiał się.
-Dziękuję.
-Nie ma za co, kochanie. Planujesz coś na wieczór?
-Wyspać się, nie spałam dziś całą noc. A czemu pytasz?
-Miałem dla nas zaplanowany romantyczny wieczór.
-Przepraszam...-W tym momencie Adrien oderwał się od obecnie wykonywanych obowiązków podniósł mój podbródek i spojrzał głęboko w oczy.
-Hailie, nie masz za co przepraszać, naprawdę.
-Kocham cię.
-Ja też tak kurewsko cię kocham.
Całowaliśmy się dopóki do naszych nozdrzy nie doszedł zapach spalonej jajecznicy.
-Kurwa, pali się.-Migiem zabraliśmy się do ogarniania sytuacji.
-Chyba muszą ci wystarczyć kanapki.
-Nie jestem głodna.-Może to dziwne ale ostatnimi czasy naprawdę nie mam apetytu.
-Hailie..-zaczął Adrien ale nie było mu dane skończyć bo w tym samym momencie do kuchni niczym rakieta wskoczył Vincent.
-Powtórka z rozrywki?-zapytał oschle.
-Co?-zapytałam wystraszona. Przez pewien moment myślałam nawet że moja zbrodnia wcale nie była taka doskonała.
-Znowu się głodzisz?
-Vincent, na litość boską. Nie mam apetytu.-Mój brat uniósł pytająco brew po czym z szuflady wyciągnął mały notesik.
-Naprawdę zapisujesz kiedy coś zjem?!
-W tym tygodniu zjadłaś tylko 5 posiłków. A mamy koniec tygodnia, Hailie. Ponawiam pytanie, głodzisz się?
-Nie.
-Więc teraz grzecznie zjesz.
-Jezu Vincent, nie jestem już dzieckiem.
-Dla mnie zawsze będziesz dzieckiem, mała Hailie. A teraz skończ dyskusję.
-Co to znaczy ,,znowu się głodzisz"? Hailie?-Do rozmowy wkroczył mój mąż.
-Kiedyś ci opowiem.
Vincent zaczął przygotowywać dla mnie kanapki, Adrien coś szperał w telefonie, a do kuchni weszła Maya. Wyglądała bardzo kiepsko.
-Maya? Dobrze się czujesz?
-Niezbyt. Mamy coś przeciwbólowego? Jezu ale tutaj jest dziwnie...taka rodzinna atmosfera.-powiedziała drwiąco.
Wstałam ze stołka i poszukałam dla niej tabletek na ból. Gdy odnalazłam właściwe opakowanie, podałam jej jedną.
-Dzięki.
-Co ci jest?
-Okres mam.-Z tego całego stresu zapomniałam o okresie którego nie miałam bardzo dawno. Niemal biegiem dostałam się do prywatnej łazienki mojej i Adriena po czym z torby wyjęłam kalendarzyk w którym zapisuję sobie dni w których mam okres.
-Kurwa!-krzyknęłam. Mojego notatnika wynika że spóźnia mi się od trzech miesięcy. Zeszłam na dół i oznajmiłam że muszę pojechać do miasta...
(rozdział niesprawdzany)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro