3 - "Tam ktoś był!"
Na drugi dzień zaproponowałam Jackowi spacer. Zgodził się bez zawahania.
- A dokąd byś chciała iść? - zapytał.
- Nie lubię decydować, więc pozostawiam to tobie. - odpowiedziałam.
W sumie nie zwróciłam uwagi na to, jak wygląda Jack.
- Jack? Teraz tak myślę, że jak inni ludzie cię zauważą, to mogą trochę no...
- W sumie racja. - odpowiedział i jakby się zasmucił.
- Ale to nie oznacza, że nie pójdziemy. Chodź ze mną.
Ruszyliśmy w stronę mojego pokoju.
Jego delikatnie czerwone włosy pozostawiłam takie, jakie ma. Do ubrania dałam mu bluzę z kapturem i spodnie. Ubrał się bez zbędnych słów. Wyglądał... Normalnie. No może nie tak bardzo normalnie, bo jego strój jest pod bluzą i spodniami.
- Wyglądasz dość ciekawie. - powiedziałam.
- Chciałaś chyba powiedzieć "normalnie" - odpowiedział z lekkim wstrętem.
- Zdecydowanie wolę ciebie w tamtym ubraniu.
Po tych słowach, ja też się przebrałam i ruszyliśmy w tylko Jackowi znanym kierunku.
- Dokąd idziemy? - zapytałam, kiedy zauważyłam, że idziemy w nieznaną mi stronę.
- Zaraz zobaczysz - odpowiedział tajemniczo.
Stanęliśmy koło jakiś sklepów. Jack jakby się zamyślił.
- Jacky?
Nagle się ocknął.
- W sumie, chodźmy gdzie indziej. - wydukał.
I takim oto sposobem znaleźliśmy się w jakimś starym opuszczonym miasteczku.
Szczerze mówiąc, lubię takie klimaty.
- Tu kiedyś pracowałem.
Rozejrzałam się. Jack zdjął bluzę, bo było mu gorąco.
- Tu jest... Cudownie!
Ten jakby spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
- Myślałem, że powiesz, że strasznie, albo coś w ten deseń.
Zerknęłam na niego. Po chwili go przytuliłam.
- Lubię takie klimaty - powiedziałam.
Nagle na jego ubraniu pojawił się nowy kolor - fioletowy.
Uśmiechnęłam się do siebie.
Oprowadził mnie po starym miasteczku i nawet wsiedliśmy na jedną z atrakcji. Było bardzo ciekawie. W drodze powrotnej, Jacky wziął mnie na barana. Zaczęliśmy sobie opowiadać różne śmieszne i straszne historie.
- A wiesz co jest gorsze od jedenastu dzieci na śmietniku? - zapytał.
- Nie wiem.
- Jedno dziecko w jedenastu śmietnikach. - powiedział i zaczęliśmy się śmiać, jak jacyś nienormalni. (Powiedziałam ten żart mojej mamie i sis i się nie zaśmiały. °^° ~Autorka)
Kiedy byliśmy już w domu, Jack postanowił zdjąć te jakże normalne ubrania. Ja ruszyłam do kuchni i zrobiłam nam herbatę.
- Słuchaj. Chciałbym, żebyś poznała moich znajomych. Nie teraz, ale w niedalekiej przyszłości. - powiedział.
- No dobrze.
Reszta dnia minęła nam na oglądaniu filmów.
Obudziłam się na wieczór. Widocznie zasnęłam wraz z Jackiem, podczas oglądania filmów na kanapie. Jack jeszcze spał.
Telewizor wyłączył się sam. Zerknęłam na patio. Tam coś było. Podeszłam bliżej okna. W małym lasku obok mojego domu stała jakaś postać.
Zaczęłam się szybko cofać w stronę kanapy. Nagle na kogoś wpadłam. Krzyknęłam i się odwróciłam.
Na szczęście to był Jack.
- Co się stało? - zapytał.
- Tam ktoś był! - pokazałam w stronę lasku.
Jack lekko zaniepokojony podszedł do okna.
- Niczego tam nie ma - odpowiedział.
- Ja naprawdę widziałam tam kogoś.
Roześmiany spojrzał na mnie.
- Możliwe, że tego kogoś wystraszyłaś swoim krzykiem. - zaśmiał się.
Po chwili ja też zaczęłam się śmiać. Postanowiłam pójść do pokoju i iść spać, bo widocznie jestem zmęczona.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro