Droga Familio!
Gdy wraz z moim mężem weszliśmy do sali bankietowej, stanęłam jak wryta. A dlaczego? Bo wzrok wszystkich skierowany był tylko i wyłącznie na nas.
-Adrien, czemu ci wszyscy ludzie się na nas gapią?
-Nie na nas, tylko na ciebie księżniczko.
-Jestem ubrudzona? Zrobiłam coś?-zaczęłam panikować.
-Nic z tych rzeczy kochanie, patrzą na ciebie bo jesteś tak piękna.-zaśmiałam się na słowa mojego męża, wątpię aby rzeczywiście tak było.
Wraz z Adrienem weszliśmy w głąb tłumu i zaczęliśmy się witać po kolei z obecnymi tutaj. Każda z osób ze zdziwieniem patrzyła na mój ogromny brzuch. No każdy oprócz Charlesa i jego...partnerki? Nie wiem kto to stoi u jego boku ale zakładam że za chwilę się dowiem.
-Charlesie.-mój mąż przywitał się z znajomym uściskiem dłoni, natomiast ja przywitałam się z nim przytulając go.
-Adrienie, bardzo miło że wpadliście.-teraz jego wzrok skierował się na mnie.-Hailie.-skinął do mnie głową.
-Może przedstawi nam pan swoją...-zastanawiałam się jak ubrać to w słowa.-...towarzyszkę?
-Ah tak, Przepraszam najmocniej. Poznajcie Rossalind moją przyjaciółkę.
-Przyjaciółkę?-Adrien porozumiewawczo zaczął ruszać brwiami. Charles zaczął się śmiać z tego i odpowiedział.
-Tak, nie łączą nas żadne bliższe relacje.
-Jestem Rossalind, miło mi was poznać.
Miała ona na sobie sukienkę z bardzo głębokim dekoltem, mocny makijaż i w tych butach była wyższa od samego Charlesa. Jedynym słowem: zdzirowata. Sam jej wyraz twarzy mi się nie podobał, patrzyła na mnie z chęcią mordu w oczach a na MOJEGO męża z widocznym pożądaniem.
-Hailie, a to jest mój mąż Adrien.-przywitaliśmy się z rudowłosą uściskiem ręki.
Nagle drzwi do sali z hukiem otworzyły się Charles pod nosem wyszeptał ciche: ,,Znowu się zaczyna..." złapał się za głowę jakby nie był gotowy na to co nadchodzi, ruda była bardzo ucieszona, natomiast Adrien był zaskoczony podobnie do mnie. W drzwiach stanęła ona. Blond małpa. Pamiętacie Anitkę? A może Aurorę? W sumie na jedno wychodzi, dwa imiona jedna osoba i wciąż ta sama suka. O nie! Ona idzie w naszą stronę. Adrien widząc moje zdenerwowanie złapał mnie ręką w talii i ucałował w skroń.
-O mój boże! Dotarłaś!-krzyknęła ruda żmija.
-Jestem!-wtedy jej wzrok skierował się na mnie.-O widzę kochaniutka że otaczasz się bardzo...nieprzyzwoitymi ludźmi. Adrien Santan i jego suka.-jej wzrok zjechał niżej, wprost na mój zaokrąglony ciążowy brzuch.-Nie wierzę, Hailie Monet zaciążyła, czyli jednak plotki o tym że osłabłaś są prawdziwe.-drugą część zdania skierowała do mnie.
Nie wytrzymałam, tak bardzo się zdenerwowałam że weszłam na scenę po drodze zabierając ze sobą mikrofon i zaczęłam mówić.
-Witam wszystkich, wiele osób mnie pewnie zna, jeśli nie to się przedstawię. Hailie Monet, zanim zapytacie to tak, z tych Monetów. Chodzą plotki że osłabłam. Moja reputacja bardzo na tym ucierpiała, ale zamierzam ją odbudować. Plotki są tylko plotkami. Ja wcale nie osłabłam, nie jeździłam na akcje, droga Familio. Ale miałam ku temu ważny powód. Pod sercem noszę dwóch synów Nathaniela Shane'a oraz Nicolasa Tony'ego Monetów-Santanów. To oni będą spadkobiercami wszystkiego co ma po sobie cała rodzina zarówno Monetów jak i Santanów. Z początku byłam bardzo zszokowana, nie mogłam w to uwierzyć. Nawet wyśmiałam lekarza.-w tym momencie zaczęłam się śmiać.
-To prawda.-krzyknął ktoś z tłumu, jak się później okazało to właśnie był ten lekarz.-Zaczęła mi się śmiać prosto w oczy.-tłum zaczął głośno rechotać.
-Witam, panie doktorze.-przywitałam się z doktorkiem.-No ale wracając. Naprawdę myślicie że dzieci to nasza słabość? Że fakt że nie pokazujemy się publicznie świadczy o naszej przegranej? Nie! Dzieci to nasza siła. To dla nich jak najszybciej uwijamy się z pracą aby wrócić do domu i położyć je do snu. To dla nich w ogóle żyjemy, dla nich rano wstajemy! A fakt że nie pokazujemy się publicznie też świadczy o naszej sile. Wiecie czemu? To znaczy że możemy wszystkim sterować nawet jeśli jesteśmy niedyspozycyjni! To znaczy że mamy taką władzę że każdy jest na nasze skinienie! I tego się trzymajmy. Droga Familio! Ja, jako wasza przywódczyni, przepraszam was bardzo za moją niedostępność, ale nadrobię te 9 miesięcy jak urodzę i będę w stanie znów zaatakować! Mam jeszcze komunikat dla moich wrogów.-zerknęłam na Anitę.-Ten, który chociażby pomyśli o zaatakowaniu mnie, lub mojej rodziny, skończy w piachu. Mam nadzieję że się zrozumieliśmy.-powiedziałam ze słodkim uśmieszkiem.- A więc teraz, wznieśmy toast, moja rodzino, za spotkanie!
-Za spotkanie! Za naszą królową! Za jej potomków!
Zrobiło mi się ciepło na sercu gdy tłum wykrzykiwał: ,,Za naszą królową" w tym momencie poczułam niezwykłą władzę. Spojrzałam pod scenę gdzie stał tam Adrien uśmiechając się do mnie i bijąc brawo, gdy odwzajemniłam uśmiech, mój mąż puścił mi oczko.
-Dziękuję.-powiedziałam po raz ostatni do mikrofonu po czym zeszłam ze sceny.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro