9 miesięcy, mówi ci to coś?
Po odejściu lekarza byłam bardzo zdezorientowana. Wcześniej spodziewałabym się że jestem nieuleczalnie chora niż że jestem w ciąży. Dylan właśnie wymienia czego nauczy mojego dziecka. A ja leżę i wbijam wzrok w ścianę bo nie mam pojęcia co zrobić.
-Dylan czemu jesteś taki zadowolony?-do pokoju weszła Maya. Dylan nie zdążył jej odpowiedzieć bo Adrien wtrącił.
-Będę miał dziecko!-krzyknął Adrien z niezwykłym entuzjazmem. Maya popatrzyła na mojego męża przerażonym wzrokiem jakby telepatycznie pytając się go czy to prawda, po czym jej wzrok powędrował na mnie.
-A ty Hailie jak się czujesz?-zastanawiałam się chwilę nad odpowiedzią.
-Jestem przerażona, bardzo, ale szczęśliwa.
-Mówiłam ci jeszcze przed akcją abyś wzięła i zrobiła test ciążowy.
-Wiem, przepraszam że cię nie posłuchałam.
-Gdzie jest moja perełka?!-do pokoju wbiegł zdyszany Will. Gdy tylko mnie zobaczył niemal od razu podbiegł do mnie i mnie przytulił.-Jeżeli jeszcze raz mnie tak wystraszysz to zamknę cię w wieży i nie wypuszczę.
-Nie wypuścimy jej przez najbliższe 9 miesięcy, Will.-odezwał się Vincent.
-Co? Ale dlaczego?
-9 miesięcy, mówi ci to coś?-Mój nadal ulubiony brat chwilę się zastanawiał ale chyba domyślił się o co chodzi.
-Hailie?-zwrócił się do mnie.-Czy ty jesteś w ciąży?
-Tak.-wydukałam cicho.
-O kurwa...-mruknął pod nosem.-Ale dlaczego nic nie mówiłaś?
-Dowiedziałam się 10 min temu.
-To dziecko to będzie najbardziej rozpieszczone i wytrenowane stworzenie jakie niedługo będzie stąpało po tej planecie.
-A ja się do tego przyczynię.-rzekł Vince.
-Jak każdy z nas.- znienacka zza kąta wyskoczył Tony.
-Każda lalunia się będzie za nim oglądała, wujek Dyluś o to zadba.-powiedział z dumą w głosie Dylan.
-Co się stało? Czemu tak krzyczycie.-u progu moich drzwi pojawił się malutki Justin wraz z Montym.
-Hailie, wyzdrowiałaś już?-Mały Justin przyszedł do mnie na łóżko i wtulił się w moją klatkę piersiową.
-Tak kochanie. Niedługo będziesz miał małego kuzyna albo kuzynkę.
-Właśnie! Jak poznamy płeć trzeba będzie wymyślić imiona!-Shane dostał oświecenia.
-No brawo geniuszu.-wymamrał wiecznie znudzony Tony.
-Proponuję Dylan. Wspaniałe imię, i opisuje tak wspaniałego człowieka jak ja.
-Mówimy o Dylanie Sprouse? Bo jeśli tak to się zgadzam że jest wspaniały.-zaświergotała Maya. Wujek Monty opatrzył ją morderczym spojrzeniem.
-Nie. Mówiłem o sobie.
-No to bardzo mi przykro ale nie jesteś wspaniały.-odgryzła mu się Maya.
-Jesteś głodna?-zwrócił się do mnie Monty.
-Jasne że jest. Nie jadła nic bardzo długo.-odpowiedział za mnie Shane.
-No ty to już po godzinie idziesz do lodówki.-odgryzł mu Tony.
Nie mogłam słuchać ich wymiany zdań dlatego udałam się do toalety. Stanęłam przed lustrem i muszę przyznać że widok w nim nie był zbyt ciekawy. Zaczesałam włosy i umyłam zęby. Gdy skończyłam czynności i wróciłam do sypialni zastałam tam tylko Adriena.
-Jak się czujesz?
-Jest dobrze, po prostu jestem zdezorientowana.
-Ja się bardzo cieszę że będziemy mieć dziecko. Będzie kiedyś takie jak my.
-Oby nigdy nie popełniło naszych błędów.
-Będziemy je przed nimi chronić, nawet nie tylko my, twoi bracia już mają bzika na punkcie tego maluszka, a warto zauważyć że ono się jeszcze nawet nie urodziło.-zaśmiałam się na jego słowa, to prawda, już z min moich braci da się wyczytać że to oni będą się bardziej opiekować moim dzieckiem niż ja sama. Będą je chronić bardziej niż kogokolwiek co jest bardzo na plus.
-To prawda.
-Chodźmy, musisz coś zjeść.
-W takim razie idziemy.
Zeszliśmy do kuchni a tam Dylan przygotował już dla mnie obfity posiłek.
-Trzymaj, ja to jem zawsze jak jestem osłabiony.
-Dziękuję.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro