Przychodnia
Nawet nie wiem kiedy znalazłam się w Pensylwanii. Co ja wtedy czułam. Strach? Radość? Nie jestem w pełni tego świadoma. Wiem tylko tyle że właśnie jadę z Mayą do lekarza który przeprowadził mnie przez poprzednią ciążę.
Po piętnastu minutach w poczekalni weszłam do środka a Maya została na zewnątrz. Lekarz wykonał szereg badań i nakazał abym została w Pensylwanii przynajmniej do wieczora aby odebrać swoje wyniki. Byłam zbyt zestresowana aby cokolwiek jeść. W rezydencji usiadłam przed telewizorem i wpatrywałam się w czarny ekran. Chwilę później dołączyła do mnie Maya która wróciła ze sklepu z reklamówką słodkości.
-Dobra kochana, opowiadaj.-Maya patrzyła na mnie wyczekująco ale ja wciąż nie wiedziałam o co jej chodzi. Patrzyłam na nią pytająco na co ona prychnęła.-Jak udało ci się tak doskonale zatuszować zabicie tej kurwy?
-No..jakby, musiałam działać szybko więc nie mogłam się z nią pobawić chociaż patrzenie jak laska się wykrwawia było bardzo satysfakcjonujące.
-To brzmiało psychopatycznie.
-Ale to ty jesteś płatną zabójczynią.
-Ja ostrzelam ofiary i spadam, zaś twoje zadanie polega na tym aby wyciągnąć z ofiary pewne dane, nieważne jakim sposobem. Możesz też zabić tak o, chociaż nie polecam, sumienie ucierpi.
-Ty zabijasz tak o.
-To moja praca. Mam kasę a ktoś inny nie ma życia. Proste? Proste.
Chciałam się uśmiać lecz moje myśli wciąż wracały do dwóch kresek na teście ciążowym.
-Hailie, słuchasz mnie?
-Yyy tak!-powiedziałam zbyt entuzjastycznie.
-To co powiedziałam?-Maya świdrowała mnie przenikliwym wzrokiem.
-No dobra, masz mnie.
-Co cię męczy?
-Najprawdopodobniej jestem w ciąży.
-Nie cieszy...-Mayi nie dane było skończyć ponieważ przerwał jej dzwonek do drzwi. Niezwłocznie poszłam otworzyć a moim oczom ukazała się Eugenie w pełnej okazałości.
-Hailie! Czy ja ci nie mówiłam że w razie kłopotów masz dzwonić?
-Kłopotów?
-No to niby co tu robisz, hm? Chłopaki tak się martwią że kazali mi sprawdzić.
-Wiesz, może wejdź do środka to ci wszystko na spokojnie wyjaśnię.
-No ja myślę.
Eugenie była wyraźnie poddenerwowana, usadowiła się na kanapie w salonie wcześniej witając się z moją ciotką.
-Herbatki?-zapytałam z grzeczności.
-Nie herbatkuj mi tu. Opowiadaj bo się stresuję.
Wyjęłam z torebki mój test ciążowy i podałam jej go. Eugenie wpatrywała się w malutki kawałek plastiku z szeroko otwartymi oczami.
-Czyli mam rozumieć że jesteś w ciąży a chłopcy nie wiedzą?
-No tak jakby...
Nie dałam jej czasu na odpowiedź ponieważ zadzwonił telefon z przychodni. Ściskając telefon w ręce i z szeroko bijącym sercem odebrałam i przyłożyłam słuchawkę do ucha.
-H-halo?-wyjąkałam.
-Pani Monet-Santan?
-Tak.
-Mamy pani wyniki, to nie jest rozmowa na telefon. Proszę niezwłocznie stawić się w moim gabinecie.
-Dobrze, niedługo będę.
Odwracając się czekały na mnie dwie osoby z wyczekującym wyrazem twarzy.
-I jak?
-No kazał mi przyjechać do przychodni, że niby nie rozmowa na telefon czy jakoś tak.
-Przynajmniej to nie ciąża-wymamrała Maya pod nosem.
-Skąd wiesz?
-Bo by ci pogratulował i powiedział.
-Więc co to do kurwy jest?
-Może jakaś inna ciąża? Nie wiem kurwa, nie znam się.
W przeciągu trzydziestu minut siedziałam już na fotelu w gabinecie lekarza.
-Mam dla pani szokującą wiadomość.
-Jaką?
Przez ten czas wyczekiwania aż się spociłam.
-Ma pani raka...
(rozdział niesprawdzany)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro